PublicystykaMarcin Makowski: ”Pan Duda” gorszy od ”prezydenta Jaruzelskiego”. Tomasz Lis i jego wyprawa poza granice rozsądku

Marcin Makowski: ”Pan Duda” gorszy od ”prezydenta Jaruzelskiego”. Tomasz Lis i jego wyprawa poza granice rozsądku

Coś naprawdę niepokojącego dzieje się z Tomaszem Lisem. I nie chodzi tutaj o jego poglądy, które od lat są antypisowskie i spójne. Niech sobie takie będą, w końcu to wilcze prawo opozycji. Nie chodzi nawet o to, że Tomasz Lis bije na alarm, bo widzi upadek demokracji. W jakimś sensie go rozumiem. Obserwowanie erozji systemu, w którym pokładało się wiarę niemal religijną, to nie jest miły proces.

Marcin Makowski: ”Pan Duda” gorszy od ”prezydenta Jaruzelskiego”. Tomasz Lis i jego wyprawa poza granice rozsądku
Źródło zdjęć: © East News
Marcin Makowski

Niepokojący staje się natomiast język i forma. Zamiast analizy rzeczywistości piórem redaktora naczelnego jednego z największych tygodników opinii w Polsce, otrzymujemy relację na żywo ze stanu emocjonalnego, który przypomina fobię, obsesję, albo paranoję - ciężko powiedzieć. Jak do tego doszło?

Prawo Lisa-Kuźniara

Gdy w marcu 2016 roku samochód prezydenta Andrzeja Dudy z dużą prędkością zjechał na pobocze autostrady po eksplozji opony, przez internet przelała się fala obrzydliwych komentarzy, wyrażających żal, że jednak temu znienawidzonemu Adrianowi udało się ujść z życiem. Właśnie wtedy sformułowałem definicję medialnego prawa Lisa-Kuźniara. Bazowało ono na ustanowionym na przełomie średniowiecza i renesansu ekonomicznym prawie Kopernika-Greshama.

W dużym skrócie głosiło ono, że zły pieniądz wypiera dobry, a ten, który pozostaje na rynku i nie jest gromadzony ze względu na realną wartość, ulega inflacji. W Polsce od ponad dekady mamy natomiast do czynienia z podobnym zjawiskiem, dotyczącym życia społecznego. Hejt wypiera dialog, emocje zastępują argumenty, polaryzacja poglądów - umiarkowanie. Obok anonimowych internautów, w awangardzie tego ruchu przodują coraz częściej politycy i dziennikarze. Wtedy byli to właśnie Tomasz Lis czy Jarosław Kuźniar. I jeśli coś się od tego czasu zmieniło, to tylko na gorsze.

Pajace, bolszewicy, perfidni kłamcy

Zacznijmy od pewnego eksperymentu. Wejdźmy na profil twitterowy redaktora Lisa, i zerknijmy na kilka ostatnich wpisów z brzegu. Akurat w moim przypadku, wyglądają one następująco: ”Mali ludzie, podli kłamcy, perfidni manipulatorzy, niszczyciele demokracji i praworządności- przegracie, odejdziecie pohańbieni bo służycie złej sprawie, złemu człowiekowi”, ”PiS- bolszewia właśnie zmieniła ordynację wyborczą. Nic im to nie pomoże. Polacy pogonili komunę, pogonią i PIS-komunę”, oraz ”PIS-owski pajac z krajowej rady RTV proponuje TVN negocjacje. Negocjacje? W sprawie prawdy czy wolności słowa, PIS-owski bolszewiku?”. I nie jest to wybór selektywny, nie oddający przekroju i charakteru reszty komentarzy. Właściwie wszystkie, o dowolnej porze dnia i nocy, od dłuższego czasu wyglądają identycznie.

Bolszewicy, kłamcy, zdrajcy, manipulatorzy, podli ludzie, kanalie, pajace, bezwstydnicy, aroganci, itd. Nawet z ogromną dawką dobrej woli i wiary, że Tomasz Lis autentycznie boi się o stan polskiej demokracji (a przecież ma ku temu obiektywne przesłanki), to co pisze i jak pisze, staje się rodzajem autoparodii. Zafiksowania na gonieniu własnego ogona radykalizmu, w nadziei, że jeśli dowali się mocniej i krzyknie głośniej, nienawidzony system kaczystowski rozpadnie się jak domek z kart. Nie rozpadnie się, bo tego rodzaju polityczne monolity można osłabić tylko od wewnątrz i zupełnie innymi metodami. Wiedzieli o tym już filozofowie ze szkoły frankfurckiej w latach 60. XX wieku, ale nie wie Tomasz Lis. Zanim napiszę o tym nieco więcej, jeszcze jeden przykład, jak ulegając wewnętrznej spirali antypatii do władzy dojść do granic rozsądku.

