Medialne imperium Orlenu. Druzgocący raport o prasie regionalnej
Gdy rządowa spółka Orlen - niezwiązana wcześniej z mediami - przejęła pod koniec 2020 roku wydawnictwo Polska Press, do 20 dzienników regionalnych i blisko 120 lokalnych weszli wicenaczelni, których zadaniem było "pilnowanie nowej linii redakcyjnej" - przekonuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka. HFPC przygotowała właśnie raport o stanie prasy regionalnej w Polsce.
Raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka na temat prasy regionalnej powstał na podstawie rozmów z dziesiątkami pracowników spółki Polska Press - zarówno byłymi, jak i obecnymi. Dokument skupia się przede wszystkim na mediach należących do Polska Press - grupy przejętej przez paliwowego giganta Orlen w 2021 roku.
Tu przeczytasz raport HFPCz: "Od prasy regionalnej do Orlen Press. Sytuacja w mediach należących do Polska Press"
To prasa regionalna buduje społeczeństwo lokalne, porusza "tematy z podwórka" i sprawy kluczowe dla mieszkańców konkretnego miasteczka, miasta, a nawet osiedla.
- Szereg niezależnych mediów wciąż wykonuje tę funkcję. Chcieliśmy się przyjrzeć, co się dzieje w sytuacji, gdy kluczowy gracz na rynku został przejęty przez spółkę Skarbu Państwa i czy ta funkcja wciąż jest pełniona - mówił w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski Konrad Siemaszko, prawnik z HFPCz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wywiady z pracownikami Polska Press skupiały się na dwóch wątkach. Najpierw pytano o sytuację do grudnia 2020 roku. - Wywiady pokazały całą listę problemów - mówi Małgorzata Szuleka, sekretarz HFPCz.
Wśród palących kwestii były takie sprawy jak sam komfort, wynagrodzenia i wymiar pracy. - Większość pracowała w oparciu o umowę o pracę, ale zwracali uwagę na przestrzeganie praw pracowniczych, tj. nadgodziny, które nie były rozliczane. Wskazywali też na niestabilność wynagrodzenia, które było uzależnione od tzw. wierszówki. Inny wątek to z roku na rok coraz mniejsze budżety. Gwoździem do trumny była pandemia - wynagrodzenie obniżono do 80 proc., a pracy było znacznie więcej - tłumaczy Szuleka.
Dlaczego zatem pracownicy decydowali się na pozostanie w Polska Press? Szuleka podkreśla, że rozmówcy wskazywali na "atmosferę, bardzo dobry zespół, możliwość liczenia na siebie, ale przede wszystkim nieograniczoną swobodę działalności dziennikarskiej".
- Do grudnia 2020 roku żaden z rozmówców nie spotkał się z przypadkami, że jakiś tekst był inspirowany politycznie. Mieli pełną swobodę w doborze tematów, ale z drugiej strony były ograniczenia polityką korporacji, która maksymalizowała zyski z reklam - mówi sekretarz HFPCz.
Orlen wchodzi do gry
Eksperci podkreślają, że przejęcie wydawnictw przez Orlen było czymś zupełnie nowym na rynku medialnym. - Znamy takie sytuacje z niektórych państw, na przykład Węgier - wskazuje Siemaszko.
Przed przejęciem ostrzegała nie tylko HFPCz, ale także Rzecznik Praw Obywatelskich - instytucje wskazywały na ryzyko "niebezpiecznej koncentracji, gdy ten sam podmiot kontroluje kilka wydawnictw". Warto przypomnieć, że Orlen wykupił także 65 proc. akcji spółki RUCH - już wtedy wydawcy lokalnej prasy wskazywali konieczność renegocjowania umów z kolporterem prasy.
Po przejęciu Polska Press wymieniono zarząd i wszystkich redaktorów naczelnych. - To był sygnał głębokich zmian. Redaktorzy naczelni nie wiedzieli, dlaczego muszą odejść. Jeden z nich usłyszał, że to "dziejowa konieczność". Powoływano nowych redaktorów naczelnych, a w niektórych przypadkach - zdaniem rozmówców - było to motywowane politycznie - wskazuje Fundacja.
Największe zarzuty wobec nowych szefów były takie, że ci nie mieli doświadczenia dziennikarskiego i nie potrafili zarządzać zespołem. - To wyglądało jak kawałek tortu, którym dzieliły się różne środowiska polityczne z poziomu lokalnego i krajowego - mówi Szuleka.
Orlen wprowadził funkcję wicenaczelnego, którego zadaniem było "pilnowanie nowej linii redakcyjnej wydawnictw". - Nie wszędzie, ale tam, gdzie się pojawili, to rozmówcy mieli bardzo krytyczną ocenę pracy tych osób, bo to one pilnowały, jak wygląda teraz nowa linia redakcyjna, a to miało wpływ na swobodę działalności dziennikarskiej - zaznacza Szuleka. Jeden z rozmówców HFPCz powiedział, że na jednym ze spotkań usłyszał: "nie krytykujemy rządu".
W raporcie można znaleźć relacje o tym, że zdarzały się także ingerencje w tekst dziennikarzy, ale nie z powodów merytorycznych.
- Nasi rozmówcy pracowali tam kilka, kilkanaście lat, więc byli to doświadczeni dziennikarze i spotykali się z tym po raz pierwszy. Czasami działo się to na etapie wyboru tematu: były ograniczane, zakazywane czy do nich zniechęcano. Tematy, które były wrażliwe dla rządzącej większości, to prawa osób LGBT, sytuacja uchodźców czy samego Orlenu - wylicza Siemaszko.
Ranking wolności prasy. Polska spadła o 48 pozycji
Zaczęło się też faworyzowanie rządzącej większości. Jak? Poprzez dobór opisywanych wydarzeń, zdjęć; upewnianie się, czy właściwa osoba jest na zdjęciu oraz marginalizowanie opozycji, czy nawet upewnianie się, że niektórzy politycy nie pojawią się na zdjęciach.
Zdaniem ekspertów wolność słowa jest zagrożona, ale podkreślają, że to nie zaczęło się od przejęcia Polska Press. - To się zaczęło w 2015 roku wraz z początkiem kryzysu konstytucyjnego w Polsce. Widzimy, jaka jest sytuacja w mediach publicznych, ciągłe zakusy wykupienia prywatnych mediów czy też rosnąca liczba postępowań przeciwko dziennikarzom w związku z wykonywaną przez nich praca - mówi Szuleka i przypomina, że Polska w rankingu wolności prasy zajęła najwyższą (18.) lokatę w 2015, a najniższą (66.) w 2022, co stanowi zmianę o 48 pozycji.
Czytaj też: