Wzruszająca historia z kolędy. Ksiądz płakał z gospodarzem
- Gospodarz ostrzegł mnie, że może pojawić się żona i zachowywać bardzo dziwnie, ale nie mam się bać - wspomina kapłan wizytę "po kolędzie". Jak opisuje, przed wejściem do domu ministranci ostrzegli go, że nieładnie tam pachnie.
Ksiądz Tadeusz Waśko w "Gościu Niedzielnym" podzielił się wspomnieniem z pewnej wizyty "po kolędzie". Odbyła się ona siedem lat temu, kiedy był wikariuszem w jednej z toruńskiej parafii.
Jak wspomina, przed wejściem do jednego z domów ministranci ostrzegli go, że nieładnie tam pachnie. Księdza to jednak nie zniechęciło. Po wejściu okazało się, że wnętrze domu jest niemal zupełnie puste. Nie było mebli, czy dywanów.
Duchownego przywitał elegancko ubrany mężczyzna. - Ostrzegł mnie, że może pojawić się żona i zachowywać bardzo dziwnie, ale nie mam się bać - wspomina kapłan. Chwilę później rozległ się hałas, a do pokoju weszła kobieta na czworakach. Dziwnie się zachowywała i była ubrana tylko w halkę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gospodarz podzielił się z księdzem historią swojego małżeństwa. Początkowo para wiodła szczęśliwe życie. Wszystko się zmieniło, kiedy usłyszeli diagnozę. Kobieta choruje na zwapnienie mózgu. Lekarze ostrzegli, że stan neurologiczny i psychiczny będzie się pogarszał. Choroba jest nieuleczalna.
- Stworzyłem w domu dla żony bezpieczne miejsce. Kiedy jestem w pracy, zajmują się nią opiekunki. Kiedy wracam, czuwam sam. Nie ma tu wykładzin ani za dużo mebli – żona w niekontrolowany sposób oddaje mocz, gdzie popadnie, stąd ten zapach. I tak tu razem żyjemy. Nie wiem, jak długo pożyje, ale cieszę się, że mieszkamy razem - opowiadał mężczyzna.
"Razem wybuchliśmy płaczem"
Z rozmowy wynikło, że mężczyzna jest w dobrej sytuacji finansowej. Kapłan, wstrząśnięty opowieścią, dopytywał, czemu nie odda kobiety do specjalistycznego domu opieki. Odpowiedź gospodarza była krótka: bo ją kocham.
- Razem wybuchliśmy płaczem. Opowiadał mi o tym, jaką siłę w tej sytuacji znajduje w Bogu, w Jego słowie i na modlitwie. A ja uświadomiłem sobie, że siedzę obok świętego - wspomina ks. Łukasz Waśko.
Źródło: "Gość Niedzielny"