Jarosław Kaczyński wraca do "zamachu w Smoleńsku". Eksperci: prezes wykorzystuje wojnę i słowa Zełenskiego
- Okoliczności wojenne, w których o Smoleńsku mówił m.in. prezydent Zełenski, bardzo Jarosławowi Kaczyńskiemu sprzyjają. Jego doradcy stwierdzili, że nadarzyła się bardzo dobra okazja, którą trzeba wykorzystać. Dlatego prezes PiS mówi dziś o "zamachu". To chłodna, polityczna kalkulacja - przekonują analitycy polityki w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Nie mamy żadnej wątpliwości, że to był zamach - stwierdził wicepremier ds. bezpieczeństwa państwa Jarosław Kaczyński w "Sygnałach dnia" Programu Pierwszego Polskiego Radia.
Jak przyznał, "w tej chwili już naprawdę dużo wiemy o tym, co stało się na lotnisku smoleńskim". Prezes PiS dodał, że być może kiedyś dojdzie do procesu w tej sprawie. Nie doprecyzował jednak, co zrobi Polska.
Co na ten temat sądzą eksperci? - Jarosław Kaczyński uznał, że po ataku Putina na Ukrainę i dwuznacznej wypowiedzi m.in. prezydenta Zełenskiego na temat Smoleńska powstała sprzyjająca atmosfera społeczna, aby wrócić do przekonywania Polaków, że jego brat padł ofiarą zamachu - mówi Wirtualnej Polsce politolog prof. Antoni Dudek z UKSW.
Jak zauważa nasz rozmówca, "taki przekaz jest zresztą już od wielu dni lansowany w TVP" - Sprowadza się do zdania: "skoro Putin jest tak straszny, że najechał na Ukrainę, to tym bardziej mógł kazać zniszczyć samolot pod Smoleńskiem" - tłumaczy prof. Dudek.
Podobnie twierdzi dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka i socjolożka z UW. - Okoliczności wojenne, w których o Smoleńsku mówił m.in. prezydent Zełenski, bardzo Jarosławowi Kaczyńskiemu sprzyjają. Jego doradcy stwierdzili, że nadarzyła się bardzo dobra okazja, którą trzeba wykorzystać - uważa nasza rozmówczyni.
"Mówienie o zamachu to polityczna kalkulacja"
Dlaczego Jarosław Kaczyński wraca dziś do tematu Smoleńska? Po pierwsze - zbliża się 12. rocznica tragedii. Po drugie - w ostatnich tygodniach na temat katastrofy rządowego samolotu, ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, wypowiadali się kluczowi politycy zarówno z Ukrainy, jak i Rosji.
Prezydent Ukrainy podczas wystąpienia w polskim Sejmie mówił niedawno: "Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 roku. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada".
Z kolei przyjaciel Władimira Putina, Dmitrij Rogozin, gdy dowiedział się, że Jarosław Kaczyński w Kijowie przedstawił plan misji pokojowej NATO na Ukrainie, wściekł się i napisał na Twitterze do prezesa PiS: "Przyjedź do Smoleńska, porozmawiamy".
W piątek 1 kwietnia o Smoleńsku mówił w programie "Tłit" Wirtualnej Polski mer Lwowa Andrij Sadowy. Jak stwierdził w rozmowie z Michałem Wróblewskim, za tragedią smoleńską "na 100 procent stoją Rosjanie". - Kaczyński wie, co to Rosja. Pamiętamy, co było pod Smoleńskiem - powiedział nam Sadowy.
Wypowiedzi te współbrzmią z tym, o czym mówi Jarosław Kaczyński. A prezes mówi jasno: w Smoleńsku doszło do zamachu.
Dr Renata Mieńkowska-Norkiene pytana o zaostrzenie retoryki przez lidera Zjednoczonej Prawicy wskazuje, że "być może zbliżają się wybory i Kaczyński chce maksymalnie zmobilizować swoją bazę wyborczą, elektorat związany z Radiem Maryja". - Dlatego przy okazji "wyciąga" Macierewicza, bo wie, że to pupil środowiska skupionego wokół o. Tadeusza Rydzyka - zauważa dr Mieńkowska-Norkiene.
Politolożka przekonuje, że ze strony prezesa PiS mówienie o "zamachu w Smoleńsku" nie jest podyktowane emocjami, a jest "czystą, chłodną, polityczną kalkulacją".
- Kaczyński wykorzystuje to, jak - delikatnie mówiąc - złą prasę na świecie ma dziś Rosja. Rosjanie popełniają zbrodnie w Ukrainie, dlatego można im dziś przypisać absolutnie wszystko. I Kaczyński to robi, przypisując Rosji "zamach w Smoleńsku" - twierdzi dr Mieńkowska-Norkiene.
Dodaje, że "w ten sposób Kaczyński uwiarygadnia siebie, Macierewicza i całą narrację wokół Smoleńska". - Prezes PiS wyczuł, że temat przestaje być warty kpin, bo Rosja jest zdolna do wszystkiego, co złe. Kaczyński w ten sposób zdejmuje też z siebie odium śmieszności, które było obecne, gdy on i politycy PiS mówili o "zamachu" - przekonuje politolożka z UW.
Jak konkluduje nasza rozmówczyni: - Kaczyński otworzył dziś "front smoleński", bo czuje, że może na nim wygrać. Teraz będzie czekał na to, co się stanie.
Kaczyński mówi o zamachu w Smoleńsku. Mocna riposta Barbary Nowackiej
W rozmowie z Wirtualną Polską słowa prezesa PiS skomentowała również posłanka KO Barbara Nowacka, córka zmarłej w Smoleńsku Izabeli Jarugi-Nowackiej. - Jarosław Kaczyński znowu sięga po konflikt, który zna, ma jasno określoną oś sporu i przeciwnika. Czytałam raport Antoniego Macierewicza. Jeśli prezes PiS ma tylko to, co jest w tym raporcie, to nie ma tam nic nowego - powiedziała nam parlamentarzystka.
Jak stwierdziła Nowacka, Jarosław Kaczyński "uznał, że jest idealna okazja do powrotu tematu, w którym czuje się komfortowo i bezpiecznie".
- Tematu, który dawał mu paliwo polityczne przez wiele lat. Rozumiem, że jego nowym dowodem jest to, że Putin nie zatrzyma się przed niczym i jest zdolny do wszystkiego. Kaczyński oglądając bombardowania Mariupola i Kijowa uważa, że to najlepszy moment do powiedzenia, że w Smoleńsku był zamach. Postawił na ostrą polaryzację, zakładając, że przyniesie mu to polityczne korzyści. Prezesowi PiS wydaje się, że wobec uznania Putina za zbrodniarza wojennego, przekaz z zamachem poprawi znacznie notowania jego partii - powiedziała Wirtualnej Polsce Barbara Nowacka.
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl