Paradował po Piotrkowskiej jak udzielny książę, schodzono mu z drogi
Frykowscy obracali się w łódzkim środowisku artystycznym, Wojtek uwielbiał przesiadywać w kawiarni Honoratka w gronie studentów szkoły filmowej. Często widywano go w towarzystwie Romana Polańskiego (na zdjęciu), którego poznał na balu gałganiarzy. "Nie wpuściłem go wtedy - wspominał reżyser - lubił rozrabiać, poza tym nie miał zaproszenia. Omal nie doszło do mordobicia, lecz później, gdy spotkałem go w jakimś barze na mieście, wystąpił z kieliszkiem wódki. Tak się zaczęła nasza długotrwała przyjaźń".
Polańskiemu Frykowski imponował, był zamożny, przystojny i wysportowany. Wieczorami paradował po Piotrkowskiej jak udzielny książę, schodzono mu z drogi. Sam nie szukał zaczepki, przyłączał się do rozrób, czasami również stawał w obronie słabszych. "Wojtek z nosem boksera i lekkim grymasem ust - opowiadał Polański - miał w sobie coś supermęskiego i wyglądał jak wykidajło z nocnego lokalu. Pod powierzchownością brutala kryła się natura łagodna, złote serce graniczące z sentymentalizmem i absolutna lojalność".
Zażyłość Frykowskiego ze środowiskiem filmowców była tak wielka, że został nawet studentem szkoły filmowej. Jego studiowanie nie trwało jednak zbyt długo, bowiem relegowano go z uczelni za przedstawienie kupionej pracy. Ale świat filmu go zafascynował. Sfinansował (oczywiście za pieniądze ojca) pierwszą powojenną prywatną produkcję w bloku wschodnim. Była to krótkometrażówka Polańskiego "Ssaki".