Polska"Ludzie boją się, że problemami osobistymi można się zarazić"

"Ludzie boją się, że problemami osobistymi można się zarazić"

Do warszawskiego Centrum Praw Kobiet trafiła 37-letnia Aneta, mama Karola. Chłopiec za kilka tygodni skończy dziesięć lat. Ojca nie ma, to znaczy jest, ale w areszcie. W sądzie jest pozew o rozwód, a na koncie Anety niewiele środków. Mąż alimentów nie płaci. Ale to przecież żadna nowość w Polsce.

"Ludzie boją się, że problemami osobistymi można się zarazić"
Źródło zdjęć: © Fotolia

Mąż kat

- Mój mąż została aresztowany w pierwszych dniach sierpnia zeszłego roku. I dobrze się stało, bo nie wiem czy bym dożyła do dzisiejszego dnia. Trafił tam, bo zgłosiłam się na policję. Zamknęli go od razu - Aneta przyznaje z ulgą.

Wiele Anetę kosztowało, żeby donieść na męża. Próbowała znaleźć pomoc wcześniej, ale... - Trafiałam chyba na niekompetentne osoby. Wysyłano mnie na jakieś terapie. Słyszałam też, że to co mnie spotyka, to moja wina. Nikt nie był w stanie odizolować mnie od męża. Nie chciałam, żeby założono mi "niebieską kartę", żeby nasze mieszkanie odwiedzał dzielnicowy. Wiedziałam, że to tylko pogorszy moją sytuację - tłumaczy się, choć to nie jej wina.

W pewnym momencie było już tak źle, że Aneta nie mogła spać i bała się wyjść z domu. Jest przekonana, że mąż kontrolował jej telefon. A dzięki programowi do nawigacji wiedział kiedy i gdzie była.

Był 3 lub 4 sierpnia 2016 roku

- Przemogłam się, bo mąż...zrobił coś, co jest ewidentnym przestępstwem. Poszłam na komisariat. Tego samego dnia mąż został aresztowany - wyjawia z ulgą.

Areszt dla męża Anety jest przedłużany, co kilka miesięcy. 27 września ubiegłego roku kobieta złożyła pozew o rozwód. Tak się zakończyło 13 lat jej małżeństwa. Jeszcze nie w sensie prawnym, ale symbolicznym.

Alimenty to fikcja

- Dostałam pismo, że zostały mi przyznane alimenty tymczasowe. Mam wyrok, ale jedyne co mogę z nim zrobić to go sobie włożyć w ramkę i powiesić na ścianie. Nic więcej - żali się.

Mąż Anety jest w areszcie, więc nie pracuje. A jak nie pracuje to nie zarabia. Fundusz Alimentacyjny odmówił kobiecie wsparcia, bo jej dochód na osobę, licząc ją i jej syna, przekracza limit czyli 725 zł na osobę.

- Mam przyznane alimenty w kwocie 600 zł. Kiedy wypełniałam specjalny wniosek musiałam uzupełnić tabelki, wypełnić w nich wiele rubryk - wspomina.

Aneta przyznaje, że bardzo uczciwie podeszła do wyliczeń. Wpisała ile wydaje na jedzenie. Wyszło jej 559 zł na miesiąc na osobę. Wyliczyła też ile kosztują ją przybory szkolne dla syna. Chłopiec rośnie, więc co jakiś czas potrzebuje też nowych ubrań. Wie to każdy matka, bo widzi że nogawki spodni są już za krótkie, rękawy bluzy też.

- Jak podliczyłam wszystkie wydatki, łącznie z chemią to wyszło mi w sumie 1000 zł na osobę. Sąd zarzucił mi, że zawyżyłam koszty, bo na wyżywienie wystarczy 400 zł, a na odzież i obuwie łącznie 50 zł. Na chemię też 50 zł. Przecież proszek do prania kosztuje 40 zł jeśli nie znajdę go gdzieś w promocji. Za czapkę zimową dla syna, którą kupiłam ostatnio, zapłaciłam 40 zł. Za spodnie dresowe, takie cieplejsze też 40 zł. Mój syn Karol jest na specjalnej diecie. Nie mogę mu dawać "normalnego" jedzenia, bo syn musi ograniczać tłuszcze. Cierpi na hipercholesterolemię. Na szczęście udało mi się opanować tę chorobę. Ostatnie wyniki badań Karol ma bardzo dobre - mówi z zadowoleniem w głosie.

Aneta jest bardzo dumna, że syn, dzięki jej trosce nie musi łykać żadnych tabletek.

- Słyszałam, że gdyby mój prawie dziesięciolatek zaczął przyjmować leki, to byłby na nie skazany już do końca życia. Stawałam na uszach, żeby uregulować mu cholesterol. Udało się - cieszy się.

Sąd budzi strach

Sprawa diety syna przypomniała Anecie o kolejnej nieprzyjemnej sytuacji, którą przeżyła. Jej bohaterką jest pewna dietetyczka.

- Poszłam, żeby mi dała na piśmie szczegółowe wytyczne jakiej diety mój syn potrzebuje. Chciałam to zanieść do sądu, żeby udowodnić, że muszę wydawać na jedzenie trochę więcej. Od dietetyczki dowiedziałam się, że ona nic mi nie napisze. Przyznała, że nie chce brać na siebie odpowiedzialności. Dodała też - czy mnie zdenerwowała jeszcze bardziej - że syn jest przecież zdrowy. Nie wiedziałam, że jak się wyniki choroby przewlekłej ureguluje dietą to jest się nagle zdrowym. Tłumaczę sobie to dzisiaj tym, że ta dziewczyna się po prostu wystraszyła. Bała się, że jej podpis na kartce trafi do sądu. A przecież nie ona tylko ja ponoszę odpowiedzialność za moje dziecko. To ja się zobowiązałam do przestrzegania zaleceń diety - wspomina rozżalona.

Słowo sąd nie kojarzy się statystycznemu Polakowi dobrze. To fakt. Ludzie nie chcą być wciągani w żadne sprawy, procesy.

- Czasem wydaje mi się, że ludzie boją się, że problemami osobistymi można się zarazić - przyznaje Aneta.

Nie było i nie będzie

Mąż Anety jest w areszcie od sierpnia. Mamy już drugą połowę stycznia, a ona nie dostała od niego ani złotówki. Na szczęście mama Karola pracuje. Na nieszczęście jej typowy dzień pracy to minimum 12 godzin w kuchni. Jest kucharzem. Zarabia około 2000 zł na umowie zlecenie. Lekcje często odrabia z synem przez telefon. Martwi się, kiedy Karol po szkole siedzi sam w domu.

- Gdyby się ktoś o tym dowiedział miałabym kłopoty. Pomoc społeczna odbiera za to dzieci - przyznaje świadoma konsekwencji.

Mąż Anety zanim trafił do aresztu pracował normalnie. Niestety nie wie ile zarabiał, bo po prostu racjonował jej pieniądze. Liczy, że jak zostanie skazany na kilka lat więzienia to każą mu płacić na syna. Gdyby jednak wyszedł na wolność to jest przekonana, że nie dostanie od niego ani grosza.

- Jestem tego pewna. Po prostu będzie tak kombinował, żeby nic mi nie płacić. Będzie pracował na czarno. Wiem, że jest tak, że jak przez pół roku mi nie zapłaci to komornik będzie go ścigał. To on wtedy zapłaci dwa razy po 50 zł i powie, że więcej nie ma. Naprawdę nie jestem tak naiwna, żeby wierzyć, że on będzie mi płacił alimenty - podkreśla.

Na szczęście, Aneta może liczyć na pomoc od znajomych i nieznajomych. Korzysta też z porad psychologa w siedzibie Centrum Praw Kobiet.

Zapomnieć jest trudno

- Teraz znowu mam wielkiego doła, takiego jak lej po bombie. Ale ogólnie mam jakieś swoje plany na przyszłość. Jak to wszystko się jakoś rozwikła będę dążyła, żeby je zrealizować. I nie będę korzystać z głupich rad pewnych "życzliwych" pań. Te radzą mi np.: "niech pani się zatrudni na pół etatu i wtedy będzie się pani należało 500+". Nie, nie będę kombinowała. Wiem, że jestem w stanie się pozbierać. W ramach ciekawostki powiem jeszcze, że wychowawczyni mojego syna wysłała mnie do pedagoga szkolnego, że może jakieś stypendium da się załatwić i w ogóle. Od pani pedagog szkolnej, chcę to podkreślić, od pani pedagog szkolnej usłyszałam: "jak pani straci pracę niech wtedy pani przyjdzie". A kilka zdań później dodała jeszcze lepsze zdanie: "niech pani się postara o drugie dziecko, wtedy się będzie 500+ należało" - wspomina Aneta nie kryjąc oburzenia.

Mama Karola ma 37 lat. Nie chce utrzymywać siebie i syna z pieniędzy od pomocy społecznej. Woli pracować uczciwie, choć wie, że kombinowanie się opłaca.

- Rodzinne mi już dawno zabrali, nie mam 500+ ani alimentów. Musi nam wystarczyć moja goła wypłata - podsumowuje swoje finanse.

Na koniec naszej rozmowy przypomniała sobie jeszcze jedną przykrą sprawę.

- W sądzie musiałam złożyć dokumenty wskazujące z czego utrzymuje się moja najbliższa rodzina. Moja matka, moja siostra. Zrozumiałam tę sugestię. Chodziło im pewnie, że udaję że jestem biedna - przyznaje płacząc.

- Łatwo nie jest, ale na pewno nie będę chodziła po opiekach, bo sama zarobię na nas. Tylko muszę się pozbierać - sama siebie motywuje.

Jest tak zdenerwowana, że cała się trzęsie. Wróciły najboleśniejsze wspomnienia.

- To wszystko będzie się jeszcze ciągnąć, będą mnie jeszcze przesłuchiwać. Będę musiała sobie to wszystko przypominać raz jeszcze, wszystko wywlekać. Kiedy wydaje mi się, że już jest trochę lepiej i zaczynam się jakoś stawiać do pionu życie daje mi kolejnego kopniaka.

Zmiany w kodeksie karnym

29.12.2016 r. Rada Ministrów zaakceptowała projekt nowelizacji kodeksu karnego. Procedowane rozwiązania docelowo mają pomóc w skutecznym egzekwowaniu obowiązku alimentacyjnego.

Projekt zakłada że:

– osoba, której dług alimentacyjny stanowi równowartość co najmniej trzech należnych świadczeń okresowych (najczęściej miesięcznych), podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Dziś Kodeks karny mówi jedynie ogólnie o „uporczywym uchylaniu się” od alimentacyjnego obowiązku. W wielu przypadkach pozwala to na omijanie przepisów. Wystarczy raz na jakiś czas przekazać na dziecko niewielką sumę (np. 10 zł), by w świetle prawa uniknąć odpowiedzialności. Wprowadzenie obiektywnego kryterium równowartości trzech świadczeń okresowych pozwoli uniknąć dowolności w interpretacji, na czym polega „uporczywość” w niepłaceniu alimentów;

– dłużnicy alimentacyjny będą mieli możliwość uniknięcia kary, jeśli dobrowolnie wyrównają zaległości przed upływem 30 dni od daty pierwszego przesłuchania w charakterze podejrzanego;

– skazani na karę pozbawienia wolności nie muszą odbywać kary w więzieniu. Mogą podlegać dozorowi elektronicznemu i normalnie pracować. Ministerstwo Sprawiedliwości wdraża program pracy więźniów, w którym w pierwszej kolejności uczestniczyć mają osoby z obowiązkiem alimentacyjnym;

– wyższa kara (grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch) grozić ma tym, którzy nie płacąc alimentów, narażają osobę najbliższą lub inną osobę na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Chodzi o sytuację, gdy na skutek uchylania się jednego rodzica od obowiązku alimentacyjnego, drugi rodzic nie jest w stanie kupić dziecku jedzenia, ubrań, zapewnić kształcenia czy leczenia na chorobę przewlekłą.

alimentyprzemoc domowacentrum praw kobiet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (64)