Liedel: internet to źródło radykalizacji i rekrutacji
- Sama zmiana wiary nie jest groźna, natomiast groźne jest publiczne niemalże emanowanie tą wiarą; mianowicie kawiarnia, spotkanie, jakaś impreza i zamiast rozmowy o panienkach, jest rozmowa o wierze. I tu się zaczyna problem – stwierdził były antyterrorysta Jerzy Dziewulski w #dzieńdobryWP. Eksperci ds. terroryzmu w studiu WP wskazali, co może być oznaką radykalizacji, a w perspektywie – świadczyć o chęci pomocy dżihadystom.
- Ja nie mówię, że to jest tak, że każda jednostka, która jest poddawana procesowi radykalizacji, będzie emanowała tymi symptomami – podkreślił Krzysztof Liedel z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Zdaniem eksperta warto jednak zwrócić uwagę na nietypowe zachowania, takie jak częste przesiadywanie w internecie, oglądanie określonych stron internetowych czy zmiana trybu funkcjonowania, które często mogą wiązać się ze zmianą religii.
Eksperci w studiu zgodnie stwierdzili, że żadne służby na świecie nie mogą stwierdzić, że w pełni monitorują osoby wyjeżdżające i wjeżdżające na teren danego kraju pod kątem ich powiązań z dżihadystami. – Natomiast to jest kwestia monitorowania internetu, bo to jest dzisiaj źródło radykalizacji i rekrutacji – podkreślił Liedel.
W ocenie Dziewulskiego polskie służby ciągle dysponują „zasobami” z okresu realnego socjalizmu, kiedy miały dobre rozeznanie w sytuacji panującej na Bliskim Wschodzie.
– Tam operowały firmy polskie, które budowały drogie, budowały przedsiębiorstwa. Praktycznie rzecz biorąc każdy, kto wyjeżdżał w takie miejsce, kto pracował w takim miejscu, jednak był pewnego rodzaju przekaźnikiem, nie chcę powiedzieć informatorem, agentem, do stosowania pewnych form prób werbowania na tamtym terenie – powiedział Dziewulski i dodał, że polskie służby z pewnością jeszcze z tego mechanizmu korzystają.