Marszałek Hołownia w radiu, czyli było show, zabrakło wiedzy [OPINIA]

Genialny w bon motach, mistrz błyskotliwych ripost, mało kto jest w stanie tak umiejętnie "zaorać" przeciwnika politycznego. Gdy jednak ktoś zapyta go o fakty, okazuje się bezbronny niczym małe dziecko. Takiego mamy marszałka Sejmu, drugą osobę w państwie.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Patryk Słowik

Szymon Hołownia udzielił wywiadu RMF FM na temat stanu polskiej praworządności, interpretacji konstytucji oraz Kodeksu wyborczego. Wysłuchałem z uwagą. I - o zgrozo - był to występ przerażający. Mimo że marszałek Sejmu mówił z przekonaniem, świetną dykcją, bez zawahania, to gdy człowiek zastanowi się przez chwilę, CO Hołownia powiedział, a nie JAK mówił - naprawdę można się załamać nad naszym losem.

Przerażająca niewiedza

Konstytucja RP nakłada na marszałka Sejmu raptem kilka obowiązków. Jednym z nich, właściwie najistotniejszym, jest udział w przeprowadzaniu wyborów. Artykuł 128 ust. 2 ustawy zasadniczej stanowi: "Wybory Prezydenta Rzeczypospolitej zarządza Marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej, a w razie opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej - nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu, wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów".

W części najistotniejszej: marszałek zarządza wybory na dzień będący pomiędzy 100. a 75. dniem upływu kadencji urzędującej głowy państwa. Konstytucja o tym nie mówi, ale doprecyzowano w doktrynie: chodzi o dzień pierwszej tury wyborów. Gdyby była potrzebna druga tura, może wyjść poza to "okienko".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Romanowski posłem "na emigracji"? Padły mocne słowa

Obecnie media dopytują Hołownię, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. Wiadomo, każdy dziennikarz chciałby mieć newsa. Hołownia zdradzić tego konkretnej redakcji nie chce, więc mówi ogólnikowo. I w RMF FM powiedział, że choć mógłby ogłosić wybory na 4 maja 2025 r., to tego nie zrobi ze względu na majówkę. I że w grę w takim razie wchodzą trzy terminy: 11, 18 lub 25 maja. Ba, z tym ostatnim poprawia prowadzącego rozmowę dziennikarza, bo Tomasz Terlikowski - słusznie - nie wymienił tej daty.

Kadencja prezydenta Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia 2025 r. Pomiędzy 25 maja a 6 sierpnia są 73 dni, a nie co najmniej 75. To oznacza, że marszałek Sejmu nie ma prawa zarządzić wyborów na 25 maja 2024 r.

Mamy więc do czynienia z taką sytuacją: Szymon Hołownia idzie do radia, deklaruje, że kolejnego dnia poda datę wyborów i jako jedną z możliwości wskazuje niekonstytucyjny termin. Żenada to najdelikatniejsze określenie, którego można użyć.

Hołownia by odpuścił

Szymon Hołownia nie poprzestał na jednej kompromitacji, postanowił pobić rekord Polski w wygadywaniu głupot w ramach jednego wywiadu. Odniósł się więc do swojej karykaturalnej inicjatywy ustawodawczej, którą sam określa mianem projektu ustawy incydentalnej.

Incydent miałby polegać na tym, że Hołownia od wielu miesięcy nie uznaje tzw. neosędziów, planuje ich nie uznawać nadal, ale raz jeden, wyjątkowo, akurat na czas wyborów prezydenckich, w których sam będzie startował, tych nieuznawanych przez siebie przebierańców w togach planuje uznawać i przyjąć, że mają oni prawo wydawać orzeczenia w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.

- Proponuję proste rozwiązanie - pokłócimy się o status sędziów później i o status Izby Kontroli Nadzwyczajnej [Sądu Najwyższego - przyp. red.] później. Dzisiaj niech prezydent odpuści tę Izbę Kontroli Nadzwyczajnej, my odpuśćmy status na ten jeden moment, który jest stwierdzaniem ważności wyborów prezydenckich - powiedział Hołownia w radiu.

Co będzie dalej? Może: "wysoki sądzie, to prawda, zabiłem, ale tylko jeden raz. Odpuśćmy zakaz zabijania na ten jeden moment"? Albo: "tak, to prawda, gdy doszliśmy do władzy, kradłem, tak jak kradli wszyscy inni. Ale odpuśćmy tym razem"?

