Księża w polityce? To niedobrze, ale interwencji nuncjusza nie będzie [OPINIA]
Księża, to nie ulega dla mnie wątpliwości, nie powinni uczestniczyć we wspieraniu kandydatów na prezydenta. Interwencji nuncjusza też jednak, wbrew oczekiwaniom części mediów, nie będzie. I to z przyczyn oczywistych - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
07.12.2024 10:13
Sześciu księży: ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz, ks. Jerzy Chorzępa, ks. prał. Ireneusz Juszczyński, ks. prał. Tadeusz Magas, ks. prof. Stanisław Nabywaniec i ks. prof. Jarosław Wąsowicz weszło w skład komitetu poparcia Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich.
I jeśli chodzi o ogólne zasady kościelne, wielkich wątpliwości nie ma - księża zachowali się nieodpowiednio, złamali zasadę braku bezpośredniego zaangażowania politycznego i partyjnego duchownych. Tyle że od strony prawnej, ale i praktyki działania w Kościele w Polsce, sprawa - wbrew tej fundamentalnej oczywistości - jest zdecydowanie bardziej skomplikowana.
Prawo kanoniczne zakazuje wprawdzie pewnych zachowań, ale co do zasady nie może być ono interpretowane rozszerzająco, a zakazu uczestnictwa w komitetach poparcia nie ma. Jeśli więc chcieć szukać wskazań prawnych do wezwania księży do wycofania się ich z bieżącej polityki, to może się okazać, że ich nie ma.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Bezpośredni udział w bieżącej polityce pozostaje domeną katolików świeckich"
Mam świadomość, że ta teza może brzmieć szokująco, bo jeśli chodzi o ogólne wskazania moralne do księży, stanowisko Kościoła jest jasne. Ksiądz może mieć - i często ma - poglądy polityczne. To jest święte prawo. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy zaczyna się nimi - publicznie, a nie tylko prywatnie - dzielić. Dlaczego? Bo tak się składa - na co zwraca uwagę część z biskupów, a także Stolica Apostolska - ksiądz ma być dla wszystkich, jego rolą ma być głoszenie Ewangelii i łączenie ludzi, a polityka jest tym, co nas dzieli.
Już Synod Biskupów z 1971 roku jasno wskazywał, że ksiądz jako świadek przyszłej rzeczywistości "powinien zachować pewien dystans wobec jakiejkolwiek funkcji lub pasji politycznej". Polscy biskupi w liście do księży na Wielki Czwartek w 2016 roku przypomnieli dokładnie te same zasady.
"(…) każda publiczna aktywność księdza wymaga roztropnego odróżnienia polityki jako troski o dobro wspólne od zaangażowania w konkretne polityczne projekty. Rezygnujemy z tej ostatniej aktywności w imię pierwszeństwa naszej kościelnej misji. Bezpośredni udział w bieżącej polityce pozostaje domeną katolików świeckich" - napisali polscy biskupi. I dalej: "(…) posłannictwo księdza jest uniwersalne, czyli skierowane do każdej strony politycznego sporu. Dla nas każdy człowiek jest przede wszystkim umiłowanym dzieckiem Boga".
Zasady są, ale niekoniecznie w tej sprawie
Zasady ogólne są więc jasne. Bezpośrednie zaangażowanie w życie polityczne nie powinno być przez duchownych podejmowane. Zamknięte jest dla nich także - i to już wiadomo z prawa kanonicznego, a także kolejnych decyzji papieskich - członkostwo w partiach politycznych. Jasno precyzuje to kanon 287. Kodeksu Prawa Kanonicznego.
"§ 1. Duchowni powinni jak najbardziej popierać zachowanie między ludźmi pokoju i zgody, opartej na sprawiedliwości. § 2. Nie mogą brać czynnego udziału w partiach politycznych ani w kierowaniu związkami zawodowymi, chyba że - zdaniem kompetentnej władzy kościelnej - będzie wymagała tego obrona praw Kościoła lub rozwój dobra wspólnego" - czytamy w zasadach prawnych Kościoła.
Duchowni nie mogą także przyjmować "publicznych urzędów, z którymi łączy się udział w wykonywaniu władzy świeckiej" (Kodeks Prawa Kanonicznego kanon 285, paragraf 3).
Te zasady mogą się wydawać oczywiste, ale… jest pewien drobny problem. Otóż tak się składa, że prawo kanoniczne nie może być stosowane rozszerzająco. Jeśli wskazuje ono, że duchowny nie może być czynnym członkiem partii politycznej, to odnosi się to do partii, a nie do każdej organizacji politycznej.
Komitet poparcia kandydata partią nie jest więc objęty zasadami prawa kanonicznego. Można oczywiście zadać pytanie, czy uczestnictwo w spolaryzowanym społeczeństwie w komitecie poparcia jednego polityka, służy "zachowaniu między ludźmi pokoju i zgody", tyle że to już podlega bardzo subiektywnej ocenie.
I to właśnie dlatego - nawet jeśli co do zasady księża wchodzący w skład komitetu poparcia zachowują się niezgodne z zasadami kościelnymi - nie bardzo widać możliwość kanonicznego ich upomnienia w tej sprawie. Można im zwrócić uwagę, można rozmawiać, ale nie sądzę, by można było nacisnąć mocniej. Szczególnie że - o czym często się zapomina - wcale nie jest czymś nowym, ani zaskakującym obecność duchownych w takich ciałach.
To nie sprawa dla nuncjusza
Nic nie wskazuje też na to, by w tej sprawie miał interweniować - choć takie pytania kierują do niego media - nuncjusz apostolski. Każdy z księży, którzy zdecydowali się na uczestnictwo w komitecie poparcia Karola Nawrockiego, ma swoich przełożonych. U jednych jest to biskup, w którego diecezji inkardynowani są księża diecezjalni, u innych (choćby u księży profesorów Bortkiewicza czy Jarosława Wąsowicza) to przełożeni zakonni (u pierwszego prowincjał chrystusowców u drugiego inspektor salezjanów). I to właśnie oni mogą (i powinni) zwrócić uwagę swoim księżom. Oni są ich przełożonymi, a nie nuncjusz.
Inną rzeczą jest to, czy to zrobią, bowiem część Kościoła hierarchicznego (choć i to się, w przypadku biskupów, zmienia) jest wciąż niezwykle rozgrzana politycznie i przekonana, że kolejne wybory są niemal starciem dobra ze złem, co wymagać ma szczególnych środków.
Dlaczego zatem - możecie zadać pytanie - nuncjusz interweniował, gdy dziesięć lat temu w skład komitetu honorowego Marszu w Obronie Demokracji i Wolności Mediów weszło pięciu biskupów? Odpowiedź jest prosta. Otóż dlatego, że przełożonym kościelnym biskupów jest Watykan, a jego przedstawicielem w Polsce jest nuncjusz.
Nikt inny, poza nuncjuszem, nie ma władzy nad biskupami diecezjalnymi. Ich napomnieć, ukarać może wyłącznie Stolica Apostolska. Nikt więcej. W przypadku księży - diecezjalnych i zakonnych - to po prostu tak nie działa. Tam, gdzie wystarczą ich przełożeni, nie będzie interweniować nuncjusz.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski