Lustracja Jaskierni trafi do Sądu Apelacyjnego w Warszawie
Do warszawskiego sądu apelacyjnego trafi sprawa podejrzanego o "kłamstwo lustracyjne" Jerzego Jaskierni, b. posła SLD i b. ministra sprawiedliwości - okazało się w Sądzie Lustracyjnym. W czwartek w życie wchodzi nowa ustawa lustracyjna, likwidującą m.in. ten sąd i przekazująca niezakończone sprawy sądom powszechnym.
We wtorek Sąd Lustracyjny miał się zająć lustracją Jaskierni - pierwszy raz po uchyleniu w lutym przez Sąd Najwyższy wyroku oczyszczającego go z zarzutu "kłamstwa lustracyjnego". Jeden z sędziów, który miał orzekać, nie zdążył jednak zapoznać się z aktami sprawy. Oznacza to, że trwająca od 2000 r. lustracja 57- letniego Jaskierni zostanie przekazana sądowi powszechnemu. Ponieważ SN zwrócił sprawę do II instancji, będzie to Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Sprawa w SA toczyłaby się według dotychczasowej procedury lustracyjnej, a nie nowej. Obecna ustawa mówi, że współpracą "nie jest współdziałanie pozorne lub uchylanie się od dostarczenia informacji, pomimo formalnego dopełnienia czynności lub procedur wymaganych przez organ bezpieczeństwa państwa oczekujący współpracy". Nowa ustawa nie ma takiego zapisu. Obecna ustawa pozwala lustrowanemu na utajnianie procesu i składanie kasacji do Sądu Najwyższego od prawomocnego wyroku - nowa tego nie przewiduje.
Jaskiernia nie obawia się, że jego sytuacja procesowa pod rządami nowej ustawy mogłaby się pogorszyć. Nie ma to dla mnie znaczenia, bo nie mam nic do ukrycia - mówił.
Nie wiadomo, kiedy SA będzie mógł się zająć sprawą Jaskierni. Sytuację może ułatwić fakt, że Sąd Lustracyjny był wydziałem SA, a więc sędziowie z tego wydziału - mający doświadczenie w orzekaniu w sprawach lustracyjnych - mogą w nich orzekać w SA. Rolę Rzecznika Interesu Publicznego ma przejąć prokurator pionu lustracyjnego IPN - na razie nie powołano jeszcze jednak jego szefa, a sam pion będzie dopiero organizowany po 15 marca.
SN cofnął sprawę Jaskierni już po raz trzeci: raz uczynił to po wyroku o jego "kłamstwie lustracyjnym", dwa razy - po wyroku oczyszczającym go z takiego zarzutu Rzecznika, który podejrzewał Jaskiernię o zatajenie związków z SB z lat 70.
W 2006 r. Sąd Lustracyjny stwierdził, że brak jest jakichkolwiek podstaw, by uznać, że Jaskiernia był agentem wywiadu PRL. Według sądu, Jaskiernię zarejestrowano jako tzw. kontakt operacyjny bez jego wiedzy i zgody. Współpracy materialnej nie było - uznał sąd. Według niego, sąd I instancji, uznając Jaskiernię za "kłamcę lustracyjnego", naruszył procedury, gdyż stwierdził, iż istniał raport, jaki Jaskiernia miał przekazać wywiadowi PRL po powrocie ze stypendium w USA w latach 70. Tymczasem dokument ten nie zachował się, choć instrukcje wywiadu nakazywały zmikrofilmowanie go. Dlatego sąd II instancji doszedł do wniosku, że raport ten "istniał tylko w notatce oficera".
Jaskiernia, który oczekiwał, że SN utrzyma korzystny dlań wyrok, mówił wtedy dziennikarzom, że jest rozczarowany, bo nigdy nie był agentem, tylko "osobą rozpracowywaną w ramach gry służb specjalnych". Zastępca Rzecznika Andrzej Ryński w kasacji do SN kwestionował tezę, jakoby Jaskiernia miał być rozpracowywany.
Jak wielokrotnie przekonywał Jaskiernia, po powrocie z USA w latach 70. sporządził on jedynie oficjalne sprawozdanie - "jak każdy stypendysta" - dla władz Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ono było przedmiotem wykorzystywania przez innych ludzi, ja na to nie miałem żadnego wpływu - zapewniał. W 1992 r. Jaskiernia znalazł się na "liście Macierewicza" jako tajny współpracownik wywiadu PRL.