Liczne przesłuchania i wizyty ABW. Uczestnicy antyrządowych protestów z problemami
Co najmniej 210 osób dostało już zaoczne wyroki za udział w manifestacjach przeciwko rządowi, a 800 osób zmaga się z problemami z władzą. Według niektórych protestujących, służby przekroczyły swoje uprawnienia, śledząc ich.
15.01.2018 | aktual.: 15.01.2018 07:13
Jak mówi Michał Szymanderski-Pastryk z Obywateli RP, sympatycy formacji są śledzeni przez służby. - Na początku naszych protestów policja działała dość niezdarnie (...) Teraz wiedzą wszystko o tym, co planujemy robić, gdzie iść, ale są niewidoczni - mówi.
Obywatele RP złożyli zażalenie do sądu. Dlaczego? Według nich, policja przekroczyła swoje uprawnienia, śledząc uczestników protestów. Rozprawa w tej sprawie jest planowana na koniec stycznia.
Osoby, które biorą udział w antyrządowych manifestacjach, są najczęściej spisywane przez policję. Potem otrzymują wezwania do komisariatu lub prokuratury. Są przesłuchiwane, by potem trafić na salę rozpraw. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", 210 uczestników manifestacji dostało pocztą naoczne wyroki o nałożonych grzywnach do kilkuset złotych.
Według informacji dziennika, wśród nich jest grupa 60 osób, którą obwiniono o udział w kontrmiesięcznicy. "Nie tylko o protesty przeciw nowelizacji ustawy o zgromadzeniach, ale też o samo przebywanie w pobliżu przemarszu zgromadzenia cyklicznego czy umieszczenia naklejek na barierkach" - wylicza "Gazeta Wyborcza".
13 uczestników grudniowych protestów z ubiegłego roku ukarano za ograniczania wolności mediów oraz blokowanie wjazdów i wejść do budynku Sejmu. 75 osób zostało skazanych za manifestacje przeciwko reformie sądów, a 61 za blokadę marszu ONR. Jedna osoba dostała wyrok za "wspieranie osób przesłuchiwanych".
Wizyta agentów
W sprawę jest zaangażowane ABW. Służby miały złożyć wizytę w domu pisarki, Klementyny Suchanow 8 grudnia, która wraz z kilkoma innymi osobami, obrzuciła jajkami wyjeżdżające z pałacu prezydenckiego rządowe limuzyny. Policja zastosowała wobec niej siłę i skuła kajdankami, a następnie zaprowadziła do radiowozu.
Do wizyty ABW doszło około godz. 11. Najpierw policjanci zadzwonili domofonem tłumacząc, że chcą porozmawiać, a cała wizyta potrwa około 10 min. " Mówię, że jestem w piżamie i w ogóle nie bardzo mam czas. Dobrze, to przyjdą później, mówią. Chwilę potem pukanie do drzwi. Panowie z ABW" – relacjonowała na Facebooku Suchanow.
Powodem wizyty był jej post na Facebooku, w którym napisała, że "śniły mi się dzisiaj w nocy mołotowy, jaja to naprawdę daleko idący kompromis". Funkcjonariusze poinformowali ją, że post mógł być inspiracją do podpalenia biura Beaty Kempy. Zapytani, czy do wszystkich komentujących użytkowników Facebooka przychodzą z takimi wizytami odpadli, że nie. "Pożyczyli wesołych świąt" – wspomina kobieta.
Podobne doświadczenia z ABW ma Andrzej Woszczyński. - Tuż przed nowym rokiem odebrałem telefon od mężczyzny, który mówił, że dzwoni z ABW. Myślałem, że to żart, ale potem zadzwonił już przedstawiciel prokuratury podał nazwisko i funkcję - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Woszczyński usłyszał, że ma się stawić w charakterze świadka w związku z wpisem na Facebooku, nawołującym do manifestacji.
- (...) Argumentowałem, że musimy zwyciężyć siła. Chodziło mi o to, że ta siła to liczba uczestników protestu, ale służby uznały, że nawoływałem do przewrotu rządowego - podkreśla Woszczyński. Mężczyzna udał się na przesłuchanie, gdzie zabezpieczono jego telefon, zgrywając wszystkie informacje. - Zostałem bez sprzętu - dodaje.
Jak wynika z raportów organizacji pozarządowych, toczy się co najmniej 619 postępowań wobec osób, które są przeciwnikami rządu. Wśród nich są również aktywiści, którzy brali udział w protestach przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej Jednak liczba ta mogła wzrosnąć do 800.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"/WP Wiadomości