Ksiądz wzięty na sztandary. To niebezpieczne także dla niego [OPINIA]

Ksiądz Michał Olszewski został wzięty na sztandary polityczne przez PiS. I nawet jeśli partii tej się to zwyczajnie opłaca, to dla samego duchownego, nie wspominając już o całym Kościele, jest to zwyczajnie niebezpieczne - pisze Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski.

Uczestnicy protestu w obronie księdza Michała Olszewskiego przed siedzibą Platformy Obywatelskiej w Poznaniu, 2.07.2024. r.
Uczestnicy protestu w obronie księdza Michała Olszewskiego przed siedzibą Platformy Obywatelskiej w Poznaniu, 2.07.2024. r.
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kaczmarczyk
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Od kilku miesięcy ksiądz Michał Olszewski nie schodzi z ust polityków PiS. To on ma być, ich zdaniem, nowym księdzem Popiełuszko - męczennikiem za wiarę i Kościół, a także za Polskę, i wreszcie - to już pojawia się w mediach społecznościowych - wielkim świętym kapłanem. Te porównania wzmocniły się jeszcze, gdy pojawiły się w sieci zdjęcia księdza, którego wyprowadzano z sądu.

Zdjęcia, nie ma co ukrywać, straszne. Jeśli znało się księdza Michała (ja akurat znałem) przed aresztowaniem i po kilku miesiącach aresztu, to obraz rzeczywiście jest straszny. I nawet politycy Koalicji Obywatelskiej, z którymi rozmawiałem, nie ukrywali, że byli wstrząśnięci obrazem, jaki zobaczyli. Tym bardziej wstrząśnięci są liczni wierzący, którzy księdza Michała Olszewskiego znali z jego bardzo dynamicznej działalności ewangelizacyjnej czy medialnej.

Wielu nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego ksiądz musi wciąż znajdować się w areszcie, a decyzje sądu utożsamia z niekiedy brutalnie antyklerykalnymi wypowiedziami części z polityków obecnej koalicji rządzącej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z tej perspektywy nie powinno być zaskoczeniem, że księdza Michała na swoje sztandary wzięli politycy prawicy. Dla nich jego aresztowanie, ale także te obrazy, są oczywistym paliwem politycznym. Ludzie (także politycy PiS-u) nie wyjdą na ulice w obronie Ryszarda Czarneckiego, ani nawet - choć tu partia stanęła po ich stronie - dla polityków Suwerennej Polski, ale już dla znanego, popularnego w części Kościoła duchownego tak.

Zarzuty wobec niego - choć, to trzeba powiedzieć uczciwie, poważne - są dla wielu niezrozumiałe, a ogromne emocje wywołuje zarówno fakt, że aresztowano go w Wielki Czwartek (czyli dzień ustanowienia sakramentu kapłaństwa) - a przede wszystkim jego straszny wygląd.

I właśnie do tych emocji nawiązywał Jarosław Kaczyński w czasie sobotniego wiecu, podkreślają, że aresztowanie księdza Olszewskiego wpisuje się w kontekst ataku na Kościół.

- Przypomnijmy, ks. Olszewski został zatrzymany w Wielki Czwartek - Dzień Kapłański. Nawet gdyby założyć, że ci wszyscy prokuratorzy i ci wszyscy inni tam zupełnie niemądrzy, nic nie wiedzą, to to jednak wiedzą. To było specjalnie, to był symbol. W oczywisty sposób atak na Kościół. A co powiedział nasz wielki kapłan, ksiądz Stefan Wyszyński? "Kto będzie chciał zniszczyć naród polski, zacznie od Kościoła" - mówił Kaczyński.

- Sądzę, że myśli i to, co w sercu wielu z nas, jest dzisiaj z ks. Michałem Olszewskim, jest z jego matką, która tak wzruszająco mówiła o jego losie, o swoim losie – losie matki. To jest tak, że ks. Olszewski stał się, jako człowiek, jako postać, symbolem tego wszystkiego, co jest tym wielkim złem, które dzieje się dzisiaj w naszym kraju – łamanie konstytucji, ustaw, praw człowieka, wszelkich zasad cywilizowanego państwa. On w swoim losie, w jakiś sposób symbolizuje, upostaciowuje to wszystko - dodał.

Nie zabrakło także w czasie tego przemówienia nawiązania do tortur (choć nie ma żadnego potwierdzenia, że do nich dochodziło, a sam ksiądz Olszewski dziękował służbie więziennej za jej pracę, krytykował zaś najwyżej pierwsze godziny po zatrzymaniu), i dalej do "niesłychanych zbrodniczych zdarzeń" (aż trudno nie zapytać o szczegóły) i do strachu.

I choć ten język, co dla PiS-u i dla samego Jarosława Kaczyńskiego jest typowe - przegrzewa emocje, wystawia je na śmieszność, to nie ma co ukrywać, że wpisuje się on w emocje pewnej części elektoratu i opinii publicznej. I jest - do pewnego stopnia - skuteczny, przynajmniej w wymiarze partyjnym, bo konsoliduje elektorat i daje mu symbol wokół, którego może się jednoczyć.

