Koniec Górskiego Karabachu? Wyjątkowo krótka wojna

Konflikt o Górski Karabach wydaje się nigdy nie wygasać, co najwyżej okresowo traci na intensywności. Jednakże wszystko wskazuje na to, że tym razem mamy do czynienia z przesileniem, które może ostatecznie zakończyć okres niezależności tego quasi-państwa.

Historia konfliktu o Górski Karabach trwa w zasadzie od początku XX wieku, rozpalając się na nowo za każdym razem, gdy słabną imperia i zmienia się geopolityczny układ sił.
Historia konfliktu o Górski Karabach trwa w zasadzie od początku XX wieku, rozpalając się na nowo za każdym razem, gdy słabną imperia i zmienia się geopolityczny układ sił.
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Globalna Gra

20.09.2023 | aktual.: 25.09.2023 14:31

Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Filip Dąb-Mirowski jest publicystą i analitykiem. Pisze głównie o bieżących wydarzeniach w polityce międzynarodowej i zmianach w globalnym układzie sił. Publikuje pod marką Globalna Gra. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.

Od początku września internetową infosferę zaczęły zalewać zdjęcia i nagrania przedstawiające azerskich żołnierzy wraz ze sprzętem wojskowym zmierzających na granicę z Armenią. Towarzyszyły temu doniesienia o pomniejszych incydentach granicznych z wymianą ognia włącznie, po których następowało wzajemne oskarżanie się o prowokacje. Dzisiaj możemy już z całą pewnością stwierdzić, że było to preludium do trzeciej wojny o Górski Karabach, w porównaniu do poprzednich wyjątkowo krótkiej.

Koniec Arcach? Komentarz do sytuacji na Kaukazie

Faktem jest, że od zakończenia drugiej wojny karabaskiej w listopadzie 2020 roku, sytuacja między oboma państwami pozostaje napięta. Arcach, jak nazywają Górski Karabach jego mieszkańcy, jest otoczony przez zajęte (czy jak kto woli "odzyskane") przez Azerbejdżan terytoria, a przy tym połączony z Armenią jedną tylko drogą biegnącą przez korytarz laczyński.

Klęska Armenii pozwoliła Azerbejdżanowi na zajęcie dominującej pozycji w stosunkach dwustronnych, co władze w Erywaniu próbowały balansować opierając się na tradycyjnych relacjach z Moskwą jako protektorem. Wojna zakończyła się porozumieniem, którego gwarantami miała być Federacja Rosyjska, stąd to na rosyjskich żołnierzach spoczęła odpowiedzialność za utrzymanie porozumienia w mocy, co od samego początku było zadaniem trudnym, nie tylko ze względu na azerskie apetyty.

Upokarzające dla Ormian warunki umowy spotkały się ze społecznym sprzeciwem. Szczególnie zobowiązanie do oddania zajętych w pierwszej wojnie terytoriów w połączeniu z ewakuacją mieszkańców. Protestujący w Erywaniu ludzie wdarli się do parlamentu spuszczając tęgie lanie przewodniczącemu izby, a premier Nikola Paszynian zapowiedział swoją rezygnację. Ostatecznie, z niemałym trudem utrzymał się przy władzy wygrywając próbę sił nie tylko ze wzburzonymi wyborcami, ale też z tzw. klanem karabaskim. Tymczasem pierwsze starcia odżyły już w grudniu 2020 roku, gdy oddziały armeńskie wkroczyły do dwóch miejscowości, które powinny zostać przekazane Azerbejdżanowi.

Był to jednak wyjątek od reguły, którą w następnych miesiącach stały się incydenty z wymianą ognia oraz permanentne naruszanie terytorium Armenii właściwej przez azerskie oddziały. Ocenia się, że do połowy 2023 roku Azerbejdżan zajął od 50 do 215 km2 armeńskiego terytorium. Uczyniono tak głównie po to, by przejąć dogodne taktycznie pozycje na wypadek wznowienia regularnych działań zbrojnych, choć znany jest przypadek próby uzyskania kontroli nad kopalnią złota.

Do największej eskalacji doszło we wrześniu 2022 roku. Dominował wzajemny ostrzał artyleryjski, podczas gdy starcia oddziałów pozostały w rejonach nadgranicznych. Wbrew pozorom nie toczyły się one na terytorium Arcach, tylko w sąsiedniej południowej Armenii. Celem azerskich ataków była zwłaszcza prowincja Sjunik, będąca bramą na południe, w tym do Górskiego Karabachu, Nachiczewanu oraz Iranu, co ma fundamentalne znaczenie dla Erywania. Ze względu na zamknięte przejścia graniczne z Turcją i Azerbejdżanem, Armenia połączona jest ze światem jedynie poprzez Gruzję oraz Iran.

Co ważne, w trakcie walk siły azerskie ostrzelały rosyjskich "mirotworców", w tym pilnujących granicy funkcjonariuszy FSB, przy biernej postawie Rosji. Jak dotąd, każde z takich starć wygaszane było w toku negocjacji, najczęściej przy pomocy aktorów międzynarodowych: Francji, Federacji Rosyjskiej, Turcji, USA, Unii Europejskiej czy OBWE (Grupa Mińska). Baku celowo używało argumentu siły by zmusić Erywań do kolejnych ustępstw. Mimo niewesołego położenia, premier Paszynian nie chciał się na nie zgodzić. Prócz korytarza, najtrudniejszym tematem do rozwiązania pozostawała delimitacja granicy oraz przyszły status Górskiego Karabachu, który Azerbejdżan zamierzał w całości reintegrować.

Tymczasem o ile dokładny przebieg granicy jest kwestią relatywnie elastyczną, o tyle połączenie azerskich terytoriów wliczając w to Nachiczewan, jest dla Baku sprawą niepodlegającą negocjacjom. Sam prezydent Ilham Alijew zapowiadał, że w razie konieczności tzw. korytarz Zangezur zostanie zajęty siłą. Stworzenie lądowego połączenia jest marzeniem nie tylko prezydenta Alijewa, ale też prezydenta Turcji Reccepa Erdogana. To nieodzowny element w budowie unii turańskiej, łączącej wszystkie euroazjatyckie ludy turańskie w jednym organizmie politycznym w duchu podobnym do Unii Europejskiej.

Armenia co prawda zgodziła się na otwarcie drogi dla transportu, ale nie zamierza oddawać nad nią kontroli. W związku z powyższym, w grudniu 2022 roku tzw. "aktywiści ekologiczni" azerskiego pochodzenia zablokowali korytarz laczyński. Z początku przepuszczano jedynie transporty z lekami i pomocą humanitarną, ale od czerwca 2023 roku blokadę przejęła azerska armia, de facto całkowicie odcinając Arcach od Armenii, co zaostrzyło narastający kryzys humanitarny.

Od tamtej pory presja na Erywań stale narastała. Negocjacje zyskały na intensywności tym bardziej, że prowadzone były na trzech różnych poziomach. Pod koniec 2021 włączyła się w nie Komisja Europejska za sprawą Charlesa Michela, ale indywidualnie toczono je także przy udziale Rosji i Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wszystkie te formaty odbyły w tym roku kilkukrotne spotkania i nawet wydawało się, że porozumienie jest nieodległe. Jeszcze w połowie września Azerbejdżan odblokował korytarz laczyński wpuszczając transporty humanitarne. Wygląda jednak na to, że Alijewa zmęczyło czekanie.

Z początku władze w Baku tłumaczyły, że gromadzenie się azerskiego wojska na linii kontaktu między stronami wynika z potrzeby przeprowadzenia manewrów, czemu Ormianie nie dawali wiary. Nic dziwnego, w 2020 roku przed wrześniowym atakiem na Górski Karabach, wojska azerskie robiły dokładnie to samo, po czym z ćwiczeń płynnie przeszły do inwazji. Podobnie stało się przed starciami we wrześniu 2022 roku. Prawdopodobieństwo, że tym razem będzie podobnie było więc wysokie i rzeczywiście, opisany schemat został powtórzony.

W dniu 19 września siły azerskie przystąpiły do ostrzału terytorium Arcach, w wystosowanym oświadczeniu oskarżając Ormian o terroryzm. Celem rozpoczętej "operacji antyterrorystycznej" miała być demilitaryzacja obszaru, co jednak trudno interpretować inaczej niż ostateczną likwidację niezależności Górskiego Karabachu.

Pora odpowiedzieć na pytanie dlaczego Rosja, odpowiedzialna przecież za dochowanie warunków porozumienia, do których należało także utrzymanie ruchu przez korytarz laczyński, zachowała całkowitą bierność w stosunku do Azerbejdżanu? Wydaje się, że jest po prostu zbyt słaba by wejść w konfrontację.

Jeszcze po zakończeniu drugiej wojny karabaskiej, w listopadzie 2020 roku, Federacja Rosyjska, choć zaangażowana na wielu kierunkach, nadal wydawała się graczem o niemałym potencjale, który stabilizował sytuację. Co prawda, wsparcie udzielone przez Turcję Azerbejdżanowi oznaczało, że wpływy rosyjskie zaczęły być wypychane przez Ankarę, ale mimo wszystko Moskwa sprytnie utrzymała się na pozycji regionalnego arbitra.

Wszystko zmieniło się po lutym 2022 roku. Razem z pełnowymiarową napaścią na Ukrainę i wyraźną porażką rosyjskiej armii doznaną pod koniec lata, osłabienie rosyjskich zdolności wojskowych stało się dla wszystkich oczywiste. Równocześnie, bezprecedensowe sankcje Zachodu i ostracyzm, zawęził Moskwie pole działania na arenie międzynarodowej, a koszty wojny nadwyrężyły budżet.

Rosyjska niemoc, brak skutecznych narzędzi do projekcji siły w tzw. limitrofie, skłonił regionalnych graczy do podjęcia próby polepszenia własnych pozycji geopolitycznych, a w awangardzie tego trendu ruszyły ramię w ramię Turcja i Azerbejdżan. Zmiana ta, stała się też podstawą do wkroczenia na kaukaską arenę Stanów Zjednoczonych oraz Unii Europejskiej. Uważam, że to dopiero początek kłopotów Federacji w jej pograniczu, ale to temat na inny artykuł.

Wspomniane przeze mnie walki na granicy prowincji Sjunik z września 2022 roku nastąpiły krótko po tym, gdy oddziały rosyjskie zostały rozbite przez Siły Zbrojne Ukrainy w pamiętnej operacji izjumsko-kupiańskiej w obwodzie charkowskim. Azerowie bardzo trzeźwo ocenili, że frontowe deficyty uzupełniane są także za pomocą oddziałów rozlokowanych na Kaukazie i dlatego postanowili przetestować rosyjskie reakcje na różnego rodzaju prowokacje zbrojne prowadzone na linii kontaktu między stronami, łącznie z ostrzałem "mirotworców".

W ten sposób doszliśmy do blokady korytarza laczyńskiego. Pretekstem do jego utrzymywania był domniemany przemyt broni dla karabaskich bojówek, a co oskarżały Armenię władze w Baku. Azerbejdżan pozostaje właściwie bezkarny, a Rosjanie bierni, ku wściekłości Erywania (co wyrażono np. w oficjalnym oświadczeniu MSZ). Trudno się dziwić, że taka postawa zachęciła Azerów do sięgnięcia "po więcej". Dysproporcja w potencjale wojskowym między bogatym Azerbejdżanem, a biedną Armenią stale rośnie.

Do niedawna Erywań pokładał nadzieje w gwarancjach bezpieczeństwa OUBZ (Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym), ale okazała się ona całkowicie niewydolna, nawet mimo objęcia przez Armenię przewodnictwa struktury w latach 2021-2022. Ta oczywista niemoc w chwili bezpośredniego zagrożenia dla armeńskiego terytorium, stała się powodem dużej frustracji Ormian, a w ostatnim czasie skłoniła premiera Nikolę Paszyniana do konstatacji, że jednowymiarowe stawianie na Rosję okazało się strategicznym błędem (mówił o tym w wywiadzie dla włoskiej gazety "La Reppublica").

Erywań odmówił wzięcia udziału w ćwiczeniach OUBZ, jakie na początku września ruszyły na Białorusi, oraz odwołał swojego stałego przedstawiciela przy organizacji – Wiktora Bijagowa. Spodziewam się, że w następnym kroku Armenia opuści sojusz. Paszynian dość wyraźnie daje znać, że interesuje go bliższa współpraca z Zachodem jako bardziej wiarygodnym partnerem, co zresztą jest krokiem oczekiwanym przez jego wyborców.

Symbolem zwrotu w polityce wobec Rosji stało się wprowadzenie pod obrady armeńskiego parlamentu wniosku o ratyfikację Statutu Rzymskiego, który uzna prawną jurysdykcję Międzynarodowego Trybunały Karnego. Gdyby do tego doszło, byłby to cios wymierzony we Władimira Putina, wobec którego MTK wydał nakaz aresztowania.

Jednocześnie wysłano pomoc humanitarną dla Ukrainy, którą osobiście "dostarczyła" żona premiera Anna Hakobjan. Niemałym zaskoczeniem była też zapowiedź wspólnego z Amerykanami ćwiczenia wojskowego "Eagle Partner 2023", które odbyły się w dniach 11-20 września. Ich oficjalnym celem była poprawa współdziałania w międzynarodowych misjach pokojowych. To fundamentalny zmiana w polityce zagranicznej Erywania, który przyciśnięty do ściany chwyta się wszystkich dostępnych możliwości.

