Części zamienne były towarem jeszcze bardziej deficytowym niż same samochody
Kupienie samochodu, choć dość trudne, nie było jednak największym problemem. Szczęśliwy zmotoryzowany Kowalski szybko stawał przed kolejnymi kłopotami. Części zamienne były towarem jeszcze bardziej deficytowym niż same samochody. Oczywiście nowe auta były objęte gwarancją. Niestety, zaledwie sześciomiesięczną. Póki obowiązywała, jako tako dało się utrzymać wóz na chodzie, chociaż i to nie było łatwe. Droga przez mękę rozpoczynała się po upływie gwarancji. Kłody pod nogi, a raczej pod koła, rzucali kierowcom urzędnicy, tworząc absurdalne przepisy.
W 1977 r. zakład w Tychach osiągnął pełną moc produkcyjną. Z dwóch linii codziennie zjeżdżało 600 aut, zaś w Bielsku-Białej około 100. W drugiej z fabryk produkowano też silniki, które były wysyłane na eksport do włoskich zakładów w Cassino. Poza tym samochody jechały do krajów Europy Zachodniej. Dzięki temu w 1979 r., przed terminem, polska fabryka spłaciła cały kredyt dewizowy zaciągnięty na zakup licencji i koszty inwestycyjne poniesione w złotówkach. Od tej chwili FSM zarabiała w dolarach, którymi ratowano wiele innych zakładów. W pierwszych dniach czerwca 1979 r. w Turynie podpisano kolejną umowę z Fiatem. Był to dziesięcioletni kontrakt zakładający dalszą współpracę techniczną i ekonomiczną. Jego najważniejsza część dotyczyła zobowiązania Polski do utrzymania produkcji fiata 126p i zapewnienia eksportu na rynki zachodnie. W tym także do Włoch.
Na zdjęciu Piesek i Biedronka na amerykańskiej autostradzie.