Ktoś porzucił psa w Tatrach. Ratownicy nie pomogli, turyści sprowadzili go sami
Na szczycie Rysów w Tatrach ktoś porzucił w miniony piątek psa. Mimo próśb, instytucje zajmujące się bezpieczeństwem w górach, nie pomogły turystom przy znoszeniu kundelka. Amatorska akcja trwała ponad osiem godzin, ale udało się sprowadzić zwierzę do schroniska.
W piątek rano grupa turystów zobaczyła wystraszonego psa na szczycie Rysów. Chcieli uratować zwierzę i poprosili o pomoc górskich ratowników. Zarówno Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe jak i pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego mieli się nie zainteresować losem zwierzęcia. Ratownicy TOPR argumentowali, że nie mogą wyjść do tego typu akcji ratunkowej, powołując się na istniejące przepisy.
- Nie udało się dodzwonić do TPN. Z jednym panem rozmawiałem chwilę, ale połączenie zostało zerwane. Nie próbował oddzwaniać, nie interesował go los zwierzęcia. W końcu wyładowały się nam telefony - opowiadał "Gazecie Wyborczej" pan Krystian, świadek zdarzenia. - Wszystkim było żal psiaka, ale nikt nic nie robił. Dopiero dwoje ludzi z Akademickiego Klubu Turystycznego "Watra" oraz fotograf podeszli do mnie i zaoferowali, żebyśmy wspólnie spróbowali pomóc zwierzęciu - dodał.
Grupa przypadkowych ludzi na własną rękę podjęła się sprowadzania z gór przerażonego psa. Na stromych odcinkach podawali go z rąk do rąk. Mimo kilku potknięć i poślizgnięć, po ośmiu godzinach pies dotarł do schroniska.
Jednak i tam nie obyło się bez problemów, ponieważ do schroniska w Tatrach nie wolno wprowadzać zwierząt. Ale tę zasadę udało się złamać.
Cała akcja właściwie zakończyła się w sobotę, kiedy psa, którego nazwano "Rysia", odebrali ze schroniska pracownicy TPN.
TOPR odpowiada: zwierzętami zajmuje się TPN
- Nie wiemy, skąd pies wziął się na Rysach, pod czyją był opieką i czy wszedł od strony polskiej czy słowackiej, gdzie szlak jest nieporównanie łatwiejszy, a poruszanie się z psami jest dozwolone (choć jak na razie Tatry Słowackie są zamknięte do 15 czerwca dla ruchu turystycznego) - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Naczelnik zaznacza, że TOPR realizuje ściśle określone zadania związane z ratownictwem górskim, w którym nie są ujęte sprawy ewentualnego sprowadzania zwierząt. - To trochę tak jakby oczekiwać od karetki Pogotowia Ratunkowego w mieście, by wyjeżdżała w celu udzielenia pomocy zwierzętom - komentuje. I dodaje: "zwierzętami, również tymi wprowadzonymi na obszar Tatr, zajmują się służby Tatrzańskiego Parku Narodowego, do których sprawa została przekazana i tam odsyłam po dalsze informacje. Od strony Słowacji odpowiednikiem służb TPN jest TANAP".
Ratownicy zwracają również uwagę, że ogromny ruch turystyczny w okresie długiego weekendu wymagał od skromnej ekipy ratowników dyżurnych skoncentrowania się na ewentualnych działaniach dotyczących osób, które uległy wypadkowi. A interwencji w tym okresie było bardzo dużo.
TPN do czasu publikacji materiału, nie skomentował zdarzenia.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .