Marine Le Pen podejrzana o defraudację unijnych pieniędzy. Jest nowy raport
Marine Le Pen, kandydatka w wyborach prezydenckich we Francji, wespół z trzema innymi eurodeputowanymi ze Zjednoczenia Narodowego mogła sprzeniewierzyć prawie 620 tys. euro publicznych pieniędzy – podał portal śledczy Mediapart. Chodzi o najnowszy raport Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF).
17.04.2022 | aktual.: 17.04.2022 03:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Miał on zostać wysłany do francuskiego wymiaru sprawiedliwości już 11 marca. Sprawa została jednak ujawniona dopiero teraz. W raporcie pojawiają się podejrzenia wobec czworga eurodeputowanych ze skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego, wśród nich jest Le Pen, która za tydzień zmierzy się z Emmanuelem Macronem w II turze wyborów prezydenckich, a dystans, których dzieli ich w sondażach jest ciągle niewielki.
Według portalu Mediapart, który opublikował fragmenty raportu, kandydatka ZN jest podejrzana o sprzeniewierzenie niemal 137 tys. euro publicznych pieniędzy Parlamentu Europejskiego w Strasburgu w czasach, kiedy była europosłanką, czyli w latach 2004-2017.
Czytaj też: Le Pen "absolutnie nie żałuje" słów o aneksji Krymu. Rechot przy pytaniu o zakaz wjazdu do Kijowa
Trzej inni podejrzani to Bruno Gollnisch, Louis Aliot (były partner życiowy Marine Le Pen, wcześniej miała dwóch mężów), a także jej ojciec, założyciel Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen. Z raportu OLAF wynika, że wszyscy mieli "narazić na szwank reputację instytucji unijnych" swoimi działaniami, a to z kolei "może skutkować wszczęciem postępowania karnego".
Na razie paryska prokuratura nie wszczęła jednak żadnego postępowania, argumentując, że dokumenty są "w trakcie analizy".
Przypomnijmy, że Marine Le Pen została już oskarżona o defraudację środków publicznych z kasy unijnej w związku z zatrudnianiem asystentów parlamentarnych. W tle pojawiała się kwota niemal 7 mln euro. Postępowanie trwa, a liderka Zjednoczenia Narodowego kwestionuje zarzuty.
W czwartek, na swoim pierwszym dużym wiecu wyborczym przed II rundą wyborów prezydenckich, kandydatka zaapelowała o głosy zarówno prawicy, jak i lewicy. W Awinionie na południu Francji Le Pen mówiła, że wybór w przyszłą niedzielę między nią a Macronem nie oznacza tworzenia "bloku ludowego przeciwko elitom" ani "ludu przeciwko oligarchii".
Zobacz także
Zwróciła się jednocześnie do "prawicowych i lewicowych patriotów, a także innych wyborców", aby przyłączyli się do niej. - Naszą jedyną partią są Francuzi - powiedziała.
Obiecała, że jeśli wygra, zorganizuje "wielką debatę" na temat imigracji, zostanie też przeprowadzone referendum w tej sprawie.
Czytaj też: