Miriam. Silna żydowska dziewczyna, która została Matką Pana

Silna, odważna, samodzielna dziewczyna. Taki obraz Maryi (czy też właściwie Miriam, bo tak brzmiało jej imię po hebrajsku) przedstawia film Netflixa. I choć film przedstawia wizję zaczerpniętą raczej w protoewangelii Jakuba, to akurat ten element jest zgodny z tym, co o niej mówią Ewangelie kanoniczne - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

Budowa szopki bożonarodzeniowej na placu Krasińskich w Warszawie
Budowa szopki bożonarodzeniowej na placu Krasińskich w Warszawie
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Adam Burakowski/REPORTER
Tomasz P. Terlikowski

Każda epoka, każdy kraj i niemal każdy Kościół lokalny ma swój wizerunek Miriam. Jedni będą kładli nacisk na jej posłuszeństwo Bogu, będą analizować to, co o niej mówią apokryfy i objawienia prywatne, a inni zwrócą uwagę przede wszystkim na jej odwagę.

Jej wizerunek także będzie zgodny z tym, jak ideał piękna jest postrzegany w danej kulturze, a także w zgodzie z tym, jaki ideał kobiecości funkcjonuje w danej kulturze. I dokładnie tak samo jest w przypadku netflixowej Maryi z najnowszego filmu D.J. Caruso.

Film wpisuje Miriam w kanony współczesnego piękna (choć zgodnie z historią jest to piękno hebrajskie i izraelskie), i próbuje (zdaniem wielu to już udaje się mniej) dać jej rysy odważnej, zdeterminowanej dziewczyny. Dziewczyny, która mogłaby być wzorem dla współczesnych, ukształtowanych także przez współczesny feminizm i wyemancypowanych dziewcząt. Czy jednak jest to wizerunek zgodny z tym, co mówią nam o Maryi Ewangelie? I co tak naprawdę o niej wiemy?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Drogie święta? Zapytaliśmy Polaków, co myślą o cenach

Zacznijmy od tego, że materiał, który określić możemy źródłowym, jest naprawdę niewielki. Ewangelie kanoniczne (a to one powstały jako pierwsze i zawierają najbardziej prawdopodobny, choć także ubarwiony elementami mitycznymi wizerunek Miriam) wspominają o niej kilkukrotnie, ale z pewnością nie na niej skupiają swoje spojrzenie.

Matka Jezusa pojawia się w scenie zwiastowania, później gdy przychodzi na świat jej syn, gdy ma uciekać do Egiptu, a potem gdy odnajduje go wraz z mężem w świątyni jerozolimskiej, gdy Jezus zaginął podczas pielgrzymki do Jerozolimy. Jest jeszcze wspomnienie o tym, że była z nim na weselu w Kanie Galilejskiej, gdzie zatroszczyła się o innych, a także, że przyszła z krewnymi, którzy obawiali się o stan zdrowia psychicznego jej syna. I wreszcie stała pod krzyżem, gdzie Jezus powierzył jej Jana, a ją Janowi. I tyle. Nic więcej.

Wszystkie te sceny zawierają zaledwie kilka wypowiedzianych przez nią słów. "Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?" (Łk 1, 34) - pyta anioła, który ma jej zwiastować poczęcie Jezusa. A gdy ten wyjaśnia jej, jak do tego dojdzie odpowiada: "Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!" (Łk 1, 38). Gdy spotyka się z Elżbietą, wypowiada słowa modlitwy, które wejdą do Liturgii Godzin, a które określane są mianem Kantyku Maryi.

"Wielbi dusza moja Pana,

i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.

Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,

gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.

Święte jest Jego imię - 

a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją.

On przejawia moc ramienia swego,

rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.

Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.

Ujął się za sługą swoim, Izraelem,

pomny na miłosierdzie swoje - 

jak przyobiecał naszym ojcom - 

na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wiek"

(Łk 1, 46-55).

Ewangelista Łukasz odnotowuje także zdziwienie Miriam, gdy starzec Symeon wychwala jako "światło na oświecenie pogan" i "chwałę Izraela" maleńkiego Jezusa. Wiele lat później, gdy Jezus jest już chłopcem, wypowie do niego inne słowa. "Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie" (Łk 2 48). Tam także jest mowa o tym, że Maryja odpowiedź (dość obcesową) Jezusa "zachowała w swoim sercu".

I wreszcie dwie ostatnie sceny. W pierwszej Maryja przychodzi z krewnymi, by spotkać się z Synem. "Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: 'Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie'. Odpowiedział im: 'Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?' I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: 'Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką" (Mk 3, 31-35). Druga to już scena pożegnania na krzyżu. I nic więcej.

