"Miał ze sobą dwa noże". Świadek ujawnia porażające szczegóły z Poznania

- Przejeżdżaliśmy ulicą. Miałem otwarte okno i usłyszałem krzyki. Natychmiast ruszyłem na pomoc - relacjonuje Grzegorz Konopczyński, który pomógł obezwładnić 71-letniego nożownika w Poznaniu. Mężczyzna zaatakował 5-letniego chłopca, który szedł razem z grupą przedszkolną.

Miejsce ataku nożownika w rejonie skrzyżowania ulic Łukaszewicza i Karwowskiego na poznańskim Łazarzu
Miejsce ataku nożownika w rejonie skrzyżowania ulic Łukaszewicza i Karwowskiego na poznańskim Łazarzu
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Jakub Kaczmarczyk
Mateusz Dolak

Do tragicznego zdarzenia doszło na ulicy Karwowskiego, około godziny 10. Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, grupa dzieci miała iść na pobliską pocztę z okazji dnia listonosza. W pewnym momencie podbiegł do nich mężczyzna i ugodził nożem 5-latka.

- Przejeżdżaliśmy obok. Kiedy usłyszałem krzyki, zadałem pytanie: co się stało? Pani przedszkolanka powiedziała, że mężczyzna dźgnął dziecko nożem. Wyskoczyłem z kabiny i zobaczyłem kobietę (jak się później okazało, policjantkę po służbie - red.), która próbowała go zatrzymać - mówi w rozmowie z WP, Grzegorz Konopczyński, brygadzista w firmie Remondis - Sanitech Poznań.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Policjantka prowadziła z nim negocjacje, żeby oddał nóż. Nie zastanawiając się, podbiegłem do niego od tyłu i podciąłem mu nogi. Upadł. Okazało się, że miał ze sobą dwa noże - kuchenny i scyzoryk. Kuchennym nożem ugodził dziecko, bo było na nim bardzo dużo krwi - opowiada Konopczyński.

- To było spontaniczne. Zatrzymaliśmy go około 70 metrów od zdarzenia. Jeden z moich kolegów przybiegł potrzymać mu nogi, żeby nie uciekł - dodaje.

Mężczyzna mówi, że na miejscu bardzo szybko pojawiły się też służby. Dwie ekipy pogotowia, straż pożarna. - Widziałem tego dzieciaka. Liczyłem, żeby tylko to dziecko wróciło do życia. Jak odchodziłem, to usłyszałem strażaków, którzy mówili, że nie miał tętna - przyznaje.

- Bardzo współczuję bliskim i dzieciom, które to widziały. Jest mi bardzo smutno, że dziecko zmarło - podsumowuje.

Poznań: atak na 5-latka. Mężczyzna krzyczał coś o Putinie

Wirtualna Polska dotarła też do świadka, który obserwował wszystko z balkonu.

- Widziałam, jak ten potwór leżał, a ludzie go trzymają. Widziałam dzieci, które szły i zaczęły płakać. Początkowo nie połączyłam faktów, że mógł je zaatakować. Pomyślałam, że płaczą, bo widzą, jak policja kogoś aresztuje - relacjonuje w rozmowie z WP Jessica Plecha.

Kiedy zorientowała się, że doszło do ataku na dziecko, wybiegła na dół. - Zobaczyłam tego chłopca małego - przyznaje. - Jestem w bardzo dużych emocjach - dodaje.

Plecha twierdzi, że sprawca krzyczał coś o Putinie. - Tak słyszałam, jak go policja zabierała. Nie chciał wstać. A potem skakał do radiowozu skuty. Nie wiem, czy miał coś z nogą - podsumowuje.

Zaatakowany 5-letni chłopiec zmarł. Napastnikiem okazał się 71-letni mężczyzna, mieszkaniec okolicy. Z nieoficjalnych informacji, do których dotarliśmy, wynika, że mężczyzna był znany na osiedlu z tego, że już wcześniej zachowywał się agresywnie. Wcześniej miał terroryzować ekspedientki w sklepie, które nie chciały mu sprzedać alkoholu.

Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (429)