Makowski: "Nie da się być prezydentem ani liderem opozycji 'na pół etatu'. Co dalej z Rafałem Trzaskowskim?" [OPINIA]
Pomimo, a może dzięki krótkiej kampanii prezydenckiej, Rafał Trzaskowski z nadziei Platformy i prezydenta stolicy, urósł do rangi polityka, który swoim zaangażowaniem może wlać nowe życie w całą opozycję. Prawie 10 mln wyborców to kapitał, którego nie można zmarnować. Pytanie jak to zrobić, skoro następne wybory za trzy lata, a Trzaskowski z pracowitości nie słynie.
- Będziemy wszyscy namawiać Rafała Trzaskowskiego, by nie wracał do ratusza na cały etat, ale poświęcił też trochę części swojego życia na arenę ogólnopolską. To bardzo ważne - powiedział Jan Grabiec, rzecznik PO, w powyborczy poranek w radiu TOK FM. Swoimi słowami symbolicznie sportretował nie tylko wybór, przed którym stoi dzisiaj były kandydat na prezydenta, ale również większa część polskiej opozycji. Tej, której - gdyby Trzaskowski zagryzł zęby i wziął się do politycznej pracy u podstaw - mógłby przewodniczyć.
Rozbudzone nadzieje, nowe rozdanie
On sam podczas warszawskiego wieczoru wyborczego, gdy wynik nie był jeszcze jasny, mówił o dalszym marszu i energii, która nie może być zmarnowana. - Obiecuję i gwarantuję, że zrobię wszystko, by pracować nad zszyciem Polski. Żebyśmy nauczyli się na nowo ze sobą rozmawiać. Jest na to olbrzymia szansa. To marzenie, które przez ostatnie dwa miesiące zostało na nowo zbudowane, będzie nas motywować do jeszcze cięższej pracy - dodał na poniedziałkowej konferencji prasowej Trzaskowski, zaznaczając, że "10 mln głosów naprawdę zobowiązuje". Tyle tylko, że aby przekuć je na przyszłe parlamentarne zwycięstwo, potrzeba czegoś więcej niż obietnic, do których być może wróci się w odpowiednim czasie.
Rafał Trzaskowski świadomie podbił bowiem stawkę, wielokrotnie na finiszu kampanii podkreślając, że jest kandydatem ponadpartyjnym i społecznym. Kimś, kto w duopolowej talii kart zastąpi "króla" Donalda Tuska i przetasuje ją na nowo. Grając va banque odciął sobie tym samym drogę bezpiecznego powrotu na urząd prezydenta Warszawy.
Od teraz bowiem, jeśli będzie chciał coś znaczyć w ogólnopolskiej polityce, będzie musiał działać w formacie wykraczającym ponad funkcję, którą piastuje. Strefy relaksu przestaną być tylko lokalnym powodem do ironizowania, a sprawy takie jak ustanowienie ulicy Lecha Kaczyńskiego czy stosunek do Marszu Niepodległości - sprawdzianem prawdomówności kandydata w kontekście jego przyszłych decyzji. Jeśli Trzaskowski ma apetyt na więcej, nie może być obwoźnym liderem na pół gwizdka.
Nowy lider opozycji?
Presja, która na nim spoczęła ze strony części partii jest realna i myślę, że Rafał Trzaskowski zdaje sobie z niej sprawę. "Wybory za nami. Dość smędzenia na tłiterku, pora wziąć się szybko do roboty. 10 milionów ludzi jest do ogarnięcia, nie można nikogo stracić. I jest lider tych 10 milionów" - napisał wprost Bartłomiej Sienkiewicz, dwuznacznie sugerując, że być może cała Koalicja Obywatelska potrzebuje nowego lidera. Poniedziałkowe dystansowanie się od mediów Borysa Budki nie jest tutaj przypadkiem. Obecny przewodniczący Platformy rozumie, że wyrósł mu pod nosem polityczny konkurent. Tyle tylko, że sam Trzaskowski najwyraźniej bada, na co może i chce sobie pozwolić.
Władza, której się nie dostaje, a którą się odbiera siłą - jak mawiał niegdyś Donald Tusk - wcale nie musi być taka łatwa. Już teraz bez zbędnego niuansowania wielu komentatorów oraz działaczy PO zabrało się bowiem za próby rozliczania z porażki. - Zderzyłby się z tą machiną telewizji publicznej i z tą produkcją przemysłu hejtu, ale być może tam trzeba było być, żeby odmienić logikę tej kampanii - odpowiedział w poniedziałek Grzegorz Schetyna pytany o to, czy Rafał Trzaskowski powinien jednak wziąć udział w debacie organizowanej przez TVP w Końskich.
- Mógł wywrócić stolik, mógł pokazać, że jest ponad to, że jest lepszy, mimo wszystkiego, co jest przeciw niemu, jest tam, żeby dać świadectwo swojej kampanii i takiej elementarnej przyzwoitości, ale też rozumiem i widziałem, co przygotowywała telewizja publiczna i widziałem, jaka była produkcja nienawiści przez telewizję publiczną, dlatego też rozumiem jego decyzję - ocenił w TVN były szef Platformy.
Klucz do zwycięstwa? Pracowitość
Bez względu jednak na to, jak wiele słów o "zrozumieniu" decyzji prezydenta stolicy dołożyłby do swojej wypowiedzi Schetyna, przekaz jest jasny. Trzeba było ryzykować, sprawdzić się w boju, zagrać odważniej. I tak samo trzeba grać dzisiaj, jeśli marzy się o skonsolidowaniu ruchu i nadziei wyborców, które nie opadną za kilka dni, wraz z powrotem do wakacyjnej codzienności. Z ciekawości przeglądałem ostatnio pełne statystyki wszystkich wyjazdów podczas pięcioletniej prezydentury Andrzeja Dudy.
Zestawienie, które otrzymałem z okolic Pałacu Prezydenckiego uwzględniało również szlak kampanijny, opisując każdy jego dzień, cel, region i miejscowość. Widząc te setki pozycji, logikę doboru regionów, ogrom realnej, osobistej pracy - lepiej i wychodząc poza stereotypy - można zrozumieć prawdziwe fundamenty reelekcji Dudy.
To w dużej mierze, często pomimo TVP, osobista zasługa prezydenta. Miał w kampanii jednak realne wsparcie, choćby w osobie premiera Mateusza Morawieckiego, który równocześnie odbywał podobne tourné po Polsce. Jeśli Rafał Trzaskowski chce za pięć lat zastąpić prezydenta, albo za trzy zdetronizować parlamentarnie obóz "dobrej zmiany", jego droga zaczyna się dzisiaj. I wymaga podobnych, jeśli nie większych nakładów czasu i sił oraz wsparcia, zbudowania aktentycznego obozu. Czy będzie do tego zdolny? Dopiero dzisiaj zaczyna się najtrudniejszy sprawdzian w karierze Rafała Trzaskowskiego.
Marcin Makowski dla WP Opinie