Lex Romanowski, czyli cel słuszny, wykonanie do bani [OPINIA]

Rządzący postanowili znaleźć sposób, aby przebywający na Węgrzech poseł Marcin Romanowski nie otrzymywał uposażenia poselskiego. Szkopuł w tym, że przygotowany projekt ustawy w tej sprawie jest pełen absurdalnych luk. I nie zmienia tego nawet decyzja samego Romanowskiego, by zrzec się wynagrodzenia.

Romanowski: zrzekłem się statusu posła zawodowego; nie będę pobi
Romanowski: zrzekłem się statusu posła zawodowego; nie będę pobi
Źródło zdjęć: © PAP
Patryk Słowik

Marcin Romanowski, były wiceminister sprawiedliwości i obecny poseł Prawa i Sprawiedliwości, uzyskał azyl na Węgrzech. W ten sposób unika tymczasowego aresztowania, które czekałoby go w Polsce - sąd bowiem przychylił się do wniosku prokuratury o to, by parlamentarzysta spędził najbliższe miesiące w areszcie w związku z szeregiem ciążących na nim zarzutów związanych ze sprawą Funduszu Sprawiedliwości.

Romanowski utrzymywał, że dalej wypełnia poselski mandat - choć ma zamiar robić to z innego kraju. Długo nie widział więc powodu, aby rezygnować z pieniędzy należnych posłom - choć w czwartek na antenie Telewizji Trwam stwierdził, że nie będzie pobierał wynagrodzenia jako poseł.

Przedstawiciele rządzącej koalicji uważają za absurdalne, by poseł, który unika polskiego wymiaru sprawiedliwości i przebywa na Węgrzech, otrzymywał polskie publiczne środki wypłacane parlamentarzystom za wykonywanie pracy. Stąd proponowane zmiany w prawie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pieniądze nie dla zbiega

31 grudnia 2024 r. do laski marszałkowskiej wpłynął poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. To wspólna inicjatywa Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi, która przewiduje, że parlamentarzysta "względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania nie wykonuje praw i obowiązków wynikających z niniejszej [czyli o wykonywaniu mandatu posła i senatora - red.] ustawy".

W praktyce oznacza to, że taki poseł nie otrzymuje uposażenia ani diety, a także nie może liczyć na środki na utrzymanie biura poselskiego. Marcin Romanowski jest w takiej właśnie sytuacji - wydano wobec niego postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania. Nikt w koalicji zresztą nie ukrywa, że chodzi właśnie o niego.

"Zbieg Romanowski zostanie pozbawiony pieniądzy z Sejmu. Dziś Koalicja 15 X złożyła projekt ustawy uznający takich uciekinierów za zaprzestajacych wykonywania mandatu posła lub senatora. Niech mu Orban płaci" - napisała 31 grudnia 2024 r. w portalu X (dawniej Twitter - red.) Kamila Gasiuk-Pihowicz, posłanka do Parlamentu Europejskiego z Koalicji Obywatelskiej (pisownia oryginalna).

Odrobina historii

Sam projekt ustawy wymaga omówienia, ale warto najpierw cofnąć się w czasie o 20 lat. Obecna inicjatywa poselska ma bowiem stanowić rozszerzenie art. 5a ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Artykuł 5a został dodany w styczniu 2005 r. - także w ramach poselskiego projektu ustawy. Tamten projekt nazywano lex Pęczak, od nazwiska Andrzeja Pęczaka, wpływowego wówczas posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Pęczak, wskutek swojego przywiązania do luksusu, które objawiało się m.in. przyjmowaniem korzyści majątkowych od znanego lobbysty, najpierw stracił immunitet, a następnie został zatrzymany przez organy ścigania, by chwilę później zostać tymczasowo aresztowanym. Był to pierwszy przypadek po 1989 r., gdy urzędujący poseł trafił za kraty.

W parlamencie wówczas uznano, że trzeba coś z tym zrobić: nie może być przecież tak, że Pęczak będzie siedział w areszcie i równocześnie pobierał pieniądze z Sejmu. Ba, istniała wtedy wersja, że będą posła konwojować z aresztu do Sejmu na posiedzenia. Powstała więc ponadpartyjna inicjatywa, pod którą podpisali się m.in. Donald Tusk i Marek Jurek. Zaproponowano, a następnie przegłosowano projekt ustawy wprowadzający wspomniany art. 5a o treści: "Poseł lub senator w czasie pozbawienia wolności nie wykonuje praw i obowiązków wynikających z niniejszej ustawy".

Niezgodnie z konstytucją

Lex Pęczak w kolejnych latach było powszechnie krytykowane przez środowisko konstytucjonalistów. Przykładowo profesor Krzysztof Grajewski w komentarzu do ustawy wydanym przez Wydawnictwo Sejmowe wskazał wprost, że uchwalono przepis niekonstytucyjny.

"Trzeba z całą stanowczością stwierdzić, że przepis art. 5a ustawy o wykonywaniu mandatu jest nie tylko wadliwie skonstruowany, ale ponadto jest ewidentnie sprzeczny z konstytucją" - czytamy w komentarzu.

Dalej zaś prof. Grajewski wywodzi: "wprowadzenie do ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora art. 5a nie tylko nie zwiększyło precyzji regulacji statusu prawnego parlamentarzysty pozbawionego wolności, ale wręcz wprowadziło do systemu źródeł prawa normę sprzeczną z konstytucją, a ponadto skonstruowaną w sposób dokonujący nieopartego na żadnych racjonalnych kryteriach podziału wszystkich uprawnień posłów i senatorów na dwie grupy. Pierwszą z nich będą stanowiły te uprawnienia i obowiązki parlamentarzystów, które regulowane są przez ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora, a charakteryzują się zakazem ich wykonywania przez parlamentarzystę pozbawionego wolności. Drugą grupę stanowią te wszystkie przepisy, które znajdują się w innych aktach prawnych. W tym przypadku ich wykonywanie przez deputowanego pozbawionego wolności jest dopuszczalne w świetle art. 5a ustawy o wykonywaniu mandatu".

Bo - w największym uproszczeniu - kluczowe przepisy dotyczące sprawowania mandatu przez posła lub senatora znajdują się w samej konstytucji. Ustawa zaś konstytucyjnych norm nie może naruszać. Nie ma też prawnie dającego się uzasadnić powodu - jak wynika z dotychczas wydanych komentarzy do ustawy - by pozbawiać parlamentarzystę uposażenia z tego tylko względu, że został pozbawiony wolności. Można bowiem sobie wyobrazić, że część parlamentarnych obowiązków - jakkolwiek by to brzmiało - można wykonywać zza krat.

Błąd na błędzie

Obecny projekt ustawy, nazywany już przez niektórych lex Romanowski, ma być rozszerzeniem przepisów, które do dziś budzą duże kontrowersje - o przypadek tych parlamentarzystów względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania, a aresztowani z jakichś przyczyn nie zostali. Szkopuł w tym, że jest to fatalnie napisane prawo, przez co pojawi się ogrom kłopotów praktycznych.

  • Po pierwsze: projektodawcy nie ograniczają się do postanowienia prawomocnego, więc należy zakładać, że chodzi im także o orzeczenie nieprawomocne. Ograniczenie praw i obowiązków parlamentarnych na podstawie nieprawomocnego orzeczenia wydaje się bardzo daleko idące.
  • Po drugie: w projektowanym art. 2 ustawy wskazano, że nowy przepis ma mieć zastosowanie "także do posła lub senatora, względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy". Czyli, nazywając rzeczy po imieniu, do Romanowskiego. To naruszenie zasady niedziałania prawa wstecz, choć - uczciwie zaznaczmy - zdarza się, że ta reguła jest naginana.
  • Po trzecie: konstrukcja "Poseł lub senator (…) względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania" w połączeniu z działaniem prawa wstecz językowo prowadzi do absurdalnego wniosku, że chodzi o wszystkich posłów lub senatorów względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania, nawet jeśli decyzja została już przez sąd zmieniona. Czyli chodzi także o posłów i senatorów, którzy byli tymczasowo aresztowani, już nie są, a dalej są parlamentarzystami. Przykładowo więc chodzi o senatora Stanisława Gawłowskiego związanego z Koalicją Obywatelską, który był tymczasowo aresztowany za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście nie taka jest intencja projektodawców, ale warto byłoby pisać projekty ustaw precyzyjnie, a nie byle jak.
  • Po czwarte: projekt w ogóle nie odpowiada na pytanie, co w sytuacji, gdy okaże się, że "zawieszony" w wykonywaniu swoich praw parlamentarzysta zostanie uniewinniony przez sąd albo - co też jest przecież możliwe - prokuratura w ogóle nie skieruje aktu oskarżenia do prokuratury. Niezasadne wydaje się, by parlamentarzysta, który byłby poszkodowany niesłusznym postępowaniem prokuratury, był poszkodowany podwójnie.

Droga do celu

Dla jasności, pisałem to już zresztą kilkukrotnie: uważam, że Marcin Romanowski nie powinien pobierać uposażenia poselskiego. Wyjechał na Węgry, stamtąd opowiada całemu światu, jak bardzo zły jest polski rząd. Niech nie wyciąga więc łapy po kasę.

Nie przemawiają do mnie argumenty, że Romanowski dalej może pisać interpelacje albo założyć wirtualne biuro poselskie i spotykać się z obywatelami "na kamerce".

Sprawdza się w tym wypadku jednak zasada, że nic dobrego nie wychodzi, gdy politycy piszą projekty ustaw pod konkretny przypadek. Jeszcze gorzej zaś, gdy nie tylko piszą pod konkretny przypadek, lecz także uważają, że w sumie nieważne, co napiszą, bo istotniejsze jest to, co chcieli napisać, a nie to, co napisali.

W efekcie powstają takie potworki jak ten, którym właśnie politycy się chwalą.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Marcin Romanowskiszymon hołowniaprojekt ustawy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (330)