Łukasz Warzecha: Piotr Guział, czyli kamień u nogi Jakiego
Biorąc na pokład Piotra Guziała, Patryk Jaki starał się odejść od swojego "pisowskiego" wizerunku jak tylko się da najdalej. Czy jednak nie zaprzepaścił w ten sposób swojego głównego atutu, jakim było zerwanie z warszawkowatością? I czy przypadkiem, stając się coraz bardziej "miejski", nie robi się ideowo coraz bardziej mdły?
Zawarcie sojuszu z Guziałem, który jako burmistrz Ursynowa obwieszał tę dzielnicę tęczowymi flagami, spowodowało już pierwszy kiks. Guział jako potencjalny wiceprezydent miałby odpowiadać za wydarzenia kulturalne, co samo w sobie wydaje się mocno ryzykowne: odwołujący się do konserwatywnych wartości kandydat na prezydenta chce oddać dziedzinę mocno tożsamościową osobie, która nie ukrywa, że bliskie są jej całkiem inne pryncypia, galaktycznie dalekie od konserwatyzmu.
Jaki już oberała od Owsiaka
W związku ze swoją ewentualną rolą, Guział zapowiedział, że zorganizuje w stolicy najbardziej okazały finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. I natychmiast dostał fangę w nos od Jerzego Owsiaka. A tak naprawdę dostał ją nie sam Guział, ale właśnie Jaki. Owsiak oznajmił, że nie życzy sobie, aby wygłaszać takie zapowiedzi: "Jako Prezes Zarządu Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy bardzo proszę, aby w Państwa wystąpieniach przedwyborczych nie składać deklaracji dotyczących zbliżającego się Finału WOŚP. Zwłaszcza Państwu trudno jest określać, czy będzie to Finał piękny, wspaniały czy »najbardziej okazały«" – napisał Owsiak na Facebooku.
Owsiak wypomniał też Jakiemu jego zarzuty wobec WOŚP: "W swoim wystąpieniu podczas 26. Finału podał Pan uczciwość Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w wątpliwość, wręcz sugerując nieprawidłowości i nieścisłości w naszym działaniu. A także wypowiedział Pan, w kontekście WOŚP, bulwersujące słowa o »cywilizacji śmierci« – skrzywdził Pan w ten sposób sympatyków, wolontariuszy i organizatorów WOŚP w całej Polsce".
Gdyby była to kampania w USA, Jaki już miałby duży problem. Mało co bowiem może stanowić tam zarzut wobec kandydata równie poważny co skrajna niespójność i niekonsekwencja programowa. A z czymś takim mamy tu do czynienia.
Jerzy Owsiak jest przecież tak naprawdę politykiem opozycji. Na przymilaniu się do nie-go konserwatywni politycy zawsze wychodzą źle (doświadczył tego już prezydent Andrzej Duda). Jaki jakiś czas temu Owsiaka krytykował, a teraz przyjął do swojej drużyny – i to jako kandydata na wiceprezydenta – Guziała, który przecież nie w imieniu własnym, ale też Jakiego, stara się Owsiakowi podlizać. Dla przytomnego obserwatora wnioski mogą być dwojakie: albo jest to cyniczny koniunkturalizm, albo ostra zmiana kursu lub przynajmniej rozmywanie tożsamości kandydata. Żaden z wariantów nie wygląda dobrze.
Warszawę obwieszą tęczowymi flagami?
Jest zapewne tylko kwestią czasu, gdy Jaki zacznie być grillowany na okoliczność spójności swoich poglądów – bo przecież to, czym zajmuje się miasto, na co daje pieniądze, jakie wydarzenia promuje – to wszystko kwestia polityki oraz poglądów włodarzy i nie dajmy sobie wmówić, że można tu od niej jakoś odejść.
Gdy polityk Solidarnej Polski zaczynał kampanię, w bardzo stanowczy sposób stawiał na przykład kwestię stosunku ratusza pod jego kierownictwem do kierowców. Zapowiadał, że skończy się ich gnębienie. A przypomnieć trzeba, że samorządy dostały od PiS dwa potężne instrumenty, którymi mogą kierowcom bardzo utrudnić życie: tworzenie stref nisko emisyjnego transportu, do których wjazd tradycyjnym autem może być płatny bądź całkowicie zakazany, oraz możliwość drastycznej podwyżki stawek za parkowanie. Jak dziś odczytywać tamte deklaracje Jakiego, skoro wiadomo, że Guział ma w tej sprawie kompletnie inne zdanie i chciałby uprzykrzyć kierowcom życie, jak tylko się da?
Czy za prezydentury Jakiego i Guziała cała Warszawa będzie obwieszona tęczowymi flagami? Czy sute dotacje będą płynąć do różnych lewicowych inicjatyw kosztem tych konserwatywnych, skoro za politykę kulturalną miałby odpowiadać lewicowiec?
Szansą Jakiego na przełamanie domniemanego monopolu anty-PiS w stolicy było nie tylko zaznaczenie swojej odrębności od PiS – co mu się coraz lepiej udaje – ale też pokazanie, że jako kandydat wychodzi poza dotychczasowy schemat myślenia o mieście, sięgając po tych wyborców, którzy dotąd być może w ogóle nie głosowali. Z tego punktu widzenia ruch z Guziałem jest jednak ryzykowny.
Co prawda dawny polityk SLD nie należy do ścisłego mainstreamu, gdy idzie o polityczną drogę oraz ma na koncie – nieudaną – próbę odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz w referendum, ale pod względem poglądów jest mainstreamem warszawskim jak najbardziej. Mieści się gdzieś między Rafałem Trzaskowskim a Janem Śpiewakiem. Znacznie lepszym posunięciem byłoby zaproszenie do współpracy sprawnego menadżera, który bez ideologicznych wątków zapewniałby dobre zarządzanie pieniędzmi samorządu. Problem w tym, że w tej kampanii – jeszcze bardziej niż we wszystkich dotychczasowych w III RP – argumentacja niemożliwa do ujęcia w postaci memów się nie sprzedaje. Trudno byłoby sprzedać w atrakcyjny sposób taki ze wszech miar pożądany ruch.
Guział armii nie przyprowadził
Można sobie oczywiście z grubsza odtworzyć rozumowanie, jakim kierował się kandydat Zjednoczonej Prawicy: pokazujemy, że jesteśmy otwarci, zagarniamy trochę z lewej, mo-że odciągamy trochę wyborców Trzaskowskiemu i Śpiewakowi (o ile ten ostatni w ogóle się jeszcze liczy) już w pierwszej turze. Czy jednak naprawdę tak to zadziała? Czy Guział, polityk bez wątpienia przebrzmiały, kogokolwiek z sobą do obozu Jakiego przyprowadza? Wątpię. Za to jego lewicowe pomysły mogą część wyborców Jakiego zrazić. Pojawiają się już porównania posunięcia Jakiego do ewolucji brytyjskich torysów czy niemieckich chadeków w stronę ideowej nijakości, w której trudno elementy konserwatywne odszukać.
Owszem, gdyby doszło do drugiej tury, to już może nie mieć znaczenia, ale właśnie drugiej tury Jaki chciałby uniknąć, żeby nie mieć przeciwko sobie całego antypisowskiego obozu.
A w pierwszej turze Guział może być raczej obciążeniem niż atutem, rozmywając przekaz Jakiego, który i tak z tygodnia na tydzień staje się mniej klarowny.