"Kto nie z Mieciem, tego zmieciem", czyli Wachowski ministrem
O ile z Wałęsą Wachowski znajdował wspólny język, to inni urzędnicy przez niego odchodzili z Kancelarii Prezydenta. Stąd wzięło się powiedzenie: kto nie z Mieciem, tego zmieciem. - Wielu uważało, że nawet odejście Andrzeja Drzycimskiego, długoletniego rzecznika prasowego Wałęsy, miało związek z Wachowskim. A na pewno Wachowski miał wpływ na odejście prof. Lecha Falandysza, głównego prawnika i doradcy prezydenta - mówi prof. Dudek.
Już jako minister w kancelarii Wałęsy w praktyce był prawą ręką prezydenta. - Załatwiał za niego rzeczy, których Wałęsa nie chciał załatwiać osobiście, także takie poufne. W pewnym momencie nie sposób się było dostać do Wałęsy bez zgody Wachowskiego. To on był śluzą, przez którą trzeba było się dostać do Wałęsy - mówi prof. Dudek.
Co jednak ciekawe, na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi 1995 r. Wachowski odszedł z Kancelarii Prezydenta. - Wałęsa sam uznał, że Wachowski jest już takim obciążeniem, że musi go usunąć. Moim zdaniem było to zresztą umówione i gdyby Wałęsa wygrał wybory, to Wachowski szybko by wrócił, bo nie było widać cienia konfliktu między nimi - mówi prof. Dudek.
Na zdjęciu:
1992. Morze Bałtyckie na trasie Ustka-Gdynia. W Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej im. wiceadmirała Józefa Unruga w Ustce odbyła się przysięga wojskowa. Na uroczystość przybył prezydent RP Lech Wałęsa, którego najstarszy syn Bogdan odbywa zasadniczą służbę wojskową w Marynarce Wojennej. Po przysiędze prezydent odpłynął do Gdyni na pokładzie kutra rakietowego Orkan.