PublicystykaMarcin Makowski: Apel do rządu: "Pomóżcie nam oddychać. Smog nas zabija"

Marcin Makowski: Apel do rządu: "Pomóżcie nam oddychać. Smog nas zabija"

Problem smogu to zagrożenie, które nie pojawiło się wczoraj. I nie jest również, jakby chciał minister zdrowia, „teoretyczne”. To suma zaniedbań wszystkich dotychczasowych rządów oraz zapóźnienia energetycznego Polski. Przerzucanie odpowiedzialności nic tu jednak nie da. Na obecnej władzy spoczywa dzisiaj ciężar zaproponowania realnych rozwiązań. W przeciwnym wypadku przyrost naturalny, który nadrobimy „Rodziną 500+”, stracimy przez zgony związane z zanieczyszczeniem powietrza.

Marcin Makowski: Apel do rządu: "Pomóżcie nam oddychać. Smog nas zabija"
Źródło zdjęć: © East News
Marcin Makowski

Trzeba działać!

Miarka się przebrała, masa krytyczna została przekroczona. Trzeba zacząć działać na skalę ogólnopolską i przestać bagatelizować kwestię smogu, bo odbije się to czkawką nie tylko rządowi, ale przede wszystkim zwykłym obywatelom. I nie są to jedynie katastroficzne bajdurzenia lobby ekologów, którzy chcieliby więcej wiatraków zamiast elektrowni węglowych. To realny problem, który wg ostrożnych szacunków co roku globalnie skraca życie ponad 400 tys. osób, a w samej Polsce około 44 tys., które umierają w wyniku powikłań chorób płuc. Niestety jest rzeczą przygnębiającą i swego rodzaju regułą, że aby jakiś kryzys zyskał status ogólnopolskiego, musi on wcześniej dotknąć Warszawę. Nie inaczej stało się również w przypadku smogu, który nie pojawił się przecież wczoraj. O katastrofalnym stanie powietrza w polskich miastach wiemy od dekad.

To konsekwencja energetycznego zapóźnienia kraju, braku skoordynowanych projektów urbanistycznych i społecznej świadomości szkodliwości pyłów PM 10 i PM 2,5. Wystarczy wspomnieć słynną okładkę tygodnika „Wprost” z 1994 roku, na której Matka Boska Częstochowska wraz z dzieciątkiem Jezus przedstawiona została w masce gazowej. Wiedzieliśmy, że jest źle. Mieliśmy świadomość, że gdy zrobi się chłodniej i przestanie wiać, powietrze zaczyna gryźć w gardło. Tymczasem kolejne rządy zamiatały problem pod dywan. Udawały, że dotyczy on być może Chin czy zanieczyszczonych Indii, ale nie nas. Dumnego państwa w sercu Europy. Tymczasem dzisiaj województwo małopolskie jest jednym z najgorszych rejonów świata pod względem jakości wdychanego powietrza. Przez wiele lat miasta nie stawiały stacji monitorujących, bagatelizując zagrożenie i zrzucając wszystko na korki. Poziom dopuszczalnych stężeń groźnych substancji, uznanych przez WHO za kancerogenne, zawyżono do tak absurdalnych wartości, że gdy w Paryżu przy trzykrotnie niższym ogłaszany jest rodzaj antysmogowego stanu wyjątkowego, u nas prezydenci miast rozważają wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej.

Zawracanie kijem Wisły

Czy mogło być inaczej? W końcu jeśli zagrożeniem są mikroskopijne pyły, to kto by je brał na serio? Podobnie jak wymyślone przez lewaków globalne ocieplenie i topnienie czap lodowych na biegunach. Przecież polska energetyka opiera się na węglu, węgiel to potęga, węglem (a najczęściej tanim i toksycznym miałem) pali się w milionach polskich pieców, więc kijem Wisły nie da się zawrócić. Tak w dużym skrócie wygląda historia smogowego "niedasię". Szczególnie w Krakowie, gdzie przez ulokowanie miasta w niecce i ogromną ilość starych palenisk problem został dostrzeżony jako pierwszy, widać skalę niemocy instytucji państwowych i samorządowych. Gdy chciano przegłosować uchwałę antysmogową, błyskawicznie pojawiali się jej przeciwnicy. A niebo nad miastem gęstniało. Pamiętam, że ponad rok temu z okazji Wszystkich Świętych po raz pierwszy temat katastrofalnego stanu powietrza w mieście przebił się na czołówki programów informacyjnych. Osoby odpowiedzialne za walkę ze smogiem w mieście tłumaczyły wtedy, że za podobną sytuację odpowiadają znicze, zapalane masowo na cmentarzu Rakowickim. To było jak kpina ze zdrowego rozsądku, która powtarzała się regularnie aż do obecnej fali kryzysu, który dotknął południową i centralną Polskę. Gdyby nie działacze miejscy, władze cały czas zamawiałyby ekspertyzy, które jako rozwiązanie problemu proponowałyby częstsze zamiatanie ulic.

