"Po raz pierwszy w RP chowaliśmy tak dobrego człowieka"
Uczestnicy mszy pogrzebowej na krakowskim Rynku, opuszczający plac po tym, gdy zakończyła się w niedzielę ceremonia w Bazylice Mariackiej, mówili, że mieli poczucie uczestnictwa w ważnym i historycznym wydarzeniu.
18.04.2010 | aktual.: 19.04.2010 06:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Mam 22 lata i nie myślę na razie o starości. Ale bycie tu dzisiaj to coś, o czym na pewno będę opowiadać wnukom - powiedziała Marta, studentka z Częstochowy, która przyjechała do Krakowa z grupą przyjaciół.
Także ci, którzy przyjechali na pogrzeb pary prezydenckiej w delegacjach swoich środowisk, np. w pocztach sztandarowych, podkreślali, że do Krakowa przybyli nie z obowiązku, lecz z potrzeby oddania hołdu nie tylko zmarłemu prezydentowi, ale wszystkim ofiarom katastrofy.
- To była nasza gminna inicjatywa. Skrzyknęliśmy się, wynajęliśmy 25-osobowego busa i pokonaliśmy 450 km, aby się tu znaleźć. To taka uroczystość, że uczestniczyć w niej znaczy - być patriotą - powiedział przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych w Uścimowie (Lubelskie), Antoni Sidor, który podczas mszy trzymał flagę swojego związku.
- Po raz pierwszy w Rzeczypospolitej chowaliśmy tak dobrego człowieka - nie tylko prezydenta, ale przede wszystkim człowieka - dobrego, wierzącego, katolika. To było historyczne wydarzenie, które będą pamiętać całe pokolenia - ocenił Sidor.
Ci, którzy obserwowali transmisję z uroczystości pogrzebowych na telebimie na krakowskich Błoniach, wskazywali, że nie ma różnicy, czy w pogrzebie uczestniczy się na Rynku, na Wawelu czy w innym miejscu. Jak mówili, ważne, aby być wśród ludzi i czuć atmosferę wspólnoty.
- Jesteśmy tu, bo chcieliśmy zrobić cokolwiek dla naszego prezydenta. Nie wystarczyło nam iść na jakiś cmentarz i zapalić znicz; chcieliśmy pokazać jakiś znak, by oddać mu cześć - mówiła Sabina Olszak z Nowego Sącza, która przyszła na Błonia z mężem Piotrem i kilkuletnim synem Szymonem.
- Ważne jest bycie między ludźmi, odczuwanie tej atmosfery. Jeśli nasz syn nie będzie tego pamiętać, opowiemy mu po latach; opiszemy nasze uczucia, emocje. Powiemy, dlaczego było dla nas takie ważne, aby być tu, wśród ludzi i przeżywać to wspólnie, a nie tylko przed telewizorem - powiedziała pani Sabina.
Ludzie opuszczający Rynek chcieli mieć jakieś pamiątki z tej uroczystości - pieczołowicie chowali okolicznościowe wydawnictwa, rozdawane na Rynku zdjęcia prezydenckiej pary i książeczkę opisującą przebieg liturgii. Po pogrzebie z tablic ogłoszeniowych i słupów masowo odklejano nekrologi oraz żałobne plakaty ze zdjęciami prezydenta i jego małżonki.