Makowski: Le Pen rzuca Ukrainę w objęcia Rosji. To ma być "prawicowy sojusznik" PiS‑u?
Gdy na granicy z Ukrainą Rosja gromadzi ponad 100 tys. żołnierzy, a Władimir Putin pomaga Białorusi destabilizować bezpieczeństwo Polski, Marine Le Pen mówi w Warszawie, że Kijów to strefa wpływów Moskwy. Równocześnie NATO nie należy rozszerzać, Unię trzeba zmienić od podstaw, a największy problem stanowi islamizacja. To jest sojusznik, z którym PiS chce budować "Europę ojczyzn"? Warsaw Summit obnażył geopolityczne iluzje rządu.
Przy okazji szczytu europejskich partii prawicowych w Warszawie furorę w mediach społecznościowych zrobił artykuł portalu wPolityce z lutego 2017 roku. "Maski opadły! Le Pen otwarcie staje po stronie Kremla: 'Rosja będzie strażnikiem równowagi europejskiej przy odchodzeniu od globalizacji'" - przestrzegano. Cztery lata później, gdy kandydatka na prezydenta Francji odwiedziła naszą stolicę na zaproszenie Jarosława Kaczyńskiego, medium braci Karnowskich prezentowało polityk w zgoła odmiennym świetle. Uśmiechnięta na tle zamku Królewskiego Le Pen zapowiadała, że jeśli wygra, Francja zapłaci za Polskę kary nałożone przez TSUE.
Ta sama osoba, przy zmiennej koniunkturze politycznej, z sojuszniczki Moskwy zamieniła się w dobrą ciocię z zagranicy. Ale przecież Le Pen nie przeżyła w międzyczasie transformacji ideowej i nie przedefiniowała poglądów. W czerwcu 2019 r. to właśnie ona oraz włoska Liga Matteo Salviniego protestowały przeciwko unijnym sankcjom nakładanym na Rosję za aneksję Krymu.
W sumie dlaczego miałaby protestować, skoro szefowa Zjednoczenia Narodowego otrzymywała pożyczki na rozwój swojej partii wprost z Moskwy?
No dobrze, ale czy dzisiaj, gdy niemiecki "Bild", powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie, donosi o 175 tys. rosyjskich żołnierzy gotowych do szturmu na Ukrainę, Marine Le Pen nabrała krytycyzmu wobec Władimira Putina? Przyjmowana w Warszawie jak głowa państwa (sama chwaliła się w mediach społecznościowych obstawą policji), zrozumiała zagrożenie płynące ze Wschodu w kontekście równoczesnego naruszenia granic Unii?
- Nie sądzę, aby Putin zrobił taki błąd. Ale uważam też, że w tej sprawie Unia odegrała rolę strażaka-piromana. Można mówić, co się chce, ale Ukraina należy do sfery wpływów Rosji. Próbując naruszyć tę strefę wpływów, tworzy się napięcia, lęki i dochodzi się do sytuacji, jakiej dziś jesteśmy świadkami. A powinniśmy wszyscy razem walczyć z realnym zagrożeniem, jakie wisi nad Europą: islamizmem - odpowiedziała kandydatka na prezydenta pytana o możliwą agresję Kremla.
Dopytywana o rozszerzenie NATO, gdy oficjalne stanowisko Sojuszu brzmi: "To nie Rosja będzie dyktować, kto może do nas dołączyć", odparła, że najpierw trzeba z niego wyprowadzić drugą armię po amerykańskiej - Turcję - a Ukraina w obecnej sytuacji nie powinna liczyć na akcesję.
Czy Prawo i Sprawiedliwość nie wiedziało, kogo zaprasza na szczyt? Szczyt, który zgodnie z deklaracją po jego zakończeniu miał położyć fundamenty pod głęboką reformę Unii w duchu "wspólnoty państw narodowych" oraz pod "bliższą współpracę między partiami w Parlamencie Europejskim"? Owszem, wiedziało, o czym świadczą liczne wypowiedzi organizatorów ostrożnie dystansujących się od "różnic w poglądach" między członkami hipotetycznego prawicowego bloku w Brukseli.
Problem polega na tym, że w obecnej układance geopolitycznej rządowi nie pozostało zbyt wiele pola do manewru. - Porównajmy dwie formy proputinizmu. Pani Le Pen, która wzięła kilka milionów pożyczki i pani Merkel, dzięki której Rosja zarabia miliardy na gazie - mówił doradca prezydenta prof. Andrzej Zybertowicz w niedzielę w Radiu ZET. Dodał, że ugrupowania, z którymi rozmawiano w stolicy, to z perspektywy postawienia na Berlin - "wybór mniejszego zła".
Owszem, nie można być ślepym na to, że europejscy politycy zasiadają we władzach rosyjskich spółek energetycznych, a Niemcy realnie przyczyniły się do podważenia bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej i Ukrainy poprzez budowę gazociągu Nord Stream 2. Tyle że jeśli Niemcy właśnie z tego powodu są przez obecny rząd krytykowane, co rządzący stawiają jako alternatywę? Formacje i polityków, którzy wpisują Ukrainę w rosyjską strefę wpływów?
- Francja ma powołanie do odgrywania na świecie roli siły równoważącej. Stany wciągnęły nas w tyle niepotrzebnych wojen, które doprowadziły do niezwykłej ekspansji islamizmu na świecie. Jestem w wielu sprawach krytyczna wobec Ameryki, podobnie jak wobec Rosji. Nie chcę pogodzić się z podległością wobec Stanów, jak choćby gdy próbują narzucić eksterytorialne regulacje, aby zniweczyć europejskie przedsiębiorstwa - mówiła Marine Le Pen. W jej wizji polityki międzynarodowej Waszyngton stanowi siłę nieprzychylną Francji, którą trzeba równoważyć uznaniem imperialnych ambicji Moskwy.
Czy Polska, która stanowi państwo frontowe NATO, naprawdę stawia dzisiaj na takich sojuszników? Tylko oni zostali? Jeśli tak - to dopiero gdy rosyjskie czołgi ruszą na Kijów, maski opadną.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości