Makowski: "'Jakoś to będzie’ nie wystarczy. Polski Kościół stoi nad przepaścią" [OPINIA]
Nie można powiedzieć, że burzy nadciągającej nad polski Kościół nie dało się przewidzieć. Ona zbierała się od lat, ale zamiast zacząć budować dom o solidnych fundamentach, hierarchowie otworzyli nad wiernymi dziurawy parasol przekonując, że ojczyzny papieża Polaka bramy piekielne nie przemogą. Ich, ale również nasza bierność, dzisiaj się mści.
12.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 08:54
Czytając watykański raport dotyczący byłego kard. Theodore’a McCarrika, wstrząsają nie tyle nieznane wcześniej fakty, ale zebranie ich wszystkich w ponurą całość podwójnego życia wysokiego hierarchy Kościoła katolickiego. Życia, podczas którego molestował chłopców, księży i kleryków. Tym ostatnim tłumaczył, że seks między duchownymi jest czymś normalnym, aktem bliskości i przyjaźni. Po spędzonej nocy, mężczyźni udzielają sobie rozgrzeszenia, a następnie odprawiają mszę. Wstrząsają też relacje świadków lub rodziców molestowanych dzieci, które już w latach 70. i 80. informowały amerykański episkopat o niepokojących zachowaniach ówczesnego biskupa pomocniczego Nowego Jorku.
Zbiorowa amnezja Kościoła
W końcu sprawa dotarła do samego Watykanu za pontyfikatu Jana Pawła II, który najpierw ze względu na oskarżenia o molestowanie cofnął awans McCarricka, później jednak za sprawą listu, który dostarczył mu jego sekretarz Stanisław Dziwisz (amerykański kapłan odpierał w nim wszelkie zarzuty) - wynosi go w 2001 r. do godności kardynalskiej.
Dzisiaj również kardynał - Stanisław Dziwisz - o niczym nie wie, nic nie pamięta, nie ma sobie niczego do zarzucenia w tej i podobnej sprawie, gdy system wczesnego ostrzegania Kościoła przed pedofilami w sutannach po prostu zawiódł. Czy można się dziwić, że widząc podobne historie, Polacy masowo odsuwają się od instytucji, która w zastraszającym tempie trwoni gromadzone przez dekady komunizmu zaufanie? W najnowszych badaniach pracowni United Surveys, aż 65,7 proc ankietowanych ocenia negatywnie rolę Kościoła w życiu publicznym. Rekordowe są również statystyki spadków powołań, frekwencji na mszach, laicyzacji młodzieży, i tak dalej.
Tę burzę, która zbierała się od dawna, było przecież widać. Istnieli kapłani - tacy jak choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którzy od dawna domagali się rozliczeń ze współpracą duchownych z SB, żądali sprawiedliwości dla ofiar molestowania i kary dla tych księży, którzy się jego dopuszczali. Wysyłali listy, rozmawiali, ostrzegali. Nikt ich nie słuchał.
"Takie rzeczy w mojej ojczyźnie?"
Nie słuchano również tych świeckich, którzy mając na sercu dobro Kościoła, pisali o jego grzechach. Uznawano ich za intruzów, ludzi, którzy rozdmuchują afery. Czy nie tak w rozmowie telefonicznej z dziennikarzem TVN24 bronił się kard. Dziwisz? W dokumencie "Don Stanislao" mówił przecież wprost, że nie może zrozumieć, jak "takie rzeczy mogą się dziać w jego ojczyźnie". I to wobec człowieka "który tyle lat służył papieżowi". Oczywiście, argument koronny aby milczeć brzmiał: "przecież to wszystko pójdzie w świat".
Służenie papieżowi i kapelusz kardynalski nie mogą już dłużej gwarantować immunitetu. Kard. Stanisław Dziwisz nie od wczoraj stosuje przecież tę samą strategię kontaktu z mediami - nazwałbym ją "audiencyjną". Jest otoczony gronem sekretarzy, unika otwartej rozmowy, chowa się za dokonaniami z przeszłości, żyjąc w przeświadczeniu skrzywdzenia przez dziennikarzy.
Z kard. Dziwiszem nie rozmawia się inaczej, niż w otoczeniu dostojnych budynków krakowskiej kurii, umawiając na spotkanie długimi miesiącami. Zamiast transparentności, mamy unikanie konfrontacji, które dodatkowo podsyca podejrzenia. Gdy natomiast kard. Dziwisz w końcu idzie do mediów, jest tak mało przekonujący i charyzmatyczny, że sam sobie szkodzi.
Oczywiście, aby udowodnić mu krycie lub lekceważenie informacji o pedofilii w Kościele potrzeba twardych dowodów, ale skoro były sekretarz papieża nie ma nic do ukrycia, dlaczego zachowuje się tak, jakby miał? Dlaczego dopiero pod presją mediów mówi o powołaniu niezależnej komisji? Kolejne pytanie - komisji stworzonej przez kogo, bo przecież nie przez nasz episkopat, który ręki na Dziwisza nie podniesie, bo to równoznaczne z piłowaniem gałęzi, na której się siedzi. Nie wiem co czeka nasz Kościół. Nie mam pojęcia, czy jest to druga Irlandia. Jedno nie ulega jednak wątpliwości - jeśli coś w nas i naszych kapłanach się nie zmieni, niedługo nie będzie czego zbierać.
Marcin Makowski dla WP Opinie