Impreza, która przeciągnęła się o 10 dni. Gorszące sceny na dachu
Jedna z organizowanych przez Frykowskiego imprez przeciągnęła się o 10 dni. W tym czasie przez mieszkanie Frykowskiego "przewinęły się dwie ekipy filmowe oraz tabuny bliższych i dalszych znajomych". Z powodu ograniczonego metrażu balanga "wylała się" na dach, gdzie jej uczestnicy "zaliczali nowe towary, które sprowadzali z miasta". Wkrótce u Wojtka pojawiła się "delegacja kobiet" z pobliskiej fabryki protestujących przeciwko "gorszącym scenom na dachu, odciągającym ich mężów od pracy".
Imprezy nie był w stanie przerwać nawet Jan Frykowski, któremu "musiało być nie na rękę", że "na dziesięć dni stanęła (...) produkcja chusteczek". Członkowie ekipy filmowej, ponaglani telefonami z wytwórni, jeździli wprawdzie na plan filmowy, "lecz po paru godzinach wracali, solidarnie dostarczając napoje alkoholowe". W takiej sytuacji Frykowski senior "machnął ręką i odjechał zrezygnowany".
"Godzinę po jego wyjściu - wspominała Ewa - podjechała taksówka z dwoma kelnerami z Grand Hotelu, którzy wnieśli dwie ogromne tace kanapek z tatarem i dwa półmiski karpia po żydowsku. Do tego cztery półlitrówki czystej i ze czterdzieści kieliszków. Zamówił to oczywiście mój Małżonek na koszt swojego starego. Tym razem poszedł na całość. Zbuntował się. Nie chciał być inżynierem, a już na pewno nie właścicielem fabryki chustek. Postanowił zostać artystą, ale jeszcze nie zdecydował, jak i kiedy zrealizuje to marzenie".