PolskaMatka zostawiła w szpitalu chorego na raka synka

Matka zostawiła w szpitalu chorego na raka synka

"Polska Gazeta Wrocławska" poszukuje nowych rodziców dla chorego, 5-letniego Kubusia, którego matka zostawiła w klinice onkologii dziecięcej we Wrocławiu.

Matka zostawiła w szpitalu chorego na raka synka
Źródło zdjęć: © WP.PL

25.11.2009 | aktual.: 04.06.2018 14:45

Kuba za kilka dni skończy pięć lat. Żywe, bystre dziecko garnie się do każdego. Aż trudno uwierzyć, że walczy ze śmiertelną chorobą. Od trzech miesięcy jego domem jest klinika onkologii i hematologii dziecięcej przy ul. Bujwida we Wrocławiu. Trafił tam we wrześniu z ostrą białaczką.

Krótko po tym matka go porzuciła. Chłopiec ma jeszcze ośmioro rodzeństwa, z których część jest już w domach dziecka.

- Matka była tu dwa razy. Powiedziała, że nie chce Kuby z powrotem. Niedawno zrzekła się praw rodzicielskich do niego. Nasza klinika stała się więc jego rodziną zastępczą - opowiada prof. Alicja Chybicka, kierownik placówki. Opiekunem prawnym Kuby została pani psycholog z kliniki. Teraz chłopcu trzeba pilnie znaleźć nowych rodziców, bo jego leczenie już się kończy.

- Kuba powinien być w domu. To czarujący chłopiec, ale nie może przebywać w klinice wśród chorych dzieci. W domu małego dziecka też nie, bo byłby narażony na groźne dla niego infekcje - tłumaczy dr Elżbieta Grażyńska z kliniki. I dodaje, że chłopiec wymaga wzmożonej opieki i czasu, bo leczenie potrwa dwa lata. Przyszli rodzice muszą się też liczyć z tym, że choroba może wrócić.

Kuba nie jest jedynym chorym dzieckiem, które zostało porzucone w szpitalu przez rodziców. Wiosną gazeta opisywała przypadek dwukrotnie odrzuconej 3-letniej Natalki, którą zastępczy rodzice pozostawili po operacji w szpitalu na ul. Borowskiej we Wrocławiu. Mimo tych przejść, dziewczynka jest pogodnym i pełnym energii dzieckiem. Ale od urodzenia choruje na fenyloketonurię i wymaga specjalnej diety. Nie ma też części czaszki po operacji usuwania krwiaka mózgu.

Nie mieli szans na normalną rodzinę Piotr i Fabian z Legnicy, którzy urodzili się jako wcześniaki i cierpieli na przewlekłą chorobę płuc. Od urodzenia leżeli na oddziale intensywnej terapii noworodków w szpitalu w Legnicy. Mieli objawy choroby sierocej, byli opóźnieni w rozwoju. Matki nie chciały ich odwiedzać. Obydwaj chłopcy zmarli pod koniec ubiegłego roku w wieku dwóch lat.

Pracownicy ośrodków adopcyjnych przyznają, że niezwykle ciężko jest znaleźć w Polsce rodziców adopcyjnych dla chorych dzieci. Zwłaszcza, że nie mogą oni liczyć na żadne wsparcie finansowe. W tym roku udało się znaleźć nowe rodziny zaledwie dla dwóch dziewczynek. Ale nie dla Natalki. - Na początku zgłaszało się po nią sporo chętnych, jednak zniechęciła ich choroba dziecka. Rozumiemy to, bo to ogromna odpowiedzialność - przyznaje siostra Joanna Górka, dyrektor Ośrodka Wychowawczego w Wierzbicach, gdzie mieszka Natalka.

Na Dolnym Śląsku na adopcję czeka 155 dzieci, z czego 45 jest chorych. Część z nich cierpi na schorzenia fizyczne, m.in. choroby serca, czy głuchotę. Inne mają zaburzenia emocjonalne lub są upośledzone umysłowo. Najpierw przez dwa miesiące szuka się dla nich rodziny na Dolnym Śląsku, potem rodziców za granicą próbuje znaleźć ośrodek z Warszawy. - Czasem takie dzieci czekają nawet kilka lat, zanim znajdą rodzinę. Albo wcale - mówi Anna Mucha z Wrocławskiego Centrum Opieki, Wychowania i Adopcji.

Potrzebne są specjalne ośrodki, które zajmą się takimi dziećmi

Z Markiem Michalakiem, Rzecznikiem Praw Dziecka, rozmawia Sylwia Królikowska

Zwracał się Pan do ministra pracy i polityki społecznej o utworzenie specjalnych placówek dla dzieci chorych, pozbawionych opieki rodzicielskiej.

- Chorych dzieci, które rodzice zostawiają w szpitalach, jest rocznie bardzo dużo, za dużo. W Polsce działają zaledwie dwa ośrodki dla chorych maluchów: w Częstochowie i Otwocku. Są świetnie przygotowane, ale dwie takie placówki to za mało.

Czym różnią się one od domów dziecka?

- Trafiają do nich najmniejsze dzieci pozostawione w szpitalu. Na miejscu są diagnozowane, rozpoczęte jest też leczenie. Bardzo ważne, by nie trafiały do domów dziecka, które już są przepełnione. Tym bardziej że takim maluchom potrzebna jest specjalistyczna opieka. W specjalnej placówce siły lekarzy, pedagogów i innych specjalistów są skierowane na to, by taki maluch jak najszybciej trafił do adopcji lub rodziny zastępczej.

Tam oferuje się też pomoc rodzicom zainteresowanym adopcją chorych dzieci...

- Tak, bo zdarza się, że pod wpływem emocji i strachu rodzice zbyt szybko podejmują decyzje o pozostawieniu dziec-ka. Po spotkaniach z lekarzami, psychologami, zmieniają zdanie. Często bowiem potrzebują rozmowy i pełnej informacji na temat choroby dziec-ka i tego, jak się nim powinni opiekować. W placówce łatwiej też dotrzeć do osób, które chcą się zaopiekować chorymi malcami. Nie można mówić, że ludzie nie chcą adoptować chorych dzieci. Oni często po prostu się boją. Kiedy są dokładnie poinformowani o schorzeniu dziecka i oferowana jest im pomoc, łatwiej podejmują takie decyzje.

Co musisz wiedzieć o adopcji

- Pary, którzy zdecydują się adoptować chore dziecko, muszą przejść, tak jak pozostali kandydaci na rodziców adopcyjnych, 3-miesięczne szkolenie. Oprócz tego są badani przez psychologa, sprawdza się, czy nie są karani, uzależnieni i jaką mają opinie w pracy. Niestety, nie mają co liczyć na wsparcie państwa: dostaną jedynie zasiłek pielęgnacyjny. Ale np. rodzice zastępczy na chore dziecko mają ok. 1300 zł miesięcznie.

Przeczytaj więcej w "Polska Gazeta Wrocławska"

rodzicewrocławdziecko
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)