Generał Jaruzelski lepszy od Dudy

”Jeśli pan Duda podpisze haniebne, łamiące konstytucję ustawy, to będzie niegodny porównania nawet do prezydenta Jaruzelskiego, który jako głowa państwa prawa nigdy nie złamał” - zawyrokował redaktor Lis, odnosząc się do zmian w ordynacji wyborczej oraz reformy sądownictwa. Tak, to nie jest zdanie z konta, które się jedynie podszywa pod dziennikarza. To autentyczna i przemyślana analiza rzeczywistości, pióra człowieka, który prowadzi program w wielkim portalu i wydaje wielki opiniotwórczy tygodnik. ”Prezydent Jaruzelski” to człowiek prawa, prezydent Duda to tylko „pan”, który człowiekowi wprowadzającemu stan wojenny w Polsce, może wg Lisa buty czyścić.

Pal licho, że w 2008 roku Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prof. Andrzeja Rzeplińskiego uznał, że dekret o stanie wojennym był niekonstytucyjny nawet na mocy ówczesnej konstytucji PRL. Jak ktoś nie wierzy, niech sprawdzi dokument z sygnaturą TK 35/08. Może redaktor nie wiedział. W jego przypadku nie brak wiedzy jest jednak niepokojący, ale autentyczny rozpad konstrukcji, którą od czasów Arystotelesa nazywamy myśleniem przyczynowo-skutkowym. Raptem dzień przez wpisem o Jaruzelskim, który broni prawa, redaktor stwierdził, że: ”36 lat po wprowadzeniu stanu wojennego syn Morawieckiego seniora stał się twarzą reżimu ożywiającego tradycję Jaruzela”. Czyli ów Jaruzel w jeden dzień może być katem, a w drugi wzorem przestrzegania prawa. Ludzie mogą zmieniać poglądy, to normalne. Ale głoszenie publicznie sądów wewnętrznie sprzecznych w przeciągu 24 godzin od ich napisania?

Dziecięca walka

I tutaj dochodzimy do puenty. Po co w ogóle zajmować się frustracjami Tomasza Lisa? W jakim celu w ogóle pochylać się nad jego twitterowym piekiełkiem, w którym wszyscy w około to pajace i zdrajcy? Myślę, że warto to robić z jednego powodu. Troski o stan demokracji właśnie. Nasz system staje się powoli niewydolny i chory nie tylko ze względu na monopol jednej partii, która nie ma z kim przegrać, ale również ze względu na to, że po stronie opozycji dominują głosy właśnie takie, jak Tomasza Lisa. Tym samym spychając na margines retoryczny tych ludzi opozycji, którzy mają coś autentycznie do powiedzenia i zaproponowania. A wierzę, że jest ich nieporównywalnie więcej i mają naprawdę rzeczowe argumenty.

To, czego nie widzi Tomasz Lis i jemu podobni, widział już choćby filozof Herbert Marcuse. Czołowy przedstawiciel ”marksizmu wolnościowego” i szkoły Frankfurckiej bardzo dobrze zdefiniował istotę ruchów rewolucyjnych w Europie i USA. I choć przez pokolenie 1968 został uznany za jednego z najważniejszych myślicieli młodzieżowego buntu, z czasem ze względu na jego metody, został zagorzałym krytykiem. Dlaczego? Ponieważ ograniczały się one do ”chłopięcej walki” (więcej w książce ”Counter-revolution and Revolt”, 1972). Do wychodzenia na ulice, tupania nogami, do wrzasku i krzyku, które niczego strukturalnie nie zmienią, "przekonując przekonanych". Jeśli chce się zmienić jakiś system, trzeba zrobić to poprzez formacyjną pracę od środka, np. docierając do szerokich mas przez popkulturę i sztukę. Tym samym zmieniając ich percepcję i podmiotowość. Obrażanie się na cały świat jest kontrskuteczne, a tym samym oddala od celu - twierdził Marcuse. Właśnie taką krecią robotę wykonuje od dwóch lat Tomasz Lis. Zamiast walczyć z PiS-em na jego polu, ośmiesza idee opozycji, poprzez ich radykalne wynaturzenie. ”Kwiaty nie mają mocy” - napisał filozof, ironicznie komentując idee hipisowskie. Dzisiaj można dodać, że tweety też.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)