Manifestacje spełniły oczekiwania organizatorów
Około 21 tys. osób, jak ocenia policja, wzięło
udział w sobotnich manifestacjach Prawa i Sprawiedliwości,
Platformy Obywatelskiej i Ligi Polskich Rodzin. Premier Jarosław
Kaczyński podkreślał, że należy wzmacniać obecny gabinet. Liderzy
PO wzywali do wyborów i zmiany rządu; szef LPR Roman Giertych
apelował o przyspieszenie zmian w kraju.
Socjologowie i politolodzy z jednej strony oceniają, że manifestacje spełniły oczekiwania ich organizatorów, a z drugiej - że nie będą miały wpływu na system polityczny w Polsce i że pokazały mizerię życia politycznego w Polsce.
Zdaniem prof. Zdzisława Krasnodębskiego, z trzech manifestacji to ta rządowa była najbardziej potrzebna jej organizatorom. Jak podkreślił, rząd swoim wiecem udowodnił, że wciąż ma poparcie.
Z kolei prof. Andrzej Rychard uważa, że manifestacje nie wniosły nic nowego, bo służyły przede wszystkim temu, aby partie mogły podkreślić swój wizerunek i zobaczyć swoich zwolenników. Również prof. Kazimierz KiK ocenia, że nie były to manifestacje społeczne, a partyjne. Zdaniem dr. Marka Migalskiego, manifestacja PO została zorganizowana za późno. W ocenie wicepremiera, szefa MSWiA Ludwika Dorna, manifestacje w stolicy przebiegły bardzo spokojnie. Wyraził uznanie dla organizatorów, władz miasta i policji.
Najwięcej uczestników zgromadził "Błękitny Marsz" PO. Według policji, ok. 11 tys. osób, według organizatorów 20 tys. Wiec poparcia dla rządu zgromadził, w ocenie policji, ok. 8 tys., a zdaniem PiS, 10 tys. Z kolei w zorganizowanym przez LPR marszu "Białej Róży", zdaniem policji, wzięło udział 2 tys. osób; szef LPR Roman Giertych ocenił, że było ich ok. 11 tys.
Premier Jarosław Kaczyński mówił do uczestników wiecu PiS zgromadzonych przed PKiN w Warszawie, że jest to spotkanie "za naprawą Rzeczypospolitej, za nowym kształtem życia publicznego, za sprawiedliwością, za solidarnością, za prawdą, za budową wspólnoty, naszej wspólnoty, wspólnoty Polaków, wspólnoty narodowej". Podkreslił, że PiS chce "bronić większościowego rządu, bo taki rząd jest dzisiaj Polsce potrzebny".
Zdaniem szefa rządu, program jego gabinetu odnosi się też do wykluczonych, choć jednocześnie nie jest przeciwko komukolwiek, poza może złoczyńcami. To jest program wszystkich uczciwych Polaków - podkreślił.
Jego alternatywa, liberalna alternatywa, będzie niszczyła - nie wzmacniała - wspólnotę. Będzie zabierała słabszym, a oddawała silniejszym. Będzie godziła w różnego rodzaju wartości i przede wszystkim będzie godziła w prawdę, a my prawdy się nie boimy - mówił. Także prawdy o swych błędach. Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. A my robimy dużo i chcemy robić dużo - zaznaczył.
Zwyciężymy, tym razem do końca! - powiedział na koniec wystąpienia premier unosząc dłoń na znak "V". Zebrani skandowali: "zwyciężymy, zwyciężymy!"
Uczestnicy "Błękitnego Marszu" PO spotkali się na Placu Piłsudskiego, skąd przeszli Krakowskim Przedmieściem na Plac Zamkowy. Według liderów PO, Polacy powinni jak najszybciej wypowiedzieć się w wyborach, po których - mówiono - powinien powstać nowy, uczciwy rząd, który da Polakom wolność i bezpieczeństwo.
Przyszliśmy, żeby powiedzieć głośno to, co czuje Polska, żeby powiedzieć dość! Żeby Polska zobaczyła, jak wyglądają "wykształciuchy" - panie Dorn, jak wyglądają "łże-elity" - panie Kaczyński. Żeby cała Polska zobaczyła, jak wygląda Polska! - mówił szef PO Donald Tusk.
Podkreślił, że w Polsce będzie lepiej dopiero wtedy, gdy nikt już nigdy w Polsce nie przeciwstawi jednego Polaka drugiemu Polakowi. Panie premierze Kaczyński to nie jest ZOMO, to jest Polska" - wskazując na zgromadzonych.
Jan Rokita apelował, by Polacy nigdy nie utracili wiary w to, że w Polsce jest możliwa przyzwoita polityka, godziwi ludzie u władzy, możliwa jest uczciwość rządzących, niskie podatki i niskie ceny. A wasza obecność tu dziś jest dla mnie nadzieją na to, że za chwilę to nastąpi - mówił.
Wicepremier, szef LPR Roman Giertych rozpoczynając pod Sejmem marsz "Białej Róży" apelował, by przyspieszyć zmiany w kraju i by były one gwałtowne. "LPR od dzisiaj nie jest młodszą siostrą PiS" - mówił. Podkreślił, że przez miniony rok Liga zdobyła "moralne prawo", by współdecydować o zmianach w kraju. Zaapelował do przedstawicieli PiS, by szli za programem LPR, a do marszałka Sejmu o poddanie pod głosowanie projektu ustawy o dekomunizacji autorstwa Ligi.
Według Giertycha, w poniedziałek LPR zaproponuje projekt ustawy, która pozwoli ujawnić agenturę b. Wojskowych Służb Informacyjnych w mediach, w prokuraturze, w sądach i w parlamencie. Zapowiedział też, że LPR chce zmiany prawa prasowego. Podkreślił, że Liga chce także dobrego gospodarza NBP oraz Trybunału Konstytucyjnego, który "nie będzie obsadzony przez SLD".
Giertych zarzucił policji nierzetelne informowanie o liczbie uczestników marszu "Białej Róży", który przeszedł sprzed Sejmu pod siedzibę NBP i dalej na Plac Bankowy.
Zapowiedział, że zwrócił się o odwołanie rzecznika policji w związku podawaną liczbą uczestników marszu "Białej Róży". Jak powiedział PAP Giertych, w rozmowie z nim szef policji zabezpieczający marsz zaprzeczył, by podawał jakąkolwiek liczbę uczestników, stwierdził, że nie jest w stanie oszacować tej liczby i nie podawał jej ani policji ani dziennikarzom".
Po zakończeniu wiecu PiS premier Jarosław Kaczyński uczestniczył w nabożeństwie w kościele Wszystkich Świętych w Warszawie, gdzie odbyły się modlitwy za ojczyznę. Zebrani w świątyni wysłuchali m.in. przemówienia Jana Pawła II, wygłoszonego w polskim parlamencie w 1999 r.
Po nabożeństwie, komentując manifestacje premier zwrócił uwagę, że padło trochę ostrych słów, w szczególności ze strony Platformy Obywatelskiej. Jednak, jak podkreślił, nie doszło do ostrej konfrontacji. I - jak mówił - "może to jest dobry znak".