Marcin Makowski: Piętnaście pytań Andrzeja Dudy, czyli miszmasz konstytucyjny
Obecna konstytucja jest nieprecyzyjna i niedostosowania do ducha czasów. Tutaj wątpliwości nie mam. Prezydencki projekt zmian, zamiast sytuację klarować, dodatkowo ją jednak gmatwa. Piętnaście pytań Andrzeja Dudy to miszmasz spraw socjalnych, aksjologicznych, ustrojowych i międzynarodowych.
12.06.2018 | aktual.: 12.06.2018 18:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
”Konstytucja z 1997 ma już ponad 20 lat, nawet w konstytucji 3 maja zapisano, że trzeba ją zmieniać co 25 lat. To konstytucja okresu przejściowego” – stwierdził Andrzej Duda na wtorkowej konferencji prasowej, poświęconej projektowi referendum ws. nowej ustawy zasadniczej. Pod tym względem ma 100 proc. racji. Obecna konstytucja jest wyjątkowo nieprzejrzysta, zostawia pole do nieustannego przeciągania liny pomiędzy Prezesem Rady Ministrów, a pałacem prezydenckim. Właściwie podczas każdej kadencji parlamentarnej, bez względu na to, czy rządziła prawica czy lewica, próbowano ją nowelizować, zmieniać, modelować w duchu aktualnych problemów, np. reprywatyzacyjnych. Żadna partia ani koalicja nie miała jednak do tej pory większości, aby realnie wziąć temat na warsztat i zaproponować inną wizję ustroju, możliwą do przegłosowania w zgodnie z mechanizmami demokratycznymi.
I tutaj na białym koniu wkracza prezydent Andrzej Duda, który uznał, że rok 2019 – pomimo ogromnej polaryzacji sceny politycznej i wyborów – jest tzw. ”momentem konstytucyjnym”. Ale skoro nie ma większości parlamentarnej, a Prawo i Sprawiedliwość do zmian nie pała gorącym uczuciem, głowa państwa postanowiła obejść te problemy tworząc ideę szerokiego referendum, które w kontrze do 1997 roku i braku prawicy w Parlamencie, oddaje główne kompetencje w ręce ludu. Sam już ten pomysł, czas na jego wykonanie i polityczna otoczka emancypacji obozu prezydenckiego sprawiała, że podchodziłem do niego sceptycznie. Natomiast zaprezentowanie szczegółowych pytań tylko w sceptycyzmie utwierdziło. A w zasadzie przekonało, że czasami większa mądrość polityczna polega na wycofaniu się z nietrafionych pomysłów, zamiast brnięciu w nie z uporem godnym lepszej sprawy.
Wszystko, czyli nic konkretnego
Niestety tak z grubsza rysują się prezydenckie propozycje 15 istotnych zagadnień, które miałyby być filarem nowej konstytucji. Jest w nich właściwie wszystko: socjal, aksjologia, geopolityka, ustrój, sprawy gospodarcze i emerytalne. Wyglądają one tak, jakby Andrzej Duda chciał zapytać o wszystko, co aktualnie znajduje się w orbicie sporów politycznych, jednocześnie angażując jak najszerszą bazę prawicowego elektoratu, a tym samym stawiając PiS w szachu. W końcu przeciwnym razie partia musiałaby się opowiedzieć przeciwko wpisaniu do konstytucji części swojego programu wyborczego. I właśnie ten element uważam za zdecydowanie najsłabszy, jeśli chodzi o wszystkie pomysły pałacu. Chodzi o propozycję ”konstytucyjnego zagwarantowania szczególnego wsparcia dla rodziny, polegającego na wprowadzeniu zasady nienaruszalności praw nabytych (takich jak świadczenia '500+')”.
Cóż to w ogóle za pomysł, aby wpisywać konkretne świadczenie socjalne do konstytucji? I dlaczego akurat ”500+”? Czy jeżeli ulegnie ono zmianie np. wskutek inflacji i rząd zaproponuje nowe, trzeba będzie nowelizować ustawę zasadniczą? Równocześnie jakimi kryteriami oceniać konstytucyjne zagwarantowanie praw emerytalnych dla kobiet od 60, mężczyzn od 65 roku życia? Konstytucję piszę się na dekady, a nie na kilka lat do przodu. Jeśli starzejące się społeczeństwo wymusi na gospodarce kraju podwyższenie wieku emerytalnego, a nikt nie będzie miał większości konstytucyjnej, co wtedy?
Nietrafione pytania, niepewne odpowiedzi
Nie mogę również zrozumieć (poza obaleniem argumentacji uważającej obóz PiS za eurosceptyczny), dlaczego prezydent chciałby wpisania do konstytucji obecności Polski w Unii Europejskiej oraz NATO? Czy nie wystarczą nam do tego wiążące umowy międzynarodowe? A co, jeśli za 10, 20, 30 lat – bez naszej winy, Unia w obecnym kształcie się rozpadnie? Albo Sojusz Północnoatlantycki zastąpi inny organizm militarny? Tego typu byty politycznie tworzy się doraźnie, i tak powinny być traktowane, a nie jako zapisane złotymi zgłoskami do biblii ustrojowej państwa, filary jego istnienia. Podobnych uwag mógłbym mieć wiele, właściwie do każdego z pytań: od obowiązku referendalnego przy milionie podpisów (ale tylko w sprawach ”o istotnym znaczeniu dla Państwa i Narodu”, czyli z ostateczną interpretacją Parlamentu), przez ochronę ”chrześcijańskiego dziedzictwa Polski i Europy” (co to właściwie znaczy w praktyce?), po ”szczególną ochronę polskiego rolnictwa” (a teraz nie jest chronione?) czy ”wzmocnienie roli rodziny” (jakby teraz, nie była ona jedną z najbardziej chronionych na tle prawa Unii Europejskiej) oraz ”konstytucyjną ochronę pracy” (która brzmi jak krępowanie swobody działania przedsiębiorców).
Można by tak mnożyć wątpliwości, ale i tak w moim przekonaniu owych 15 pytań sprowadza się z perspektyw Andrzeja Dudy do jednego. I to takiego, które od poparcia referendum może skutecznie odstraszyć PiS. ”Czy jest Pani/Pan za wzmocnieniem kompetencji wybieranego przez Naród Prezydenta w sferze polityki zagranicznej i zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi Rzeczypospolitej Polskiej?”. Tutaj jest pies pogrzebany, w tym miejscu referendum posiada istotne ustrojowe znaczenie. De facto wszystkie inne można uchwalić mocą ustaw. Natomiast pytanie o ustrój – bardziej prezydencki czy bardziej premierowski – to przedefiniowanie największej słabości obecnej konstytucji. I na ten temat faktycznie warto rozmawiać, ale obawiam się, że w takim referendalnym miszmaszu, rzeczy naprawdę istotne ustąpią pola partyjnym gierkom. I kolejny raz stracimy szansę na ustawę zasadniczą na miarę naszych czasów. A to niepowetowana strata, bo żadna konstytucja nie jest świętą krową. I musi się z czasem zmieniać.
Marcin Makowski dla WP Opinie