Podsumowanie

Walki na terenie Arcach wydają się zmierzać ku nieuchronnemu końcowi. Po zaledwie dobie starć rząd tzw. Republiki Górskiego Karabachu skapitulował, godząc się na złożenie broni i wycofanie ciężkiego sprzętu do Armenii. Co prawda część separatystycznych sił z gen. Karenem Jawalianem na czele nie chciała podporządkować się tej decyzji, broniąc stołecznego Stepanakertu ale ich opór jest daremny, a oni sami całkowicie osamotnieni wobec postawy Erywania.

Kolumny azerskiego sprzętu wojskowego grożą już nie tylko karabaskim separatystom, ale suwerenności Armenii właściwej. Rozumiejący wiszące nad krajem zagrożenie premier Nikola Paszynian zachował daleko idącą ostrożność i dystans do wydarzeń, wszystko po to, by nie dać wciągnąć się w wojnę, której celem stałby się Zangezur. Krótko po rozpoczęciu walk zapowiedział, że Armenia w żaden sposób nie włączy się w sprawy Górskiego Karabachu, nie posiada też sił wojskowych na jej terenie. Nic dziwnego, nie może bowiem liczyć na pomoc swojego najważniejszego do niedawna sojusznika, który dodatkowo bardzo chętnie obarczy go odpowiedzialnością za porażkę, przykrywając własną bierność.

Siły rosyjskiego Południowego Okręgu Wojskowego, który dotychczas odpowiedzialny był za wszelkie operacje na Kaukazie, dziesiątkowane są w ukraińskiej ofensywie na Zaporożu. Rosjanie nie mieli więc zasobów do zatrzymania Azerbejdżanu, stąd woleli nie zaogniać sytuacji, godząc się z faktami. Najlepszym dowodem na iluzoryczność gwarancji dawanych przez obecność "mirotworców" był fakt, że w trakcie walk prowadzonych 20 września, złożona z kilku pojazdów kolumna została omyłkowo ostrzelana przez siły azerskie, w wyniku czego zginąć miało przynajmniej pięciu rosyjskich żołnierzy, razem z zastępcą dowódcy kontyngentu pokojowego.

Incydent ten nie zmienił jednak postawy Kremla, który postanowił jeszcze raz zagrać rolę arbitra w sporze, niejako pieczętując politykę faktów dokonanych Azerbejdżanu. Moskwa liczy na utrzymanie wpływów wśród karabaskich elit, które nawet po opuszczeniu Arcach pozostaną uczestnikami życia politycznego Armenii, kraju osłabionego i rozchwianego wewnętrznie skutkami przegranej wojny. Punktem zaczepienia w przyszłych relacjach z Erywaniem pozostaną też rosyjskie bazy wojskowe ulokowane na armeńskim terytorium. Te kalkulacje okazać się chybione, ponieważ wśród Ormian dominować zaczynają postawy antyrosyjskie, co potwierdzają tłumy protestujących oblegających rosyjską ambasadę.

Wydaje się, że ostateczny koniec quasi-państwa karabaskiego jest nieuchronny, przy czym Baku wyraźnie dąży do wygnania Ormian z karabaskiej ziemi i to mimo deklaracji o poszanowaniu ich praw na równi z populacją azerską. Wielu obserwatorów obawia się czystek etnicznych na ludności ormiańskiej.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że historia tego konfliktu nie skończy się na likwidacji Arcach. Kwestia złączenia całości ziem azerskich wisi nad Erywaniem niczym miecz Damoklesa. A pamiętać należy, że ambicje Baku spotykają się z nerwową reakcją Iranu, przy którego północnej granicy biegnie korytarz zangezurski. Postawa Teheranu i jego wsparcie dla Armenii może mieć zasadnicze znaczenie w budowaniu nowej równowagi sił w regionie.

Iran kilkukrotnie powtarzał, że nie zgodzi się na żadne zmiany terytorialne wobec Armenii, a więc nie da się odciąć od niej azerskim korytarzem. Prezydent Ilham Alijew zapewnia obecnie, że nie zamierza nastawać na armeńską suwerenność, ale są to deklaracje stojące w sprzeczności z jego wcześniejszymi zapowiedziami. W ewentualny konflikt o Zangezur na pewno wtrąciłaby się też Turcja, przy cichym wsparciu Izraela, który od dłuższego czasu zaopatruje Baku w uzbrojenie, a także prawdopodobnie korzysta z azerskiego terytorium do prowadzenia operacji przeciwko reżimowi ajatollahów.

Taki rozwój wypadków gwarantuje z kolei nie tylko rozchwianie Kaukazu, ale także Bliskiego Wschodu, czego dalekosiężnych następstw nie sposób w tej chwili przewidzieć. Możliwe więc, że jeśli na Kaukazie wkrótce ponownie umilkną działa, to niestety nie na długo.

Źródło artykułu:Globalna Gra
armeniagórski karabachwojna
Wybrane dla Ciebie