Kuchciński leci do Brukseli, a Wassermann zajmuje jego miejsce? Przegrany jest jeden
A co, gdyby oskarżany przez opozycję o ściąganie plag egipskich na polską demokrację marszałek Kuchciński znalazł inne stanowisko? Takie godne, wygodne i dobrze płatne? Rząd pozbyłby się z kraju kłopotliwego polityka i zastąpił go młodą Małgorzatą Wassermann. Problem? Oddanie Krakowa bez walki.
Jak podaje czwartkowa "Rzeczpospolita" - a informację potwierdzają moi rozmówcy z kręgów rządowych - coraz poważniej brany jest pod uwagę scenariusz, w którym po wyborach samorządowych na fotelu marszałka Sejmu miałaby zasiąść obecna szefowa komisji ds. Amber Gold – Małgorzata Wassermann.
To część większej operacji pod kryptonimem ”Parlament Europejski”, w myśl której, po wyborach samorządowych miałoby dojść do istotnych przetasowań personalnych m.in. w Prezydium Sejmu. Wszystko po to, aby czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy - myślący o przyszłości w Brukseli - mogli bez uwikłań w bieżącą pracę parlamentarną poświęcić się kampanii.
Polityczne wakacje marszałka
Kto może być największym zwycięzcą nowego rozdania? Nieoficjalnie mówi się, że Marek Kuchciński. Nie jest tajemnicą, że od dawna czuje się co najmniej niekomfortowo na swoim stanowisku i otwarcie sonduje możliwość przekazania laski marszałkowskiej "nowej fali" w PiS-ie, czyli dobrze rokującej Małgorzacie Wassermann.
Na takim wariancie skorzystać może nie tylko opozycja, która krytykuje Kuchcińskiego od dawna. Lista zastrzeżeń jest długa: nakładanie wysokich kar na posłów, blokowanie ich wypowiedzi, odcinanie budynku parlamentu od społeczeństwa, zaostrzanie przepisów przepustkowych, nieempatyczne podejście do protestujących rodzin osób niepełnosprawnych i generalnie – sprowadzenie plag egipskich na polską demokrację. Skorzystać może również rząd, który w białych rękawiczkach odeśle kłopotliwego marszałka na polityczne wakacje, gdzie nie ucina się uposażeń o 20 proc., niczego nie wymaga i z niczego nie rozlicza. Czyli do Europarlamentu.
Sam Marek Kuchciński określa takie spekulacje, formułowane już wcześniej przez tygodnik ”Wprost”, jako fake newsy. Za dużo elementów spina się jednak w tej historii w logiczną całość, aby można było wierzyć w dementi marszałka. I to takiego, któremu z pewnością nie zależy w tej chwili na podgrzewaniu tematu i dawaniu oręża w ręce PO i Nowoczesnej, które planują złożenie kolejnego wniosku o odwołanie go z funkcji. Jest zatem wielce prawdopodobne, że wraz z byłą premier Beatą Szydło, to Kuchciński otworzy listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju przyszłego roku. I chyba wszyscy, łącznie z marszałkiem, odetchną wtedy z ulgą.
A co z Małopolską?
Skoro w tej historii są zwycięzcy, muszą być również przegrani. Gdyby scenariusz z Małgorzatą Wassermann z politycznej hipotezy przeszedł w rzeczywistość, oznaczałoby, że stracą na nim przede wszystkim mieszkańcy Krakowa. Okaże się bowiem, że wbrew zapowiedziom kandydatki na prezydenta drugiego największego miasta w Polsce, wcale nie traktuje swojego startu w wyborach poważnie, "z wielką radością i wielką nadzieją" oraz "bez zastanawiania się ani sekundy" po otrzymaniu propozycji.
Już sam fakt, że podobne spekulacje przedostały się do opinii publicznej, stanowi jasny sygnał w kierunku wyborców i utrudni walkę o dobry wynik w stolicy Małopolski. Trzeba się będzie bowiem na każdym kroku tłumaczyć, czy walka z Jackiem Majchrowskim podjęta została z wiarą w zwycięstwo, czy jedynie po to, aby wypromować młodą "lwicę prawicy", która przejmie schedę po marszałku Kuchcińskim.
Przy dobrej kampanii kandydatki Zjednoczonej Prawicy, Kraków jest bowiem do wygrania. A miasto zasługuje na realną alternatywę wobec Jacka Majchrowskiego rządzącego dłużej od Władysława Łokietka.
Chciałbym zobaczyć dzisiaj jego minę. Idę o zakład, że się uśmiecha.
Marcin Makowski dla WP Opinie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl