Latami walczyli o chodnik i ścieżkę. Teraz przecierają oczy ze zdumienia

Kiedy 18-letnia rowerzystka zmarła w szpitalu po potrąceniu przez samochód, mieszkańcy małej wsi pod Janowem Lubelskim powiedzieli "dość". Słowa zamienili w czyny, zapowiedzieli blokadę "krajówki" i wymusili reakcję ministra. Chodnik i ścieżka powstała, ale drogowcy zabraniają z niej korzystać.

Gotowa już ścieżka rowerowa i chodnik zostały zamknięte. Tak może być jeszcze przez kilka miesięcy
Gotowa już ścieżka rowerowa i chodnik zostały zamknięte. Tak może być jeszcze przez kilka miesięcy
Źródło zdjęć: © Nadesłane
Paweł Buczkowski

Z Zofianki Górnej do granic powiatowego Janowa Lubelskiego jest zaledwie 1,5 kilometra. W mieście jest chodnik, którym można bezpiecznie dotrzeć do pracy, szkoły czy przychodni. Zaraz za granicami miasta jednak się kończy i każdy rowerzysta musi wjechać na ruchliwą drogę krajową nr 74 prowadzącą w stronę Zamościa. Pieszy nie ma którędy iść, bo przy bardzo wąskiej trasie nie ma nawet pobocza.

We wsi mieszka około pół tysiąca ludzi. - Tiry tu jeżdżą jeden za drugim. Nawet matka z dzieckiem, jak idzie do sklepu, to musi po drodze, bo inaczej się nie da. Widzę czasami przez okno, jak dzieci jadą rowerami do szkoły po drodze - mówi w rozmowie z WP starsza mieszkanka Zofianki Górnej.

- Trzy lata temu moja 18-letnia kuzynka jechała na rowerze. Podczas zmiany pasa ruchu została potrącona przez samochód - opowiada Wirtualnej Polsce pani Justyna.

Ciężko ranna nastolatka zmarła w szpitalu. Lokalne media zaraz po zdarzeniu pisały, że kierowca - kiedy zobaczył co się stało - odjechał. Ostatecznie został zatrzymany przez policję.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wypadki były tu już wcześniej. Ale to właśnie po tej tragedii mieszkańcy powiedzieli: dość.

Zawiązali komitet protestacyjny i zapowiedzieli blokadę krajówki. Wtedy ich głos został wreszcie usłyszany. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk przyjechał do wsi i obiecał, że "inwestycja zostanie zrealizowana".

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad znalazła w swoim budżecie około 3 miliony złotych na budowę ciągu pieszo-rowerowego o długości 1,6 km. Widząc koniec prac, mieszkańcy liczyli na rychłe otwarcie ścieżki i chodnika. Przeliczyli się.

Po obu stronach gotowych już odcinków pojawiły się biało-czerwone szlabany oraz znaki "zakaz ruchu". Zaczęli podejrzewać, że być może władza czeka z przecięciem wstęgi na jakiś dobry moment przed wyborami. Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, powód jest inny.

Zamknęli chodnik w "trosce o bezpieczeństwo"

Ciąg pieszo-rowerowy, jak informuje GDDKiA, pierwotnie miał powstać w osiem miesięcy i być gotowy już z końcem kwietnia 2022 roku. Z przyczyn "niezależnych od wykonawcy", drogowcy zgodzili się wydłużyć termin do 18 sierpnia ubiegłego roku. Kiedy prace się wreszcie zakończyły, rozpoczęły się odbiory. Inspektorzy odkryli podczas nich, że ze ścieżką coś jest nie tak.

Przeprowadzone badania laboratoryjne "wykazały, iż wybudowana przez wykonawcę nawierzchnia nie spełnia wymagań określonych w dokumentach kontraktowych i jest obarczona wadą trwałą uniemożliwiającą jej odbiór, a co za tym idzie uzyskanie pozwolenia na użytkowanie" - tłumaczy GDDKiA.

- Zamawiający wezwał wykonawcę do naprawy nawierzchni i dokończenia prac w określonym terminie. Niestety, firma nie przystąpiła do wykonania usunięcia wady trwałej nawierzchni - informuje WP Marta Kowalska z GDDKiA w Lublinie.

Dlatego drogowcy w maju odstąpili od umowy i zabezpieczyli teren. - Na chwilę obecną w trosce o bezpieczeństwo użytkowników zamawiający traktuje ciąg pieszo rowerowy jako teren budowy i aż do chwili uzyskania pozwolenia na użytkowanie pozostanie on zamknięty dla osób postronnych - dodaje Marta Kowalska.

Skontaktowaliśmy się z firmą LS Complex, która budowała ciąg pieszo rowerowy. Jej przedstawiciele nie odpowiedzieli na pytania.

Skończą, jak dostaną więcej pieniędzy

GDDKiA rozpoczęła procedurę, która ma wyłonić nowego wykonawcę. Dokończenie budowy jest planowane do końca roku, "pod warunkiem otrzymania dodatkowych środków finansowych".

Jak można się domyślić, niektórzy mieszkańcy do znaków zakazu używania ścieżki się nie stosują. Wydeptana ziemia koło znaku wskazuje, że czują się bezpieczniej na "placu budowy", niż kiedy jadą rowerem po ruchliwej trasie.

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj także:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
drogachodnikbezpieczeństwo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (101)