Merkel poparła wizję UE przedstawioną przez Macrona. Polska musi zacząć poważnie traktować Europę
Kanclerz Niemiec Angela Merkel poparła wizję jednoczącej się Europy przedstawioną przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Organizacja prac wokół pomysłów Paryża i Berlina spadnie na przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Czas, żeby polski rząd przestał się boczyć i zaczął korzystać z "naszego człowieka" w centrum wydarzeń. W grę wchodzi znacznie więcej niż krótkoterminowy interes polityczny.
29.09.2017 | aktual.: 29.09.2017 12:46
Podczas nieformalnego obiadu w stolicy Estonii Tallinie przywódcy Unii Europejskiej przez trzy godziny swobodnie rozmawiali o przyszłości Wspólnoty. Najważniejsze było stwierdzenie Angeli Merkel, która poparła wizję UE kilka dni wcześniej roztoczoną przez Emmanuela Macrona.
Jej głównym założeniem jest integracja wokół twardego jądra 19 członków strefy euro. Macron chciałby zobaczyć jednego polityka u steru Wspólnoty w miejsce przewodniczącego Komisji Europejskiej i przewodniczącego Rady Europejskiej. Strefa euro miałaby też mieć jednego ministra finansów zarządzającego osobnym budżetem. Z kolei cała UE, pomniejszona już o Wielką Brytanię, ma zyskać bezpieczeństwo dzięki nowym siłom szybkiego reagowania. Polityk wezwał także do reformy wspólnej polityki rolnej, podwyższenia kosztów emisji dwutlenku węgla czy opodatkowania wielkich gigantów technologicznych takich jak Facebook, Apple i Google.
Reforma to szansa lub zagrożenie
Realizacja tego planu w praktyce oznacza stworzenie Europy dwóch prędkości, czyli pozostawienie na dalekim marginesie państw spoza "twardego jądra". Z czasem ten dystans będzie się jedynie zwiększał, gdyż zintegrowane, bogate kraje będą przeznaczały więcej pieniędzy na własny rozwój niekoniecznie dzieląc się z outsiderami. Nic dziwnego, że takie podejście budzi wiele kontrowersji i sprzeciwu, a z perspektywy krajów takich jak Polska czy Węgry jest po prostu niebezpieczne.
Nie stanie się to od razu. W pierwszej kolejności Paryż i Berlin muszą wynegocjować z Londynem warunki Brexitu. Sposób potraktowania Brytyjczyków pokaże co będzie czekać kraje pozostawione na peryferiach Wspólnoty. Po czterech rundach negocjacji pomiędzy Londynem i Brukselą widać wyraźnie, że nie ma mowy o jakichkolwiek sentymentach.
Wspólny interes osłabionych przywódców
Macron i Merkel mają interes w realizacji wizji zjednoczonej Europy. Nie chodzi tu tylko o szansę zapisania się na kartach historii, ale też o klasyczną ucieczkę do przodu. Młody prezydent Francji szybko traci popularność, a kanclerz Niemiec z wyborów wyszła zwycięsko, ale nie bez strat. To znaczy, że oboje muszą szybko znaleźć pole działania, które oderwie ich od niebezpiecznych obszarów, do których należą choćby prawa pracownicze, i pozwoli przynajmniej stworzyć wrażenie działania mającego zbudować bezpieczną i dostatnią przyszłość.
Głównym problemem jest nie tyle formułowanie wizji i planów, co uzgadnianie szczegółów w gronie 27 państw, bez Wielkiej Brytanii. Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite od razu przestrzegła przed "mirażami na pustyni", przez którą prowadzi droga do "zarysowanego, europejskiego horyzontu". Zadanie organizacji pracy, podróżowania między stolicami i łączenia poszczególnych wątków należy do przewodniczącego Rady Europejskiej.
Czas ograniczyć spory
W ten sposób Donald Tusk znajdzie się w centrum wydarzeń. Decyzje należą do szefów państw i rządów krajów Wspólnoty, a nie do niego, ale będzie miał dostęp do wszystkich, istotnych informacji. Będzie miał też wpływ na kalendarz i porządek prac, a to bardzo wiele.
Forma reformy, czy integracji, UE na dekady, a może na pokolenia określi nasze miejsce w Europie i w świecie. Niewybaczalnym błędem byłoby niewykorzystanie możliwości, jakie daje "swój" człowiek w tak kluczowym miejscu choćby po to, by przygotowywać się i neutralizować niekorzystne pomysły, nie mówiąc już o budowaniu koalicji i forsowaniu idei ważnych dla Polski. Jednak żeby to zrobić polscy politycy muszą zdać sobie sprawę, że polityka wewnętrzna nie może zawsze brać góry nad tym, co dzieje się poza granicami kraju.
W tej sytuacji marzy się porozumienie ponad podziałami na wzór sytuacji, która towarzyszyła wstępowaniu do NATO i UE. Czas by rząd Beaty Szydło poważnie zajął się wygaszaniem, a nie podsycaniem, czasem sztucznie kreowanych, sporów z Niemcami i europejskimi instytucjami nie mówiąc już o racjonalnym dialogu z Donaldem Tuskiem wykraczającym poza wąski interes partyjny.