Ksiądz zdradza, co robią parafianie podczas kolędy
Ksiądz Janusz Koplewski z parafii św. Kazimierza w Szczecinie od prawie 40 lat chodzi po kolędzie. Wielu parafian chce go jak najlepiej ugościć i zastawiają stół, by poczęstować księdza smakołykami. Duchowny żali się, że go przekarmiają.
W rozmowie z dziennikiem "Fakt" ks. Koplewski opowiada o tym, jak jedna z parafianek zmusiła go do zjedzenia jej smakołyków.
- Ta kobieta mnie zamknęła w domu, bo chciała mnie godnie ugościć, oczywiście z życzliwości. Ten jej stół aż się uginał od pyszności - opowiada duszpasterz.
- Powiedziała: "Ksiądz nie wyjdzie, dopóki każdej potrawy nie spróbuje". Cóż miałem zrobić, zjadłem, ale dla mnie... to był terror. A dla niej to był akt serca. W wielu domach tak jest, że ludzie chcą księdza ugościć, ale w tym jednym przypadku było to drastyczne. Parafianka po prostu nie chciała mnie wypuścić - dodaje.
Zobacz też: Ksiądz został zapytany o kolędę przez internet. Odpowiedział stanowczo
Wielu parafian obdarza księdza słodyczami i owocami na wynos. Trudno mu odmówić, więc - jak relacjonuje - bierze te dary i dzieli się nimi później z potrzebującymi.
Nie zawsze jednak spotkania z wiernymi bywają przyjemne. - Wchodzę do domu, miło wita mnie żona, a mąż siedzi na kanapie tyłem do mnie i czyta gazetę. Wszedłem, witam się, pytam, czy nie przeszkadzam. On na to, że nie i dalej tę gazetę czyta - relacjonuje duszpasterz wizytę u jednej z rodzin w swojej parafii.
Zapomniała, gdzie schowała kopertę
- Pomodliliśmy się z żoną, a po modlitwie pytam: "gdzie pan pracuje?". A on na to: "W domu kultury". Przyznam szczerze, że takiego ładunku chamstwa nigdy w życiu nie doświadczyłem - żali się duchowny.
Ksiądz opowiada także o kopertach, które dostaje podczas wizyt po kolędzie. Jedna trzecia jej zawartości - opowiada "Faktowi" - idzie na kościół, jedna trzecia na kurię, a jedna trzecia jest dla księdza.
- Koperta nie jest obowiązkowa w moim przypadku - mówi w rozmowie z "Faktem" ks. Koplewski i opowiada o starszej pani, której kiedyś taka koperta się zawieruszyła. Schowała ją do książki, ale zapomniała do której.
- Była tym speszona, bo nie mogła znaleźć tej koperty. Powiedziałem, że nie szkodzi, niech po prostu potem da na tacę - wspomina duchowny.
Źródło: "Fakt"