Spór o to, czy sędziowie powołani z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej w 2018 r. jest poważny i faktycznie przynosi wiele szkód Polsce, bo niepewność w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości jest dotkliwa dla wszystkich. Jedni politycy i eksperci twierdzą, że skoro prezydent kogoś powołał, wręczył łańcuch i powiedział "wydawaj wyroki w imieniu polskiego państwa", to mamy do czynienia z pełnoprawnym sędzią. Inni, że to żadni sędziowie, tylko przebierańcy w togach, bo wzięli udział w upolitycznionej procedurze i nie dają rękojmi niezależnego rozstrzygania spraw.

Hołownia należał do drugiej grupy. Ba, tak mocno się do niej zapisał, że nie uznał orzeczenia wydanego przez tzw. neosędziów w sprawie wygaszenia mandatu Mariusza Kamińskiego. A dziś ten sam Hołownia mówi: "odpuśćmy status na ten jeden moment".

No to ja, prosty dziennikarz, pytam: czy zdaniem Hołowni mamy do czynienia z sędziami, czy mamy do czynienia z przebierańcami w togach? Jeżeli bowiem to drugie, a tak Hołownia przekonywał długimi miesiącami, to jak można odpuścić? Gdzie w konstytucji jest napisane, że ktoś niebędący sędzią może wydawać wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, jeśli marszałek Sejmu tak zaproponuje, a Sejm przegłosuje?

Pytajcie do skutku, towarzyszu

Szymon Hołownia postanowił wypowiedzieć się także na temat pieniędzy dla Prawa i Sprawiedliwości. Tu również - niestety - nie miał nic mądrego do powiedzenia. Marszałek Sejmu wskazał bowiem, że minister finansów Andrzej Domański powinien zwrócić się do Państwowej Komisji Wyborczej, by ta wypowiedziała się, co ma zrobić minister. Czy pieniądze wypłacić, czy nie wypłacać?

Szkopuł w tym, że Państwowa Komisja Wyborcza już się wypowiedziała na ten temat i - o czym Hołownia albo nie wie i jest to dla niego kompromitujące, albo wie i udaje, że nie wie, i jest to dla niego kompromitujące - to nie tylko w uchwale, lecz także w piśmie adresowanym do - uwaga, uwaga, cóż za zaskoczenie - ministra finansów Andrzeja Domańskiego.

W piśmie z 30 grudnia 2024 r. PKW poinformowała Domańskiego, że "odpadła (…) przesłanka pomniejszenia kwoty dotacji podmiotowej przysługującej partii politycznej Prawo i Sprawiedliwość" oraz że "kwota przysługującej tej partii dotacji podmiotowej wynosi zatem 38 772 567,16 zł". Innymi słowy: PKW powiedziała ministrowi, że PiS ma otrzymać pieniądze. A gdyby ktoś nie wierzył, że tak było, może sprawdzić: pismo PKW do ministra finansów ma swoją sygnaturę - ZKF.820.2.3.2024.

Hołownia radzi jednak, by Domański, poinformowany, że ma wypłacić pieniądze, zapytał, czy ma wypłacić pieniądze. I tutaj znów: polityka ma to do siebie, że niekiedy ci mający w dłoni maczugę, niespecjalnie przejmują się prawem, pismami z PKW i innymi, z ich punktu widzenia, głupotami. Ale niech w takim razie Hołownia powie wprost: "mamy wywalone na praworządność, to była tylko wyborcza ściema". Po co wprowadzać słuchaczy w błąd?

Show zamiast wiedzy

Szymon Hołownia jest bardzo dobrym mówcą, dobrze odnajduje się w sejmowym zgiełku, bywa zabawny. Ba, pisałem na łamach Wirtualnej Polski, że zaskoczył mnie tuż po wyborze na stanowisko marszałka. Spodziewałem się bowiem, iż sobie nie poradzi, a radził sobie nadspodziewanie dobrze.

Jestem przekonany, że gdybyśmy spotkali się w telewizyjnym studiu, to Hołownia by błyszczał, a ja miałbym w świetle kamer i pod presją czasu kłopot z przekazaniem swoich myśli. Niewykluczone, że gdybyśmy w czymś się nie zgadzali, Hołownia by mnie "zgasił" jednym ze swoich bon motów, a potem internauci udostępnialiby nagranie, jak to marszałek Sejmu "zaorał" niepotrafiącego odnaleźć języka w gębie pismaka.

Szkopuł w tym, że bycie marszałkiem Sejmu, drugą osobą w państwie, to coś więcej niż umiejętność robienia show i cieszenia się z udanych ripost. To też wiedza, znajomość konstytucji, poważne traktowanie państwa. Szymon Hołownia w niespełna półgodzinnej radiowej rozmowie udowodnił zaś, że robienie widowiska to nie wszystko.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (426)