Łukaszenka jedzie do Rosji. Wiadomo, w jakim celu
Alaksandr Łukaszenka po raz kolejny w ostatnim czasie będzie rozmawiał z Władimirem Putiem. Według oficjalnych informacji dyktatorzy mają spotkać się na szczycie Wspólnoty Niepodległych Państw. Ostatnio jednak dużo mówi się o innym wymiarze ich współpracy. W poniedziałek Putin namawiał Łukaszenkę, by białoruska armia włączyła się w wojnę przeciwko Ukrainie.
O wizycie Łukaszenki w Rosji poinformowała białoruska państwowa agencja informacyjna BiełTA. Na Telegramie opublikowano też zdjęcie samolotu dyktatora, który jest gotowy do odlotu.
W depeszy przekazano, że Łukaszenka ma najpierw ma odwiedzić "Gwiezdne Miasteczko" pod Moskwą, gdzie mieści się Centrum Szkolenia Kosmonautów. Białoruscy astronauci przechodzą tam właśnie szkolenie.
Następnie uda się do Sankt Petersburga. To tam w dniach 26-27 grudnia odbędzie się spotkanie liderów krajów należących do Wspólnoty Niepodległych Państw, organizacji zrzeszającej większość byłych republik Związku Radzieckiego.
"Przywódcy podsumują rok 2022 r. i przedyskutują plany przyszłej współpracy w najważniejszych dla nich obszarach" - podała BiełTA.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kolejne spotkanie dyktatorów. W tle wojna w Ukrainie
Spotkane w Sankt Petersburgu będzie drugą okazją do rozmowy twarzą w twarz Łukaszenki i Putina w ciągu zaledwie kilku dni. W poniedziałek rosyjski dyktator odwiedził Mińsk po raz pierwszy od 2019 roku.
Według Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, podczas rozmów Putin próbował nakłonić Łukaszenkę do aktywnego dołączenia do wojny. - Jednak samozwańczy prezydent Białorusi nie ma wielkiej ochoty na ten krok - skomentował sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ukrainy Ołeksij Daniłow.
Przeczytaj też:
Źródło: BiełTA/Telegram/Biełsat
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski