Majmurek: Kaczyński znów odpala smoleńskie paliwo. W najgorszym możliwym momencie [OPINIA]
Dwa lata pandemii uniemożliwiły PiS obchodzenie rocznic katastrofy smoleńskiej na skalę, jakiej pragnęła partia – w tym tej okrągłej, dziesiątej. W tym roku, gdy w zasadzie wszystkie obostrzenia sanitarne zostały w końcu zniesione, PiS zachowywał się, jakby chciał odbić sobie dwa lata pandemicznej posuchy.
Stąd przypominające katastrofę syreny nad ranem, uroczyste obchody z udziałem najwyższych władz państwa, wielki marsz nocnym Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem, a w końcu wieńczące dzień przemówienie Jarosława Kaczyńskiego.
To ostatnie było najbardziej istotnym politycznym wydarzeniem niedzieli. Zapowiada, że PiS na nowo zamierza odpalić paliwo smoleńskie i wykorzystać je dla polaryzacji społeczeństwa.
Trudno tu zaufać Kaczyńskiemu
Co najważniejsze, Kaczyński w niedzielę znów, po raz pierwszy od dawna, nie w trybie pytającym, bez żadnych asekuracji i dwuznaczności, powiedział, że w Smoleńsku mieliśmy do czynienia nie z nieszczęśliwym wypadkiem, ale z zamachem. Jak mówił lider PiS, od dawna wiedzieliśmy, że oficjalna narracja niczego nie wyjaśnia, ale teraz mamy dowody, przedstawimy je i wyciągniemy z nich wszelkie konsekwencje jako państwo.
Oczywiście, jeśli pojawiły się nowe ustalenia faktyczne, pozwalające ponad wszelką wątpliwość dowieść, że doszło do zamachu, państwo powinno z tego wyciągnąć wszystkie możliwe wnioski. Problem w tym, że trudno tu zaufać Kaczyńskiemu i jego partii. Ta wielokrotnie ogłaszała już przecież, że zbliżamy się do prawdy w sprawie Smoleńska, Antoni Macierewicz przedstawiał kolejne omówienia swojego raportu i teorie o zamachu.
Biorąc pod uwagę ogólną nieudolność PiS w dowodzeniu własnej narracji na temat zamachu, trudno uwierzyć, że w najbliższych dniach poznamy argumenty, które do tezy o zamachu przekonają ludzi, którzy przekonani do niej już mniej lub bardziej nie są.
Można się obawiać, że sprawa Smoleńska wraca nie dlatego, że rząd trafił na faktycznie zmieniające obraz całości dowody, ale dlatego, że sytuacja międzynarodowa wyjątkowo sprzyja narracji o rosyjskim spisku. W ostatnich tygodniach cały świat przekonał się, że Putin jest zbrodniarzem wojennym, że w realizacji swoich politycznych celów nie cofnie się przed niczym, że nie zachowuje się w sposób, który z punktu widzenia polityki zachodnich demokracji wydawałby się elementarnie racjonalny, że jest w stanie podejmować zupełnie szalone ryzyko.
Wszystko to tworzy klimat, w którym pytanie "a może Putin faktycznie byłby zdolny do tego, by zabić Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku" przestaje brzmieć absurdalnie nawet dla osób traktujących raporty Macierewicza jako kiepską fantastykę.
Jednak to, że Putin i jego reżim byliby zdolni do zamachu w Smoleńsku, nie znaczy jeszcze wcale, że go dokonali. Świadczyć mogą o tym tylko twarde dowody, wskazujące na zamach 10.04.2010 roku i prowadzące wprost do Putina. Dopóki takich dowodów nie ma, dopóty stojącym na czele Polski politykom nie wolno wysuwać nieprzemyślanych oskarżeń.