Oczywiście rodzi się pytanie, dlaczego nikt nie bił na alarm w podobnej skali i nie robił tego wcześniej? Odpowiedzią jest nie tylko warszawocentryzm, ale też rozwój tworzonych przez zwykłych ludzi aplikacji, na bieżąco przedstawiających jakość powietrza w najbliższej stacji pomiarowej. Zwiększyła się świadomość społeczna zagrożenia, ludzie zaczęli kupować specjalne maski z filtrem węglowym, produkowane do tej pory na rynek Chiński. Jednym słowem – w końcu obudziliśmy się z niemocy, coś w ludziach pękło i oddolnie zaczęliśmy domagać się zmian. A te są po prostu konieczne. Porażką państwa jest bowiem sytuacja, w której trzeba zamykać szkoły, bo zagrożeniem dla dzieci jest wyjście na zewnątrz. A podobny przypadek miał miejsce w poniedziałek w Rybniku. Smog, powodowany głównie emisją spalin ze starych samochodów oraz tzw. niską emisją ze starych pieców opalanych byle czym, to również problem wizerunkowy. Nie da się na dłuższą metę przedstawiać turystom magicznych świąt na rynku w Krakowie gdy, wracając z nich, ma się w ustach posmak sadzy. Ktoś może powiedzieć, że wyciągam rzeczy z proporcji, ale proszę mi uwierzyć, że nie kupiłem do swojego mieszkania w Krakowie prawie dwa lata temu filtru powietrza, bo miałem taki kaprys. Czyszczę go regularnie co miesiąc i widzę, jakie śmieci trafiałyby do moich płuc.

Wyzwanie dla rządu

Obecny rząd Prawa i Sprawiedliwości stoi przed cywilizacyjnym wyzwaniem potraktowania smogu tak, jak na to zasługuje. A więc - dosłownie i w przenośni – śmiertelnie poważnie. Zamiast nieprzemyślanych wypowiedzi ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła o „teoretycznym zagrożeniu”, które nie przewyższa palenia papierosów, musi się on zabrać się za rozwiązania na skalę ogólnopolską. Mówimy o działaniach nie tyle doraźnych, co systemowych, które regulowałyby np. normy emisji zanieczyszczeń w sprzedawanych na masową skalę piecach grzewczych. Bo to bardziej one, niż elektrownie węglowe, są dzisiaj problemem. Co z tego, że Kraków wprowadził program dofinansowania zamiany palenisk na bardziej ekologiczne. Gdy w zeszłym roku wymieniono ok. 3 tys. z nich, krakowianie zakupili prawie 30 tys. nowych. Oczywiście niespełniających norm.

Być może należałoby pomyśleć o kompleksowym systemie ulg w ogrzewaniu gazowym i elektrycznym na wypadek katastrofalnego stężenia rakotwórczych substancji? Jasnym określeniu czym są korytarze powietrzne w mieście i wykluczeniu sytuacji, w których interes deweloperów wygrywa nad zdrowiem mieszkańców? Każda sytuacja, która sprawi, że poszczególne samorządy nie będą się musiały forsować podobnych rozwiązań od podstaw, jest warta rozważenia. Jeżeli PiS traktuje kwestie społecznie równie poważnie, jak zapowiadał w kampanii wyborczej, to obok programu 500+, Mieszkania + i darmowych leków dla seniorów – musi zaproponować również wyjście z katastrofy smogowej. I nieważne teraz, że zarzuty należą się przede wszystkim poprzedniej władzy, która dzisiaj umywa ręce. Przerzucanie się odpowiedzialnością niczego nie zmienia. Prawo do zdrowia to podstawowe prawo człowieka. Liczę na to, że ktoś u sterów wreszcie weźmie na siebie ten ciężar. Chcemy w Polsce po prostu odetchnąć.

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy". Współpracuje z Wirtualną Polską, TVP3 Kraków oraz Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Twórca projektu "II wojna światowa jakiej nie znacie".

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)