Łukasz Warzecha: SOK w roli specsłużby
Jak Państwo myślą, kogo mogłaby podsłuchiwać Straż Ochrony Kolei? Może jej dzielni funkcjonariusze mogliby zainstalować podsłuchy w wagonach restauracyjnych? Albo sypialnych? Tylko po co? - pisze Łukasz Warzecha dla WP Opinii.
25.08.2016 14:54
Tymczasem niedługo SOK może zyskać takie uprawnienia, jeśli MSWiA pod kierownictwem Mariusza Błaszczaka zrealizuje swój pomysł i przejmie kontrolę nad Strażą Ochrony Kolei, zarazem obdarzając ją policyjnymi uprawnieniami. Pomysł wydaje się szokować swoją absurdalnością, ale można odczytać stojącą za nim logikę. Identyczną jak ta, która kazała uchwalić nową ustawę o policji mimo zgłaszanych wątpliwości. Gdy ustawę uchwalano, prezydent Andrzej Duda deklarował, że te wątpliwości rozumie i sam zaproponuje nowelizację. Nie zaproponował. Rozwiązania budzące sprzeciw zapewne pozostaną z nami na długo.
Z kolei ustawę antyterrorystyczną uchwalano w pośpiechu, uzasadniając to nadchodzącymi Światowymi Dniami Młodzieży i szczytem NATO. Owszem, w kontekście tych wydarzeń to było potrzebne narzędzie, które dało służbom kilka sensownych rozwiązań - choćby możliwość oddania tak zwanego strzału ratunkowego. Nie zmienia to faktu, że i tu przemycono kilka zadziwiających i niepokojących przepisów - na przykład definiowanie na bieżąco przez rząd tego, co konkretnie stanowi zagrożenie terrorystyczne. To zaś oznacza, że do katalogu tychże można łatwo dopisać cokolwiek rządowi pasuje, bez kontroli parlamentu.
"Nie rządem Polska stoi, lecz swobodami obywateli"
Jak wiadomo, każdy rząd, każda służba i w miarę możliwości każdy urzędnik bardzo chętnie uzasadnia zwiększanie własnych uprawnień dwoma kwestiami: dobrostanem obywateli i ich bezpieczeństwem. Tradycyjnie uczuleni są na to Amerykanie, których znaczna część nieufność wobec rządu federalnego ma wgraną w podświadomość. Co ciekawe, tradycyjnie to również cecha Polaków, oczywiście mająca nieco inne korzenie niż u Amerykanów. Kto zna historię I Rzeczpospolitej, ten rozumie, że wyrazem takiej nieufności były wszelkiego rodzaju gwarancje ograniczenia władzy królewskiej, od przywileju neminem captivabimus począwszy (lata 30. XV wieku), aż po artykuły henrykowskie (w XVI wieku). Dobrych objawów ograniczania władzy rządu (bo czymże innym był król ze swoimi współpracownikami, jak nie rodzajem rządu?) nie należy mylić z narastającą anarchią, w której w XVIII wieku Polacy upatrywali istoty trwania swojego państwa.
Niektórzy gotowi są zapewne przypomnieć tu ze zgrozą przywoływane w XVIII wieku m.in. przez Juliana Ursyna Niemcewicza słowa, że "Polska nierządem stoi". Błąd - Niemcewicz i inni zniekształcili mądrą, znacznie wcześniejszą frazę, pochodzącą prawdopodobnie ze złotego dla Polski XVI wieku: "Nie rządem Polska stoi, lecz swobodami obywateli". Dzisiaj warto ją przypominać w tej właśnie, oryginalnej postaci, bo Polacy zdecydowanie zbyt łatwo godzą się z tym, że zabiera się im ich swobody, wolność, bierze się ich za twarz w imię ich dobra i bezpieczeństwa. Godzą się z tym również ci, którzy tak chętnie powołują się na dumę z sarmackich i szlacheckich korzeni polskiego państwa. Szkoda, że widzą je tak wybiórczo.
Kolejowa służba specjalna
Wróćmy jednak do naszych, nomen omen, baranów. Plany MSWiA wobec SOK znamionuje całkowicie błędne przeświadczenie, że ilość przechodzi w jakość i że im więcej służb dostanie rozbudowane uprawnienia, tym będziemy bezpieczniejsi. Bynajmniej.
Po pierwsze - już dzisiaj jest w Polsce zatrzęsienie służb z bardzo szeroką władzą. Zostawiając na boku policję, ABW, CBA i wywiad i kontrwywiad, mamy jeszcze służby skarbowe, celne, Straż Graniczną, żandarmerię, Biuro Ochrony Rządu, straż rybacką, leśną, Inspekcję Transportu Drogowego, wspomnianą SOK. Nie wszystkie, rzecz jasna, mają kompetencje równe policyjnym - na szczęście. Im jednak więcej służb z rozbudowanymi uprawnieniami, tym łatwiej o konflikty kompetencyjne pomiędzy nimi, o szkodliwe współzawodnictwo, o zamieszanie.
Po drugie - im więcej służb, które mogą podsłuchiwać, zatrzymywać, inwigilować, tym łatwiej o wyciekanie niejawnych materiałów i naruszanie praw obywateli. Jasne jest, że prościej kontrolować i trzymać w ryzach pięć służb niż dziesięć. W połączeniu z obowiązującą ustawą o policji, która obejmuje również inne służby mające uprawnienia do inwigilacji, powstaje niezwykle niebezpieczna mieszanka. Sąd nie ma przecież bieżącej kontroli nad kierowanymi do operatorów telekomunikacyjnych żądaniami udostępniania danych. Ma otrzymywać jedynie zbiorcze raporty co pół roku, którymi może - ale wcale nie musi - zająć się bardziej szczegółowo.
Po trzecie - mnożenie bytów ponad potrzebę służy zwykle jedynie tymże bytom, nikomu ponadto. Tak jak w wyjaśnianiu zjawisk należy stosować zasadę brzytwy Ockhama, tak i w rozwiązywaniu problemów. Zanim stworzy się nowy przepis, należy bardzo dokładnie przyjrzeć się tym, które już obowiązują, aby sprawdzić czy przypadkiem nie wystarczy ich poprawić lub jedynie zmienić sposób ich egzekwowania. Zanim powoła się nową służbę specjalną (a SOK według nowych zasad byłby właściwie nową służbą), trzeba się przyjrzeć czy problemem nie mogą się zająć służby już istniejące.
Po co w ogóle SOK?
W Polsce wystarczająco namnożono bytów. Do dziś jest dla mnie na przykład zagadką, jaki był sens powoływania Inspekcji Transportu Drogowego - osobnej instytucji, początkowo zajmującej się jedynie kontrolą samochodów ciężarowych, skoro jej zadania mogła spokojnie wypełniać policja. Jedyne wytłumaczenie to potrzeba upchnięcia jakiejś grupy ludzi na wygodnych posadach.
Tak, wiem: terroryści mogą teoretycznie zaatakować infrastrukturę kolejową - choć nie wiem, jak ma się to do wielokrotnych zapewnień Mariusza Błaszczaka, że Polska jest całkowicie bezpieczna. Ale czy aby tę infrastrukturę chronić, naprawdę potrzebna jest służba z uprawnieniami policji, lecz - trudno mieć wątpliwości - znacznie gorzej od niej wyszkolona? Przecież gdyby faktycznie pojawiło się zagrożenie terrorystyczne, i tak nie będzie z nim walczył SOK ani nawet policja, ale - zgodnie z ustawą antyterrorystyczną - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Więc po co te cyrki ze Strażą Ochrony Kolei?
Ba, mógłbym nawet spytać: po co w ogóle SOK? Po co osobna służba z etatami, emeryturami, przywilejami, skoro jej podstawowe zadania mogłaby wypełniać policja w połączeniu z wynajętą agencją ochrony. Oczywiście agencją profesjonalna, a nie zatrudniającą głównie emerytów.
W całej tej sprawie jedno jest szczególnie przykre i niepokojące: łatwość, z jaką obywatele łykają narrację o potrzebie przykręcania im śruby dla ich bezpieczeństwa. Ockną się dopiero, gdy nerwowy, fatalnie wyszkolony SOK-ista zastrzeli jakiegoś graficiarza, którego weźmie za groźnego terrorystę?
Łukasz Warzecha dla WP Opinii
Łukasz Warzecha - Publicysta i dziennikarz tygodnika "wSieci", publikuje również w "Super Expressie". Był też redaktorem dwutygodnika "Unia&Polska", jego teksty ukazywały się w "Nowym Państwie", "Rzeczpospolitej" oraz w dzienniku "Fakt".
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.