Kulisy spotkania na szczycie w Sejmie. Morawiecki w szponach jastrzębi z PiS
Spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z przedstawicielami klubów i kół parlamentarnych w Sejmie ujawniło spór, jaki toczy się dziś w PiS między zwolennikami "łagodnej" polityki a "twardogłowymi".
25.01.2019 | aktual.: 26.01.2019 13:49
Scena ze spotkania "na szczycie" w Sejmie: szef PSL, po dyskusji o ustawowych rozwiązaniach przedstawionych przez ministrów w związku z zabójstwem Pawła Adamowicza i sprawą Stefana W., porusza temat TVP:
- To jest rynsztok, dziś telewizja polska całkowicie zatraciła publiczny charakter. Dzieli Polaków, wylewa się z niej nienawiść. Coś z tym trzeba zrobić, panie premierze - zwraca się Władysław Kosiniak-Kamysz.
Szef rządu zaczyna długi wywód. Mówi o "różnych wrażliwościach" w spojrzeniu na media, stara się przekonać, że przekaz TVP nie ma nic wspólnego z agresywaną propagandą, a już tym bardziej z tragedią w Gdańsku i motywowaniem zabójcy prezydenta Adamowicza.
Uczestnik spotkania: - Morawiecki mówił tak, żeby nic nie powiedzieć. Mowa-trawa, słowotok. Widać, że głupio mu było bronić tej telewizji, z drugiej strony nie chciał jej krytykować. Już w pierwszym zdaniu stwierdził, że nie widzi związku między telewizją publiczną, a rozlewającym się hejtem. Nie wiedział za bardzo, co ma zrobić.
Po stwierdzeniu lidera PSL o "rynsztokowej TVP" z szarżą przybywa szef klubu PiS.
- Przez osiem lat waszych rządów nie było pluralizmu w TVP, a teraz jest. Wypraszam sobie atakowanie mediów publicznych, świetnie opisują rzeczywistość - oburza się Ryszard Terlecki.
Polityk znający kulisy spotkania: - Zupełny beton. Człowiek zapienił się tak, jak by był prezesem TVP. Z bezczelnym uśmiechem. Jak by to była jego telewizja i nie ma o czym gadać. Zresztą poniekąd tak stwierdził, że media publiczne są teraz "ich". Terlecki w obronę TVP zaangażował się tak bardzo, jak by był "paskowym" na etacie. Jakby bronił niepodległości. A Morawiecki tylko słuchał i zdawał sobie sprawę, że nie może nic. Kompletnie nic.
Jastrzębie i gołębie
Uczestnicy spotkania z opozycji opowiadają nam, że zwołana przez Morawieckiego narada "na szczycie" na początku przebiegała spokojnie.
Jako pierwszy głos zabrał oczywiście premier. Podziękował za przybycie, przedstawił agendę, przeszedł do konkretów.
Potem - relacjonują nam uczestnicy spotkania - wypowiadali się ministrowie: Brudziński, Ziobro, Szumowski. Następnie - szef klubu PO Sławomir Neumann, lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, poseł Nowoczesnej Paweł Pudłowski, poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymowski, a na końcu przedstawiciele kół sejmowych: Piotr Liroy-Marzec i Małgorzata Zwiercan.
Relacjonuje uczestnik spotkania: - Kiedy wszyscy powyżej zabierali głos, było naprawdę spokojnie, koncyliacyjnie. I wtedy "wyjechał z toporem" wicemarszałek Terlecki: że wszystko to, co my mówimy jako opozycja, to jakieś opary absurdów, że wszystko jest świetnie, że to pisowcy są bardziej prześladowani na ulicach, że TVP jest super, a skandalem jest to, że Jarosław Kaczyński co miesiąc jest atakowany na Wawelu. I że mamy się właściwie cieszyć ze stanu, jaki jest. Że opozycja nie ma powodów do narzekań.
Inny rozmówca dodaje: - Gdy Terlecki grał "złego policjanta", pewniejszy poczuł się Ziobro. W powietrzu było czuć napięcie między nim a Morawieckim. Premier szedł łagodnie, Ziobro - na twardo. Ani kroku wstecz, nie będzie żadnych wznowionych postępowań ws. ataków na działaczy opozycji, a rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który apelował do premiera o przyjrzenie się tym sprawom, to według Ziobry człowiek opozycji, a właściwie polityk. I że dlatego jest kompletnie niewiarygodny i nie ma się co Bodnarem przejmować.
Kolejny rozmówca o reakcji Ziobry na uwagi opozycji: - On mi tłumaczył, że prokuratura w Warszawie umorzyła 300 postępowań i spraw, które zgłaszali politycy PiS, bo czuli się prześladowani. A Terlecki wyskoczył z twierdzeniem, że więcej bitych na ulicach jest ludzi z PiS. Ziobro, nie chcąc wznawiać postępowań wobec ataków na ludzi opozycji za rządów PiS, broni swojej pozycji i wie, że tym samym przyznałby się do błędu. I nijak nie przebijały się sygnały ze strony premiera, że można by jednak coś z tym zrobić.
Uczestnik spotkania: - Morawiecki z Brudzińskim widzieli potrzebę, że co najmniej kilka śledztw należałoby wznowić. Kto będzie miał tu przewagę? Oni czy Ziobro? To się okaże. Ale moim zdaniem Ziobro się nie cofnie.
Decyduje Nowogrodzka, nie KPRM
I to jest - jak wskazują nasi rozmówcy -największy dziś problem Mateusza Morawieckiego i jego otoczenia.
Z jednej strony KRPM autentycznie chce pójść w stronę polityki bardziej pojednawczej, łagodnej, spokojnej w przekazie. Taka "polityka miłości 2.0" (stąd inspirowane w ostatnich dniach przez ludzi Morawieckiego teksty w wybranych gazetach i portalach, zwiastujące ową "zmianę narracji" na bardziej łagodną).
Z drugiej jednak - jak słyszymy - na Nowogrodzkiej (siedziebie centrali PiS) nie ma absolutnie przekonania do tego typu pozytywnej wolty. Zachowanie szefa klubu PiS Ryszarda Terleckiego - delegata prezesa Jarosława Kaczyńskiego na spotkaniu z opozycją - doskonale to pokazuje.
Rozmówca z KPRM: - Młodzi współpracownicy Morawieckiego myślą, że będą mieli na cokolwiek wpływ. Błagam. Za przekaz w kampanii zawsze odpowiada Nowogrodzka. Oni w centrali wiedzą, że - przykładowo - robienie z prezydenta Adamowicza świętego i oddawanie w ten sposób pola opozycji z punktu widzenia politycznego kompletnie nie ma sensu. Elektorat PiS ma zupełnie inne oczekiwania.
Premier blokowany
Sytuacja sprzed kilku dni: dzień po pogrzebie Pawła Adamowicza Mateusz Morawiecki przyjeżdża do Wierzchosławic, na uroczystości ku czci Wincentego Witosa. Mówi, by "uczynić nasze życie lepszym". Przemawia łagodnie, spokojnie, apeluje o jedność, mówi o potrzebie wyciszenia sporów. Jakby objawił się nagle inny polityk - nie ten, który w kampanii samorządowej był retorycznie niezwykle agresywny wobec opozycji, atakujący co krok PSL, rząd PO oskarżający de facto o złodziejstwo.
Kilka dni temu w Wierzchosławicach było zupełnie inaczej: ba, jak pisał Piotr Zaremba, Morawiecki na uroczystości chciał nawet zaprosić przedstawicieli PSL i wykonać wobec nich "gest przepraszający".
Nic z tego. Szlachetną inicjatywę szefa rządu zastopowała Nowogrodzka.
Sam premier także gubi się w swoim przekazie. Na początku tygodnia zaprosił na spotkanie do KPRM dziennikarzy - od lewa do prawa - by otwarcie porozmawiać i przekonywać ich, jak ważną i potrzebną pełnią rolę. A kilka dni później - w wywiadzie dla Wirtualnej Polski - Morawiecki zaatakował "media prywatne", za to, że rzekomo uprawiają propagandę przypominającą działalność Jerzego Urbana.
I to jest właśnie problem Morawieckiego.
Nawet, jeśli premier chce dobrze, nawet, jeśli od dawna skarży się Kaczyńskiemu na język TVP, to - wskazują politycy PiS - nie ma pola do realnego działania. A takie decyzje, jak wymiana kierownictwa TVP, nie leżą w jego gestii.
A Kaczyński uważa tak, jak Ziobro: każdy krok w tył to przyznanie się do winy. Zwłaszcza, gdy napiera opozycja. A prezes PiS - co wie każdy - nigdy nie może podejmować decyzji pod presją swoich przeciwników.
Podobnie premier. Tyle że Morawiecki najważniejszych przeciwników ma dziś nie w szeregach opozycji, a we własnym politycznym obozie.