Lech Wałęsa nie weźmie udziału referendum
Były prezydent Lech Wałęsa nie weźmie udziału w niedzielnym referendum. - Nie uwzględniono mojego postulatu - stwierdził legendarny działacz Solidarności.
03.09.2015 | aktual.: 03.09.2015 10:28
Wałęsa chciał, by w referendum zapytano Polaków o możliwość wprowadzenia jednej lub dwóch kadencji "we wszystkich wybieralnych miejscach". - W związkach zawodowych, na prezydentów miasta, na posłów, senatorów, wszędzie - dodał.
- Jeśli dwie kadencje, to wymiana połowy (składu danego ciała) w każdych wyborach: połowa zostaje, połowa do odstrzału - zaznaczył b. prezydent.
Wyjaśnił, że postulat ten zgłaszał "wszędzie i wobec". - Mało tego, kiedy tworzono to referendum Bronisława Komorowskiego, mówiłem: - Jak chcesz wygrać wybory, to zrób to, o co ja cię proszę. To będzie szum wielki, ale to jest ratunek dla demokracji. Ludzie muszą wierzyć, że jest szansa w demokracji uczestniczyć, a jak ktoś 20 lat jest posłem, no to, ludzie, to jak można wierzyć w demokrację i wybory - relacjonował Wałęsa.
Przyznał, nie zgłaszał swojego projektu formalnie. - Zgłaszałem w otoczeniu pana prezydenta Komorowskiego i we wszystkich wystąpieniach moich publicznych - podkreślił.
W jego ocenie pytania, na które Polacy odpowiedzą w niedzielę w referendum są ważne, "ale najważniejsze jest to, by odblokować chęć do demokracji".
Kosiniak-Kamysz: nie pójdę na referendum
Również Władysław Kosiniak-Kamysz deklaruje, że nie weźmie udziału w niedzielnym referendum. Minister pracy powiedział w radiowej Jedynce, że w ogóle nie powinno się ono odbyć, a zaoszczędzone pieniądze można by przeznaczyć na pomoc rolnikom.
Gość Jedynki wskazywał, że najważniejsze z jego punktu widzenia pytanie o rozstrzyganie wątpliwości na korzyść podatnika obecnie nie ma już sensu, bo parlament przy udziale posłów PSL już uchwalił takie regulacje. - To pytanie obecnie jest bezzasadne - dodał minister.
Zdaniem Kosiniaka-Kamysza, organizowanie niedzielnego referendum, jak i tego zaproponowanego przez prezydenta Andrzeja Dudę, to marnotrawienie pieniędzy, które mogłyby trafić na przykład do rolników, poszkodowanych przez suszę albo na inny ważny cel społeczny.
Poza tym - mówił minister pracy - frekwencja w najbliższym referendum prawdopodobnie nie osiągnie 50 procent, więc nie będzie ono wiążące.
Według gościa Jedynki, dużo lepszym pomysłem byłoby zorganizowanie referendum za rok, a nie w trakcie kampanii wyborczej. Pytania powinny dotyczyć nie kwestii doraźnych, ale raczej "ogólnopolitycznych", takich jak wejście do strefy euro - podkreślał minister pracy.
Stanowisko Piechocińskiego
Z kolei szef PSL Janusz Piechociński w środę potwierdził, że nie weźmie udziału w niedzielnym referendum. Zdaniem wicepremiera nie powinno do niego, jak również do kolejnego, zaplanowanego na 25 października, dojść.
- To dwa referenda błędów - błędu byłego prezydenta i, niestety, błędu nowego prezydenta. Gdybym ja był prezydentem, nie ogłosiłbym takich inicjatyw, tylko jeszcze dzisiaj odwołałbym oba referenda, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczył na walkę z suszą - powiedział Piechociński.
- Nie ma grzybów, ale zajmę się czymś innym i nie będę brał udziału w referendum, bo uważam, że to błąd - oświadczył.
6 września, zgodnie z inicjatywą poprzedniego prezydenta Bronisława Komorowskiego, Polacy mają odpowiadać na trzy pytania: czy są "za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu"; czy są "za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa" i czy są "za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości, co do wykładni przepisów prawa podatkowego, na korzyść podatnika".