Migranci na granicy. Były szef Straży Granicznej: "Nie po to szkolimy funkcjonariuszy..."
- Ochrona granicy Polski i Unii Europejskiej powinna być priorytetem. Ale w przypadku uchodźców z Usnarza ważniejszy jest aspekt humanitarny. Ci ludzie zasługują, żeby przewieźć ich do ośrodka, a nie czekać na kolejną zagrywkę ze strony Aleksandra Łukaszenki - mówi Wirtualnej Polsce były Komendant Straży Granicznej gen. Dominik Tracz.
Ponad 30 imigrantów, głównie z Iraku i Afganistanu, od kilku dni koczuje na terenie pasa granicznego między Polską a Białorusią, niedaleko miejscowości Usnarz Górny na Podlasiu. Do naszego kraju nie chcą wpuścić ich polskie służby, a z drugiej strony nie przyjmuje ich z powrotem strona białoruska. W grupie jest kilka kobiet, w tym dwie nastolatki. Od kilku dni sytuacja na granicy jest bardzo napięta. Według relacji przedstawicieli Fundacji "Ocalenie", którzy są na miejscu, funkcjonariusze Straży Granicznej nie pozwalają migrantom oddalić na kilka metrów od grupy.
W czwartek pojawiły się jednak nieoficjalne informacje, że część z tych osób została wpuszczona z powrotem na teren Białorusi. Po południu migranci mieli być znowu wypychani w stronę polskiej granicy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zdaniem byłego szefa Straży Granicznej gen. Dominika Tracza (na czele SG stał w latach 2012–2015) to, co robi prezydent Aleksander Łukaszenka, to próba zaprezentowania Polsce i Unii Europejskiej, tego co się stanie, jak Białoruś przestanie ochraniać swoje granice.
- Przypomina to swoim działaniem podejście tureckiego rządu przed laty. Turcja pozwalała swoim imigrantom przekraczać granice i obserwowała jak będą zachowywać się kraje Unii Europejskiej. Łukaszenka zaprezentował to już Litwie, gdzie na granicy również doszło do sporu - mówi Wirtualnej Polsce gen. Dominik Tracz.
Aspekt humanitarny zamiast przepychanek
- Służyłem 30 lat w mundurze i dziwię się, że nie jesteśmy obecnie wypracować wspólnie z Unią Europejską działań, które byłyby skuteczne w takich przypadkach. Odnoszę wrażenie, że znajdujemy się w sytuacji, w której zmierzamy w odwrotnym kierunku. Martwi mnie to, że tak sprawny i silny kraj, wchodzi w grę białoruskiego reżimu. Będziemy się teraz przerzucali, jeśli nie na tym odcinku, to na innym. Przecież mamy wypracowane mechanizmy przyjmowania wniosków uchodźców. Wątek humanitarny odbudowałby zaufanie i potwierdził, że jesteśmy skuteczni. Uchodźcy to ludzie, nie nasi przeciwnicy. Opuścili swój kraj, bo dalsze przebywanie w nim stanowiło dla nich zagrożenie - uważa były szef Straży Granicznej.
Grondecka koczuje w Afganistanie. Jest deklaracja rządu
Według byłego komendanta SG, Polska powinna ich przewieźć do ośrodków i wdrożyć procedurę sprawdzającą.
- Mamy czas, żeby zbadać ich sytuację w kraju, z którego uciekli. Poznać prawdziwe powody ucieczki. Powinniśmy przyjąć ich wnioski, zebrać niezbędne dokumenty oraz w uzgodnieniu z Urzędem ds. Cudzoziemców wskazać miejsce, do którego zostaną dowiezieni. Szef urzędu powinien ocenić czy wnioski są uzasadnione i czy możemy przyznać im ochronę. Przerzucanie się odpowiedzialnością z białoruskimi służbami jest najgorszym rozwiązaniem. Ci ludzie chcą znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Nie wiemy, co zrobi jutro prezydent Łukaszenka. Czy nie wsadzi ich w samolot i odeśle z powrotem do kraju. Białoruś wypycha tych ludzi do nas, żeby pokazać, że się wcale od nich nie różnimy, a pojęcie demokracji jest dla nas wygodne, kiedy nie musimy brać na siebie odpowiedzialność - ocenia gen. Dominik Tracz, który obecnie jest ekspertem Fundacji "Instytutu Bezpieczeństwa i Strategii".
W czwartek o sytuację na granicy polsko-białoruskiej pytany był premier Mateusz Morawiecki. Podczas konferencji prasowej w Bydgoszczy zapowiedział, że Polska nie ulegnie szantażowi Białorusi.
- Jesteśmy zobowiązani do tego, aby chronić własną granicę. Wyobraźmy sobie, że ona byłaby nieszczelna. Pistolet przystawiony przez pana Łukaszenkę do naszych głów mógłby wypalić. To ludzie, którym szczerze współczuję, ale oni są instrumentem, narzędziem w ręku pana Łukaszenki. (...) Polska nie ulega. Polska reaguje w sposób stanowczy. Ta granica, nasza granica z Białorusią, jest patrolowana nie tylko przez straż graniczną, ale także przez wojsko po to właśnie, aby zapobiegać instrumentalizacji w rękach pana Łukaszenki - powiedział premier polskiego rządu.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zdaniem byłego szefa Straży Granicznej, decyzja rządu odbiła się na zachowaniu funkcjonariuszy SG, którzy zostali oddelegowani do zabezpieczenia granicy w Usnarzu Górnym.
- Nie po to szkolimy funkcjonariuszy Straży Granicznej, żeby realizowali doraźne cele polityczne. Jak patrzę na ich relacje z cudzoziemcami jestem przekonany, że ten aspekt jest decydujący. Przecież oni tam są, widzą dramat tych ludzi, mają swoje rodziny, bliskich i mają świadomość, ze to naprawdę się dzieje. To nie jest przekaz z pozycji rządu, które uparcie twierdzi, że uchodźców do Polski nie wpuści. Bardzo dużo ludzi w mundurach ma świadomość tego, że uczestniczy w działaniach politycznych. Robią to co mogą, ale naprawdę się z tego nie cieszą - ocenia były komendant Straży Granicznej.
MSWiA zapowiada wzmocnienie granic
W ostatnich miesiącach na granicach Białorusi z UE gwałtownie wzrosła liczba nielegalnych migrantów z Iraku, Syrii, Afganistanu i innych krajów. Najwięcej osób trafiło dotąd na Litwę, która zarzuciła Białorusi zorganizowanie przerzutu imigrantów na jej terytorium w ramach "wojny hybrydowej".
Jak podało MSWiA, w sierpniu tego roku na polsko-białoruskiej granicy 2100 osób usiłowało nielegalnie przekroczyć granicę. Z tego Straż Graniczna zapobiegła próbom przekroczenia granicy przez 1342 osób, a 758 cudzoziemców zostało zatrzymanych i osadzonych w zamkniętych ośrodkach prowadzonych przez SG.
Na granicy pojawiły się nowe umocnienia i będą budowane kolejne. "Ogrodzeniem z drutu kolczastego zabezpieczono blisko 100 km granicy na odcinku ochranianym przez Podlaski Oddział Straży Granicznej. Planowane jest dodatkowo zabezpieczenie ogrodzeniem kolejnych 50 km" - czytamy w komunikacie MSWiA.