Odważna Miriam

Tyle że z tych urywków, niewielkich fragmentów obrazu Miriam można, jeśli zna się kontekstu kulturowy tamtych czasów, wywnioskować całkiem sporo. I tak wiemy z ogromną pewnością, że młoda Miriam była osobą naprawdę odważną. Gdy anioł (niezależnie od tego, jak to się stało, i jak wyobrazić sobie symboliczny i mitologiczny język ewangelii Łukasza) mówi Jej, że zostać może matką, ona nawet nie zastanawia się, co może na to powiedzieć jej narzeczony, nie pyta go o zdanie, nie konsultuje z nim niczego.

To, nawet dziś, zdecydowanie nie jest typowe, a wtedy było tym mniej oczywiste. Kobieta, która zaszłaby w ciąże z kimś innym niż osoba jej zaślubiona (a Miriam, co jasno wskazują Ewangelię, była zaślubiona Józefowi) powinna zostać ukamienowana. Młoda dziewczyna słysząc propozycje anioła, choć zastanawia się nad decyzją, ostatecznie się zgadza. I wystawia na ogromne ryzyko śmierci.

Ewangelie zresztą wcale tego nie ukrywają. Józef, gdy zastanawia się, co zrobić, postanawia najpierw " oddalić Ją potajemnie", bowiem "nie chciał narazić Jej na zniesławienie" (Mt 1, 19). Te słowa mogą nie być do końca zrozumiałe z naszej współczesnej perspektywy, warto je zatem wyjaśnić. Otóż Józef ma świadomość, że jeśli to nie on jest ojcem biologicznym dziecka jego narzeczonej, to ona powinna zostać ukamienowana. Jeśli oddala ją potajemnie, to bierze winę i hańbę na siebie, pozwalając narzeczonej zachować i życie i honor. To jednak była decyzja Józefa, które Miriam nie mogła - godząc się na swój los - przewidzieć. Jeśli mimo to zgodziła się na poczęcie Jezusa, to - jako dziecko swoich czasów - to wiedziała czym ryzykuje.

Józef, który ostatecznie zgodził się "wziąć ją do siebie" także miał świadomość, co oznacza jego decyzja. Ludzie także w tamtym czasie umieli liczyć, wiedzieli, że dziecko poczęło się zanim Miriam zamieszkała u niego, a jako że był on - wszystko na to wskazuje - dziś powiedzielibyśmy budowlańcem, to mogli także wyliczyć, czy mógł on być czy nie ojcem Jezusa. A jeśli nawet mógł, to i tak na niego spadała "hańba" poczęcia dziecka zanim mogło być ono prawnie uznane.

Wątpliwości ws. Jezusa

Mamy także w Ewangelii św. Marka ślady tego, że przynajmniej część z mieszkańców Nazaretu mogła nie traktować Jezusa jako dziecka Józefa. "Czy nie jest to cieśla, syn Maryi" (Mk 6,3) - mówią o nim ludzie. Zgodnie z tamtejszym zwyczajem powinni zaś o nim mówić jako o "synu Józefa".

Dlaczego tak nie mówią? Tradycja dostarcza różnych wyjaśnień, także takich zgodnie, z którymi powodem było to, że jego ojciec już nie żył. Nie brak jednak także teologów, którzy wskazują właśnie na to, że w Nazarecie żywa była wątpliwość, co do ojcostwa Jezusa.

I wreszcie ostatnia scena, która pokazuje jak niezależną osobą była Miriam, to moment, gdy 12-letni Jezus zostaje odnaleziony w świątyni jerozolimskiej. W męskim świecie (a taki był w świątyni), to nie kobieta, ale mężczyzna powinien mówić cokolwiek po wejściu do świątyni, po wejściu między uczonych w Piśmie. To Józef powinien pytać syna, on powinien zabrać głos. Tyle że według Łukasza, Józef milczał, a mówiła Miriam. I także ta scena jest, najdelikatniej rzecz ujmując, dowodem na to, że młoda matka nie odgrywała tylko ról jakie w jej czasach były dopuszczalne dla kobiet. Ona miała odwagę, by rozmawiać z mężczyznami, by w ich obecności zadawać pytania, by domagać się odpowiedzi. To naprawdę nie było typowe, i pozwala postawić tezę, że Miriam była nie tylko odważna, ale i niezależna od mężczyzn.

Niezależnie od tego, jak oceniać wartość artystyczną netflixowej "Maryi", niezależnie od tego, czy autorom udało się ją taką przedstawić, oni także podejmują próbę pokazania Miriam właśnie takiej. Odważnej, zdecydowanej, nie poddającej się dominacji mężczyzn. I choć można narzekać, że jej obrazowi brakuje emocjonalnej głębi (podzielam tę opinię), a części z jej wyborów dramatyzmu egzystencjalnego, to odwagi wyjścia poza schemat "posłusznej" służebnicy, odmówić im nie można.

I dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu Miriam staje się bliższa współczesnemu człowiekowi i współczesnemu obrazowaniu. A tego każde pokolenie chrześcijan (a także ludzi, którym ta tradycja kulturowa jest bliska) potrzebuje.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (61)