Miało być święto, a może być międzynarodowy skandal

Od lat Morski Oddział Straży Granicznej starał się o nowy, nowoczesny okręt patrolowy. Kiedy już pojawił się na horyzoncie, zamiast oczekiwanej fety, może dojść do poważnego skandalu - francuska stocznia pozwała Polskę do sądu.

Okręt OPV "Józef Haller"
Okręt OPV "Józef Haller"
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | MOSG

Informacje o problemach prawnych jako pierwszy ujawnił money.pl. Jak ustalił serwis, Francuzi rozważali zatrzymanie jednostki w swoim porcie do czasu wynegocjowania korekty ceny sprzedaży. Ostatecznie z tego pomysłu jednak zrezygnowali. Opóźnienie w dostarczeniu statku obciążyłoby bowiem finansowo jego wykonawcę, czyli francuską stocznię Socarenam z Boulogne-sur-mer.

Wobec fiaska rozmów z przedstawicielami Straży Granicznej francuski właściciel stoczni podjął decyzję o skierowaniu sprawy przeciwko Straży Granicznej do polskiego sądu w Gdańsku. W sądzie stronę polską reprezentuje Prokuratoria Generalna.

Terytorialny zasięg działania Morskiego Oddziału Straży Granicznej obejmuje 18 proc. całkowitej długości granicy Polski. W obszarze zainteresowania służb pozostaje także 12-milowy pas wód terytorialnych i polska wyłączna strefa ekonomiczna, co na morzu stanowi ogromny obszar 32 tys. kilometrów kwadratowych.

Do kontroli tak wielkiego obszaru Straż Graniczna posiadała zaledwie dwie duże jednostki patrolowe: "Kaper-1" zwodowany w 1990 roku, i o rok młodszy "Kaper-2". Są to okręty, które zostały zaprojektowane dla urzędów morskich jako statki kontroli strefy, mające sprawdzać limity połowów i walczyć z morskimi kłusownikami. Średnio nadawały się do zadań, jakie stawiano przed nowoczesnymi okrętami patrolowymi.

O wymianie obu "Kaprów" rozmawiano już na początku XXI wieku. Skończyło się jednak na rozmowach. W budżecie ustalonym w 2007 r. zabrakło środków. Pięć lat później pojawiły się plany zakupu używanego fińskiego patrolowca "Tiira" typu "Telkkä". Jednak z różnych względów do tego nie doszło. Głównie finansowych. "Kapry" trafiły więc do remontu, który miał przedłużyć ich używanie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Szansa na nowe okręty pojawiła się w 2018 r., kiedy w związku z kryzysem migracyjnym, Frontex – unijna Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej przeznaczyła duże fundusze na wzmocnienie ochrony zewnętrznych granic Unii Europejskiej.

Nowy okręt

Morski Oddział Straży Granicznej rozpoczął postępowanie na dostawę jednego pełnomorskiego okrętu patrolowego klasy OPV w 2019 roku. Według ostatecznie zatwierdzonych planów, nowy okręt ma 69,9 m długości, zanurzenie 3,2 m, a szerokość 11,5 m. Okręt ma wyporność 1150 t. Autonomiczność wyniesie co najmniej 12 dni przy zasięgu 2600 Mm z prędkością 9 w. Maksymalna prędkość ma wynieść 19 węzłów.

Jednostka jest wyposażona w dwa kontenery 20-stopowe z wyposażeniem przeznaczonym do zadań ratowniczych. Na dziobie jednostki miało znajdować się lądowisko dla śmigłowców i rozpoznawczych bezzałogowców. Ostatecznie zrezygnowano z niego. Na pokładzie zaplanowano także miejsce dla maksymalnie 250 rozbitków, którzy powinni być dostarczeni na brzeg w ciągu 24 godzin.

Okręt w planach Straży Granicznej ma operować na Bałtyku, Morzu Północnym i Śródziemnym, wspierając Frontex w operacjach na najbardziej newralgicznych kierunkach. Przyszły okręt Straży Granicznej będzie nosił nazwę "Generał Józef Haller".

Problemy z umowami

Pierwsze postępowanie zostało unieważnione, ponieważ obie oferty przekraczały zakładany budżet o niemal 50 procent. W powtórzonym postępowaniu wpłynęły oferty złożone przez dwie stocznie: francuską Socarenam oraz PGZ Stocznia Wojenna. Przetarg wygrali Francuzi, którzy wycenili jednostkę na 111 000 000 zł brutto.

Ponadto zagwarantowali 36-miesięczny okres gwarancji i zadeklarowali, że są gotowi płacić kary umowne za ewentualną zwłokę w wysokości 0,1 proc. wartości kontraktu za każdy rozpoczęty dzień opóźnienia. W ramach umowy Polska uzyskała także plany stoczniowe, na podstawie których będzie możliwa budowa kolejnych jednostek.

Tymczasem PGZ Stocznia Wojenna ponownie wyceniła budowę drożej niż wynosił limit przeznaczonych funduszy. Jednostka budowana w Polsce miałaby kosztować 138 990 000 zł brutto. Producent dawał 30-miesięczny okres gwarancji, a godził się na kary umowne w wysokości 0,05 procenta. Po wyborze francuskiej oferty, PGZ złożył odwołanie do Krajowej Izby Odwoławczej. KIO uznała skargę za bezzasadną.

Francuzi wybudowali okręt w terminie i od 25 sierpnia prowadzone są próby morskie przed przejęciem jednostki przez Straż Graniczną. Pojawiły się jednak problemy, które rzucają negatywne światło na kontrakt.

Amatorka?

Budowa okrętu w 90 procentach była finansowana ze środków Unii Europejskiej. Pozostałe 10 proc. i wszelkie dodatkowe koszty miał ponieść polski rząd. Ten nie do końca chce się wywiązać z zobowiązań i producent pozwał Polskę do sądu. Ze względu na dużą inflację koszt budowy wzrósł. Polska jednak odmówiła Francuzom dopłaty ok. 5 mln euro.

Niewiele brakło, a doszłoby do poważnego skandalu, ponieważ Socarenam zastanawiał się, czy nie zatrzymać jednostki w stoczni, póki polski rząd nie dopłaci brakującej kwoty. Miało to związek z tym, że Straż Graniczna od ponad roku nie reagowała na pisma producenta z prośbą o renegocjowanie ceny.

Co ciekawe, renegocjowanie kontraktów zawartych tuż po pandemii i w jej trakcie nie było niczym zaskakującym. Dopuszczają to przepisy "pakietu antykryzysowego", który został wprowadzony przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Dopuszcza on renegocjowanie umów zawartych w trybie ustawy Prawo zamówień publicznych. Dlatego może dziwić, że polska strona nie zareagowała na francuskie prośby. Teraz zamiast fety szykuje się proces przed gdańskim sądem.

Socarenam na początku sierpnia złożył w Sądzie Okręgowym w Gdańsku wniosek o nakaz zapłaty przez MOSG. Polska strona do końca września ma się do niego ustosunkować. Jeżeli do tego czasu nic się nie wydarzy, to rozpocznie się proces.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (476)