Warto jednak zadać pytanie, czy to, co niewątpliwie służy PiS-owi, służy też samemu aresztowanemu księdzu i samemu Kościołowi. I tu odpowiedź, moim zdaniem, jest negatywna. Wzięcia duchownego na sztandary przez jedną z partii, jest dla jego sprawy zabójcze, bowiem w oczach pewnej części opinii publicznej, stał się on nie tyle symbolem krzywdy Kościoła i "zbrodni" rządu (jak to jest w przypadku innej części), ale sklejenia Kościoła i PiS, i religijnego usprawiedliwiania nadużyć finansowych.

I nie ma co ukrywać, że to w oczach niechętnej PiS-owi części opinii publicznej mu nie służy. Wiece w jego obronie stają się raczej - dla nich - dowodem jego winy, niż argumentem na jego obronę.

Można oczywiście wskazywać, że to błąd, że to, że czyjaś sprawa jest rozgrywana przez jedną ze stron, nie jest argumentem, że tymczasowe aresztowanie nie oznacza uznania winy (bo nie oznacza), i że konieczne jest domniemanie niewinności. I to wszystko jest prawda, ale… po pierwsze prawnicy aresztowanego duchownego robią, od jakiegoś czasu wszystko, by się pod owe polityczne-partyjne narracje podczepić, po drugie zaś sam duchowny się od nich nie odcina (co oczywiście emocjonalnie zrozumiałe, bo akcje te są dla niego wsparciem).

Nie pomaga też w budowaniu wiarygodności polityka adwokatów, którzy w wywiadach przekonują, że to, do czego przyznał się sam duchowny, za co przepraszał, jest fejkiem i kłamstwem mediów. Tak jest w sprawie słynnego salcesonu, którą ksiądz wyjaśniał (można się spierać, czy wiarygodnie czy nie, ale robił to i przepraszał za to), a którą adwokat określił mianem fejku. I naprawdę wystarczyły trzy minuty researchu, żeby sprawdzić, że mecenas mija się z prawdą. To także nie służy wiarygodności obrony.

Paradoksalnie obecna sytuacja nie służy też Kościołowi, który - bez wielkiego entuzjazmu i z pewnym ociąganiem - także podjął decyzję (wyraźnie kontestowaną przez część hierarchów) o przyjęciu narracji PiS w tej sprawie. Hierarchowie, czy rady Episkopatu, ostrożniej szafują porównaniami do księdza Jerzego Popiełuszki, ale mocno odnoszą się do tymczasowego aresztowania.

Problem polega tylko na tym, że osłabiają w ten sposób wiarygodność Kościoła, bowiem gdy Solidarna Polska i PiS wprowadzały zmiany w prawie, które obecnie umożliwiają długotrwałe przetrzymywanie księdza, to Kościół milczał. Wtedy to nie był problem. Milczeniem przykrywano także fakt, że instytucje unijne od lat wskazują, że w naszym kraju nadużywana jest instytucja tymczasowego aresztowania. I o tym także nic nie mówiono, choć tego rodzaju nadużycia niewątpliwie uderzają w prawa człowieka, których bronić powinien także Kościół.

Kluczowa rzecz w sprawie

Kluczowe jest jednak jeszcze co innego. Otóż tak się składa, że sklejenie narracji Kościoła (jego części, bo jednak spora część hierarchów - co im się zresztą zarzuca - milczy w tej sprawie) i PiS, milczące zaakceptowanie wzięcia przez jedną z partii rzekomo niszczonego katolicyzmu na sztandary, wzmacnia poczucie, że wierzący muszą być po jednej ze stron, co niewątpliwie przyspiesza laicyzację, ale także nakręca antykatolickie emocje po nie-prawicowej stronie sceny politycznej.

To, co napisałem, wcale nie oznacza, że uważam, że w sprawie aresztowania księdza Olszewskiego i jego przedłużania "nic się nie stało". To też nie jest prawda. Ta historia po raz kolejny pokazuje, że narzędzie tymczasowego aresztowania jest w Polsce nadużywane, że prokuratura i sądy nie są w stanie wiarygodnie uzasadnić stosowania go, i wreszcie, że - co też nie jest niczym nowym - zbyt często budują wrażenie, że działają w zgodzie z politycznym zapotrzebowaniem (w rytm zmieniającej się władzy).

Nie jest też jasne, dlaczego, choć komputery są już zajęte, dokumentacja zabezpieczona, a jeden z głównych świadków oskarżenia jest już na wolności, ksiądz i dwie urzędniczki nadal przebywają w areszcie. Wydaje się, że kilka długich miesięcy to czas wystarczający do zabezpieczenia śledztwa. Jeśli nie, to słabo to świadczy o prokuraturze.

Można też, nie rozstrzygając o wyroku, jaki kiedyś zapadnie (bądź nie), stwierdzić też, że ksiądz Michał Olszewski jest wciąż - według prawa - osobą niewinną, i że pamiętając o tym zarówno media, jak i przede wszystkim organy ścigania, tak go powinny traktować. Bycie podejrzanym czy nawet oskarżonym nie jest jeszcze dowodem winy, a z pewnością nie zmienia statusu prawnego osoby.

Drugiej stronie - tej, która księdza Michała broni, warto przypomnieć, że ani sutanna, ani nawet dobre intencje (a tych nie odmawiam duchownemu, także dlatego, że go znam) nie chronią przed błędami, i nie mogą być usprawiedliwieniem łamania prawa (jeśli do niego doszło, a to musi być udowodnione przed sądem).

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Opinie
kosciół katolickiwięzieniemichał olszewski
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1130)