Małgorzata Gersdorf ofiarą politycznych potyczek? "Nóż w plecy"
To jej nazwisko wymienia się mówiąc o konsekwencjach przyjęcia projektów ustaw o KRS i SN prezydenta Andrzeja Dudy. Mowa o pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzacie Gersdorf. Według niej głowie państwa nie zależy, by ją zatrzymać. - Jeżeli pan prezydent chciałby, żebym została na tym stanowisku, niewątpliwie w przepisach przejściowych by o tym napisał - zwróciła uwagę.
Dudzie nie podobały się propozycje PiS, więc je zawetował i przygotował własne. Jego projekty też jednak nie wszystkim przypadły do gustu. Prezydent chce, by sędziowie Sądu Najwyższego przechodzili w stan spoczynku w wieku 65 lat. - Efektem tego będą zmiany kadrowe w SN, ponieważ tak czy inaczej 38-40 proc. sędziów z przymuszenia odejdzie w stan spoczynku - zwróciła uwagę Gersdorf w programie "Czarno na białym" TVN24.
Dlaczego Duda chciałby się pozbyć obecnych sędziów? - W jakimś sensie może ja się nie podobam, bo oceniałam projekty różnych ustaw na miarę swoich zdolności i umiejętności prawniczych. I one mi nakazywały tak, a nie inaczej to oceniać - stwierdziła prezes. Jednocześnie podkreśliła, że w jej pracy nie chodzi o spełnianie czyichś oczekiwań. - Ja nie jestem sędzią po to, żeby chwalić i nie jestem, prawnikiem po to, żeby chwalić, bo zostałam wykształcona po to, żeby mówić tak, jak jest, a nie tak, jak się komu podoba - zaznaczyła.
Jak dodała, za wcześnie, by mówić, czy będzie składać wniosek do prezydenta, by dokończyć kadencję. - Nie wiem jeszcze. Musi być ustawa. To zależy od tego, jak będzie wyglądała sytuacja w Sądzie Najwyższym po uchwaleniu ustawy - powiedziała.
Przypomnijmy, że w konstytucji jest zapis gwarantujący dokończenie kadencji. - Ta konstytucja jest naruszona w wielu miejscach. Tak, że w moim przekonaniu dużo ważniejsze jest to, że znosi się z urzędu sędziów, którzy mieli zabezpieczoną pracę do 70, w wieku 65 lat. To de facto przerywa się ich kadencję. Konstytucja nie zna takiej sytuacji - tłumaczyła.
Zapewniła także, że obowiązkiem SN jest opiniować akty prawne, więc odniesie się do zmian proponowanych przez prezydenta Dudę. - Misja w trudnych czasach to zachować wewnętrzną niezawisłość. To jest tylko tyle i aż tyle - oceniła.
Zobacz też: Prezes Sądu Najwyższego w Sejmie. Śmiechy i pokrzykiwania posłów PiS
Błąd, którego nie chcą jej zapomnieć
Gersdorf unikała odpowiedzi na pytanie o jej obecność w pałacu prezydenckim podczas ślubowania sędziego Trybunału Konstytucyjnego Justyna Piskorskiego. - Nie chciałabym wracać do tego. Był to dla mnie trudny dzień ze względów rodzinnych i osobistych, a na pewno nie poszłam walczyć o siebie. Naprawdę moja sytuacja jest bardzo dobra jako pracownika, obywatela. Ja mam dwa zatrudnienia, ja mam ZUS, ja mam dobry zawód i jeszcze jestem zdolna do pracy. Poszłam, bo byłam zaproszona, miałam to w kalendarzu, mówiłam to już sto razy. Poza tym nie muszę się tłumaczyć. Prezydent zaprosił, poszłam. Ja jestem pierwszym prezesem - mówiła.
Jak dodała, pojawiła się w pałacu z grzeczności. - Ja jestem dobrze wychowana. I nie bawię się tutaj w jakieś polityczne rozstrzygnięcia - zaznaczyła. Powiedziała też, że stała z przodu, bo była tam jedyną kobietą.
Przypomnijmy, że z powodu swojej obecności w pałacu Gersdorf miała nieprzyjemności. W mediach społecznościowych pełno było negatywnych komentarzy na jej temat. Prezes odniosła się do nich. - Został zbrukany mój autorytet, nie wiem, czy o to chodziło "totalnej opozycji", żeby właśnie do tego doprowadzić, ale tak zostało to zrobione - przyznała.
- W jakimś sensie tak - w ten sposób z kolei odpowiedziała na pytanie, czy odbiera to, jako nóż w plecy. Zaprzeczyła też informacjom o jej współpracy z bezpieką. - Pójdzie w naród, że była współpracownikiem służb bezpieczeństwa. To jest pomówienie o jakąś współpracę, ale ja nie będę się do tego odnosiła - podsumowała.
Źródło: TVN24/WP