Lekarz wspomina płacz kobiety. Nawołuje do egzekucji prawa
Tylko w środę w Polsce potwierdzono 8361 nowych zakażeń koronawirusem. To najwięcej od kwietnia. O tym, czy sytuacja wymyka się już spod kontroli, rozmawialiśmy w programie "Newsroom WP” z prof. Robertem Flisiakiem, prezesem Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. - W tej chwili bazujemy jeszcze na naszych doświadczeniach z poprzednich fal, bo wyrobiliśmy sobie pewne standardy postępowania. Z perspektywy całego kraju może wydawać się, że 5-7 tys. nowych zakażeń dziennie to niewielka liczba, ale musimy pamiętać o tym, że to obciążenie idzie w tej chwili na dwa województwa. Czwarta fala jest tam w tej chwili znacznie silniejsza, niż którakolwiek poprzednia - stwierdził profesor. Jego zdaniem, tej niepokojącej sytuacji nie da się dziś dostrzec na ulicach. - Nie widać ani działań policji, ani straży miejskiej. Nie widać też, żeby ludzie odczuwali ten poziom zagrożenia - powiedział. Zdaniem lekarza, służby powinny egzekwować obowiązujące zasady, jak noszenie maseczek w przestrzeniach zamkniętych. - Jeśli nie chcemy lockdownu (…), przestrzegajmy tych podstawowych, bardzo prostych i tak naprawdę mało uciążliwych rzeczy - zaapelował. Profesor wspomniał przy okazji sytuację jednej z ekspedientek, która "niemal płacząc, mówiła, że próbowała zwrócić uwagę jednej pani za brak maseczki i została zwyzywana". Jak przekonywał profesor, jedyną skuteczną metodą na walkę z pandemią będzie w tym momencie wzmożona kontrola służb w tym zakresie. Gość programu "Newsroom WP" podzielił się także relacją ze szpitali. - Na razie przyjmujemy pacjentów tylko tych najcięższych, ale COVID-19 to choroba bardzo dynamiczna i z godziny na godzinę może się zmienić w postać zagrażającą życiu. W związku z tym lekarz dyżurny ma straszne obciążenie psychiczne przy decyzji o tym, jakiego pacjenta przyjąć, a jakiego nie - przyznał.