Marcin Makowski: Kiedy poleje się krew? Polityczny wyścig na radykalizm
Samobójstwo "Szarego Człowieka" - czy komuś się to podoba, czy nie - niczego w polityce nie zmieniło. Dziś opozycja szuka bardziej jednoznacznego i wyrazistego symbolu. Autentycznego męczennika, pobitego i poturbowanego przez "reżim". Nawet jeśli oznacza to forsowanie barierek pod Sejmem i szarpaniny z policją.
23.07.2018 | aktual.: 23.07.2018 14:28
"Niech mnie skują. To dla córki" - mówi Klementyna Suchanow, ciskająca jajkami w rządowe limuzyny i bazgrająca po elewacji Parlamentu. "Rzucali mną po ścianach. Mam kłujący ból pod żebrem" - twierdzi poturbowany przez policję Dawid Winiarski. Następnego dnia, już bez większych problemów, udzielał wywiadów przed budynkiem szpitala. Coraz częściej słyszymy również o dewastowaniu biur poselskich polityków Prawa i Sprawiedliwości. "Wypie.dalać!", "Czas na sąd ostateczny" - głoszą komunikaty wściekłego suwerena. Problem, a właściwie paradoks, w który wpędziła się dzisiaj część opozycji, polega na tym, że im bardziej desperackich i agresywnych metod używa, tym mniejszym poparciem się cieszy. I choćby miała w swoich szeregach tysiąc atletów, i każdy zjadłby tysiąc kotletów - później recytując tysiąc argumentów za obroną kadencji prof. Gersdorf - to spełzną one na niczym, gdy z bagażnika posłanki Schmidt wyskoczą Obywatele RP.
Opozycja nie czuje nastrojów społecznych
Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ - w dużym uproszczeniu - nie da się argumentować z pozycji terminów krańcowych: "rodzącego się faszyzmu", "zbiorowego gwałtu na demokracji", "definitywnego końca państwa prawa", gdy metody walki, które się przyjmuje, ocierają się o histerię połączoną z groteską. Ludzie mają rozum i widzą, co się dzieje. Ktoś rzuca się na policjanta, szarpie z mundurowym, chce przeskoczyć przez barierki ustawione pod Sejmem. Innemu się to udaje i - zanim zostaje skuty - dewastuje elewacje. To nie są sygnały ani program, który może ruszyć masy. Nikt nie zostawi sobotniego grillowania w zamian za siniaki na rękach i podrapane kolana. Bo czego innego może się spodziewać osoba naruszająca nietykalność cielesną mundurowego? Niech ktoś spróbuje wyrwać policjantowi bloczek, gdy akurat wypisuje mandat, a potem ogłosi całemu światu, że został źle potraktowany, bo zdzielono go pałką po głowie.
Rząd nie jest głupi i widzi, że choć zachodnie media oburzają się zdjęciami wynoszonych demonstrantów - Suchanow, Winiarski, Lempart, Kasprzak i spółka wyobcowują się swoim zachowaniem z zachowawczego i zmęczonego agresywnym konfliktem społeczeństwa. Dlatego na sucho uchodzi marszałkowi Terleckiemu tłumaczenie sejmowych barierek koniecznością odgrodzenia się od "świrów", którzy "chcą się tam dostać", a posłance Pawłowicz nazywanie przeciwników politycznych "bydłem". Podkręcanie tempa, żądanie radykalizmu, licytowanie się na przepychanki i liczbę odniesionych kontuzji nie przysparza empatii ani nie rodzi zrozumienia w stosunku do celów, o które się walczy.
Kto zamiast radykałów?
Czekanie na ofiarę PiS-u, a jeśli ta się nie przydarzy, sprowokowanie takiej ofiary, to droga w kierunku wyścigu na radykalizm, którego opozycja po prostu nie jest w stanie wygrać. Jeśli gdzieś w tym całym szaleństwie, zamiast męczennika, pojawi się charyzmatyczny i rozsądny lider, który wytłumaczy językiem przeciętnego Kowalskiego co oznacza obecny galimatias prawny, i jak wyjść z tego klinczu ku lepszej Polsce, a nie ku utrzymaniu status quo - zarówno rząd, jak i jego przeciwnicy spod znaku Obywateli RP i "Wyborczej" pozostaną na lodzie. I to być może będzie najlepszy epilog tego dramatu.
Marcin Makowski dla WP Opinie