Maszyna polaryzacji i oskarżeń
Do czego Kaczyńskiemu potrzebne jest teraz odgrzewanie Smoleńska? Zobaczymy w najbliższych tygodniach. Ale sądząc po tym, co lider partii władzy mówił w niedzielę, można wnioskować, że Smoleńsk ma być dla niego maszynką mobilizacji twardego elektoratu, polaryzacji społeczeństwa i ataków na opozycję, głównie tą z PO. Prezes PiS zapowiedział wznowienie "domagających się prawdy" marszów smoleńskich. Na razie "co najmniej" dwa razy w roku – 10.04. i 10.11. – ale jeśli sprawa politycznie chwyci, mogą wrócić i miesięcznice.
Twardy elektorat będzie zachwycony, ale większość obywateli ma oczywiście inne problemy. Boi się wojny, dręczy ich drożyzna, niepokoją się o to, jak państwo poradzi sobie z długotrwałą obecnością uchodźców z Ukrainy w Polsce. PiS nie ma na to wszystko dobrych recept, daje więc społeczeństwu igrzyska smoleńskie.
Mechanizm ma być prosty: Kaczyński ogłosił w niedzielę, że jego brat był pierwszą ofiarą zbrodniczej polityki Putina, w Smoleńsku poległ ponosząc taką samą ofiarę, jak walczący dziś o swoją ojczyznę Ukraińcy. Ta męczeńska śmierć czyni z PiS partię wyjątkową, jedyną mającą prawo rządzić w warunkach rosyjskiej wojny u naszych granic. Jest oczywiste, że opozycja nie może zgodzić się na taką narrację. W odpowiedzi na jej sprzeciw PiS jednak tylko wzmocni ton moralnego szantażu.
Kaczyński mówił też o rozliczeniu winnych. Nie tylko w Rosji, ale i w Polsce. Można więc się spodziewać serii brutalnych ataków na liderów PO z okolic 2010 roku – z Tuskiem na czele – jako mniej lub bardziej "winnych zbrodni smoleńskiej".
To ostatnie, czego dziś Polska potrzebuje
Taka polityka to ostatnie, czego dziś Polska potrzebuje. Znajdujemy się w sytuacji bezprecedensowego kryzysu bezpieczeństwa, wojna toczy się dosłownie u naszych granic. Potrzebna jest minimalna narodowa zgoda. Kaczyński proponuje tymczasem zimną wojnę domową, zapowiada nową falę polityki, której celem ma być całkowita moralna delegitymizacja opozycji. W warunkach, w jakich się dziś znajdujemy, taka polityka to działanie na szkodę realnej obronności państwa i jego odporności przed hybrydowymi atakami.
Wojenne realia, tak jak początek pandemicznego kryzysu, zepchnęły Kaczyńskiego trochę na margines. W 2020 roku przypomniał o sobie wrzucając nonsensowny, niekonstytucyjny, grożący delegitymizacją całego systemu politycznego pomysł wyborów pocztowych. Dziś przypomina o sobie w równie destrukcyjny sposób.
Choć cały świat widzi, do czego zdolny jest Putin, nie znaczy to jeszcze, że uwierzy w to, co o zamachu opowiadać będą Kaczyński z Macierewiczem, jeśli nie przedstawią poważnych dowodów.
Jeśli bez ich przedstawienia będą starali się wykorzystać dramat Ukrainy do umocnienia własnej narracji o zamachu, nie przysporzy to powagi polskiemu państwu, a nawet może utrudnić mu skuteczne zabieganie o swoje interesy - w czasach, gdy z powodu ataku Putina na Ukrainę jest to szczególnie istotne.
Być może w najbliższych dniach Kaczyński przedstawi dowody, które unieważnią krytyki takie jak powyższa. Ale jeśli tego nie zrobi, odpalenie Smoleńska w tym momencie świadczyć będzie wyłącznie o jego skrajnym braku odpowiedzialności za państwo i niezdolności do myślenia w innych kategoriach niż partyjne nawalanki.
Jakub Majmurek dla WP Wiadomości
Czytaj też: