Marcin Wolski: Zabawy z Tygrysem
Od pewnego czasu zastanawiałem się, o co chodzi Kimowi III z Korei Północnej, gdy wygraża całemu światu i szarpie amerykańskiego bizona za ogon? Nie sprawdza się w sypialni młodej żony, chce własną zmusić generalicję, aby zaczęła traktować go poważnie? Ogarnęła go mania samobójcza? - zastanawia się Marcin Wolski w felietonie dla WP.PL.
I naraz przyszła mi do głowy oczywista oczywistość – Kim Dzong Un w trakcie swych światowych wojaży (studiował wszak anonimowo w Szwajcarii) odwiedził Polskę i tu zapoznał się z obiegowym żarcikiem spopularyzowanym przez Jana Pietrzaka: "Jak pokonać wszystkie krajowe problemy? Wypowiedzieć wojnę USA i szybko się poddać". Jedynym problemem jest, że Kim potraktował ten żart poważnie.
Naturalnie nie jest żadnym odkryciem teza, że polityka zagraniczna jest funkcją wewnętrzną, a kraje stają się agresywne i nieobliczalne, kiedy problemy i konflikty wewnętrzne zbliżają się do temperatury wrzenia. Nie oznacza to, że sytuacje takie można lekceważyć – strach był powodem wybuchu większości wojen. Czasami nawet zwycięskich.
Oczywiście perspektywa Phenianu atakującego USA czy Japonię wydaje się równie groteskowa jak obrzucanie kamieniami lotniskowca. Nawet parę bomb atomowych, bez spełnienia warunku, że rakiety byłyby zdolne je unieść, i gdzieś trafić, nie gwarantuje niczego, poza własnym totalnym unicestwieniem. Chyba, że w naszych kalkulacjach nie bierzemy jednego elementu. Prawdziwych relacji z Chinami - żyrantem i gwarantem awanturników z półwyspu.
Już w trakcie wojny koreańskiej w latach 1950-53, której dramaturgia przypominała grę komputerową – po paru miesiącach ofensywy z północy 95 proc. południa było okupowane, ale dzięki Amerykanom sytuacja błyskawicznie się odwróciła - wystąpienie Chin ocaliło reżim tym skuteczniej, że plan McArthura użycia przeciw maoistom atomówek w USA odrzucono.
A jakie dzisiaj są zależności flegmatycznego kolosa i cholerycznego krasnoludka? Czy Phenian chce być ogonem merdającym psem, a może pies używa swego chwosta w rozgrywce mającej przyśpieszyć jego światową dominację?
Nie wiem. Podobnie jak nie wiem, co roi się w głowach umundurowanych hierarchów grupujących się wokół młodego Wodza.
Szaleństwo czy też znana na Wschodzie sytuacja streszczająca się w powiedzeniu – "można jechać na tygrysie, ale bardzo trudno z niego zejść". Na tygrysie od 60 lat jedzie dynastia Kimów i jej poplecznicy – tygrys jest coraz bardziej głodny i wściekły, choć nie pokazuje tego po sobie. A wyjścia nie widać. W odróżnieniu od innych krajów realnego socjalizmu marzenie o pokojowym uwłaszczeniu i zamiany komuny w poczciwą oligarchię nie wchodzi w grę. Tygrys na to nie pozwoli.
Co gorsza nie wiadomo nawet, czy dociera do niego, że tylko wojna może go wyzwolić z klatki.
* Marcin Wolski specjalnie dla Wirtualnej Polski*