ŚwiatLitwa: sfatygowany paszport nie doczeka

Litwa: sfatygowany paszport nie doczeka

W najnowszym numerze Tygodnika Wileńszczyzny "Przyjaźń" Tadeusz Andrzejewski publikuje komentarz dotyczący przygotowanej umowy o pisowni polskich nazwisk. Oto treść komentarza:

Zapowiadana od dobrego pół roku przez premierów Polski i Litwy (najpierw przez Paksasa, później przez Brazauskasa) umowa o pisowni imion i nazwisk Polaków na Litwie 5 września może nie zostać podpisana.

Stało się już bowiem takim fajnym zwyczajem, że postanowienia prezydentów, premierów, które zresztą obwieszczają publicznie, biorą w łeb, gdy tylko do nich dobiorą się urzędnicy i eksperci. A niech głowy państw gadają, co tylko chcą. I tak będzie, jak orzekną eksperci, przyzwyczailiśmy się do realiów.

Otóż i tym razem dyrektor departamentu od mniejszości Remigijus Motuzas, który przez litewską stronę został upoważniony sfinalizować umowę, już zapowiada, iż do 5 września nie da się sprawy załatwić w ten sposób, aby nazwiska litewskich Polaków były pisane polskimi literami. Zdaniem pana dyr., w rocznicę wznowienia stosunków dyplomatycznych (po 6 latach "intensywnych" negocjacji, dodajmy) można by podpisać jedynie kompromisową umowę. Czyli, nazywając rzecz po imieniu, zostawić wszystko tak, jak było dotychczas.

Odmiennie wykwalifikowany pan dyr. nie tłumaczy już więcej niemożności normalnej pisowni polskich nazwisk brakiem polskich czcionek w litewskich komputerach. Dzisiaj bowiem - w okresie tworzenia społeczeństwa doby informacyjnej - nawet uczniak z podstawówki zarzuciłby dyr-owi strategicznie błędną interpretację (kłamstwo) w tej materii. Więc alternatywnie wyszkolony pan dyr. chwycił się, tłumacząc niemożność podpisania normalnej umowy, innej dobrze wypróbowanej metody. Zaczął głosić starą piosnkę, że poprawna pisownia polskich nazwisk na Litwie będzie dyskryminować inne litewskie mniejszości narodowe. Dajmy na to, takich Chińczyków, których nad Wilią dziesiątek z trudem dałby się naliczyć. Byłoby przecież tak nietolerancyjnie, kiedy jedni mają oryginalną czcionkę, innym zaś nie byłoby możności pisowni swej godności, no powiedzmy, hieroglifami albo cyrylicą, biadoli uczulony pan dyr. od mniejszości.

No, chyba że za pół roku, to może jeszcze coś dałoby się wskórać, przebąkuje na koniec. Osobiście jednak uważam, że pół roku to zdecydowanie za krótki termin dla rozwikłania tak "skomplikowanego" problemu. Moim zdaniem, potrzeba będzie co najmniej kolejnych sześciu lat, aby coś załatwić.

Mój sfatygowany licznymi podróżami pasas raczej chyba się nie doczeka tej szczęśliwej chwili.

Tadeusz Andrzejewski

litwaznakipolskie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)