Kiepskie show z nowym prowadzącym [OPINIA]
Szymon Hołownia radzi sobie nadspodziewanie dobrze jak na debiutanta w roli marszałka Sejmu. Raptem po dwóch dniach obrad trudno jednak nie odnieść wrażenia, że kieruje cyrkiem, a nie jednym z najważniejszych organów konstytucyjnych w Polsce.
Wybór sejmowych przedstawicieli do tzw. nowej Krajowej Rady Sądownictwa pokazał, że czekają nas miesiące tragikomicznego show.
Głównych bohaterów było w ostatnim czasie trzech. Zbigniew Ziobro, Przemysław Czarnek i Szymon Hołownia.
Cyrk przy Wiejskiej
Ustępujący minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro postanowił dać pokaz z mównicy sejmowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy zgromadzeni na sali posłowie zaczęli skandować w jego kierunku "będziesz siedział", Ziobro zakrzyknął: "Liczę na was. Mam nadzieję, że nie okażecie się takimi fujarami, jak za czasów Trybunału Stanu". I złowieszczo się zaśmiał – tak, że śmiało można by go zaangażować do roli szwarccharakteru w kolejnym filmie o Jamesie Bondzie.
Przypomnijmy: politycy Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego wiele lat temu okazali się fujarami - zabrakło im pięciu głosów, aby postawić Zbigniewa Ziobrę przed Trybunałem Stanu. I zabrakło nie dlatego, że już nie dało się wycisnąć nic więcej w parlamentarnej izbie, tylko dlatego, że niektórzy przeciwnicy Ziobry nie przyszli na głosowanie.
Fujarą nie chce być natomiast Przemysław Czarnek. Pokazał, że to on będzie głównym przeciwnikiem Szymona Hołowni w Sejmie. I że nie będzie miał żadnych kompleksów ani ograniczeń, by nawrzucać drugiej osobie w państwie. Czyli, ujmując najkrócej, Przemysław Czarnek pokazał, że jest Przemysławem Czarnkiem takim, jakim go znamy.
Ale show robił też sam Szymon Hołownia. Całkiem błyskotliwe riposty kierowane do polityków Prawa i Sprawiedliwości mieszał z odezwami o umiarkowanie i szacunek kierowanymi formalnie do parlamentarzystów, ale w praktyce do kamer i do oglądającego posiedzenie narodu.
Ba, oglądającego także na YouTube – obrady Sejmu stały się jednym z najpopularniejszych filmów ostatnich dni w tym serwisie.
Dobry początek
Muszę przyznać się do błędu. Zanim Szymon Hołownia został wybrany na stanowisko marszałka Sejmu, sądziłem, że będzie dobry w spokojnej atmosferze i może się pogubić w emocjach.
Raz, że mówimy o sejmowym debiutancie. Czym innym jest oglądać ten cyrk przy Wiejskiej w telewizji, a czym innym w nim uczestniczyć, na dodatek w jednej z głównych ról.
Dwa - marszałek naprawdę musi orientować się w regulaminie Sejmu, zawiłościach przepisów. Oczywiście, może liczyć na podpowiedzi, ale często reagować trzeba szybko. A nawet przy podpowiedziach trzeba "czuć" salę sejmową, by nie wystrzelić z armaty do wróbla, ale także, by nie pozwolić wejść sobie na głowę.
Ostatnie kilkadziesiąt godzin pokazało, że Szymon Hołownia bardzo dobrze prowadzi obrady, gdy pojawiają się emocje i pierwsze sprzeczki.
Miła odmiana
Marszałek Sejmu, który naprawdę chce być kluczową postacią na sali plenarnej, to miła odmiana po przedziwnych i nie najlepszych dla parlamentaryzmu czasach.
Elżbieta Witek bywała sympatyczna, ale była całkowicie podporządkowana woli Jarosława Kaczyńskiego. Gdy ten chciał docisnąć pedał gazu, Witek od razu to robiła. Gdy zaś prezes Prawa i Sprawiedliwości miał odrobinę lepszy humor, marszałek Witek odpuszczała.
Szkopuł w tym, że wiernopoddańcza postawa prezentowana przez marszałka Sejmu na sejmowej sali to najgorsza możliwa recenzja. Do czego zaś to prowadzi, widzieliśmy przy niezgodnym z prawem ogłaszaniem reasumpcji głosowania czy powoływaniu się na opinie prawników, by przekonać do swoich racji, podczas gdy sami autorzy opinii zaprzeczali interpretacjom marszałek Witek.
Ale jeszcze gorszy od Elżbiety Witek był Marek Kuchciński. Podniebny heros ewidentnie bywał znudzony, czując ziemię pod nogami. Swoją niechęć do siedzenia w Sejmie, a nie w rządowym samolocie, przelewał na posłów. A przy tym również był całkowicie poddany Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Ale niewybitna w roli marszałka Sejmu była także Małgorzata Kidawa-Błońska.
Była kulturalna, pozwalała posłom w miarę swobodnie się wypowiadać, ale była roztrzepana. Cieniem na jej urzędowaniu kładzie się żenująca historia z ustawą o kuratorach sądowych. Można by rzec, że był to jeden z największych "fakapów" w stosowaniu sejmowych procedur po 1989 r.
W sierpniu 2015 r. opisałem kuriozalne zdarzenie, gdy Małgorzata Kidawa-Błońska pomyliła się przy wygłaszaniu zwyczajowej formułki tuż przed głosowaniem.
Zgodnie z art. 121 ust. 3 konstytucji uchwałę Senatu odrzucającą ustawę albo poprawkę zaproponowaną przez Senat uważa się za przyjętą, jeżeli Sejm nie odrzuci jej bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Wskazałem - jeszcze na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" jako dziennikarz tej gazety - że prowadząca obrady Małgorzata Kidawa-Błońska powinna spytać posłów, kto z nich jest za odrzuceniem poprawek. Spytała jednak, kto jest za ich przyjęciem. Swojego przejęzyczenia nie zauważyła, więc wynik głosowania podała odwrotnie do realnego. A następnie ustawę w formie tak naprawdę nieuchwalonej przez Sejm (acz zgodnej z wolą posłów) przesłała do podpisu prezydentowi.
Prezydentem był już Andrzej Duda. Ustawę skierował do Trybunału Konstytucyjnego, a ten wyrzucił ją do kosza.
Szymon Hołownia nie musi więc zrobić wcale tak wiele, by być najlepszym marszałkiem Sejmu od bardzo dawna.
Po miesiącu miodowym
Jednocześnie dziś normalnością Hołowni możemy się zachwycać, ale dni próby dopiero nadejdą. To, że kierowca nie wypadł z toru na pierwszym ostrzejszym zakręcie, nie oznacza przecież jeszcze, że dojedzie do mety w dobrym stylu i czasie.
Prawdziwą próbą, która czeka marszałka Sejmu, nie będą wcale starcia z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Ci - widać to już - postanowią być prawdziwą opozycją totalną.
Ale największym wyzwaniem stojącym przed Szymonem Hołownią będzie ułożenie dobrych relacji na linii Sejm-rząd.
Dziś Donald Tusk, Szymon Hołownia, a także Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty, mają miesiąc miodowy. Wygrali, pokonali Prawo i Sprawiedliwość, mają się z czego cieszyć.
Ale nie miejmy złudzeń - każdy z liderów będzie robił wiele, aby to właśnie kierowana przez niego partia najwięcej zyskiwała, a nie traciła na rzecz koalicjantów.
Donald Tusk i Koalicja Obywatelska na pewno będą niekiedy chcieli zdominować Sejm. To, dla jasności, nic złego. Każdy walczy o swoje.
Pytanie brzmi, czy Szymon Hołownia będzie umiał skutecznie się temu przeciwstawić.
To, co już dziś widać, to fakt, że Hołownię urząd raczej buduje, a nie przytłacza.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl