Krakowscy ratownicy nie mogą czuć się bezpiecznie. Regularnie są atakowani
Jadąc na ratunek, często sami potrzebują pomocy - dyspozytorzy medyczni, lekarze, pielęgniarki i pozostały personel ratownictwa medycznego, jest regularnie narażony na ataki słowne i fizyczne ze strony pacjentów lub rodziny poszkodowanego.
- Najgorzej jest w weekend, kiedy pomocy potrzebuje pacjent w grupie pijanych znajomych - mówi Wirtualnej Polsce Joanna Sieradzka z Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego. - Alkohol i nerwy to główne przyczyny ataków nie tylko na ratowników, ale cały personel ratownictwa medycznego jest narażony na agresję - dodaje.
Do takich sytuacji dochodzi kilka razy w miesiącu, głównie w okolicach centrum. By zapanować nad agresorem, pracownicy przechodzą kurs samoobrony.
Ale jak relacjonuje Joanna Sieradzka, jeszcze trudniej jest w pracy dyspozytorów.
- Pracownicy nie widzą pacjenta, więc trudno im ocenić sytuację. Przez cały czas są atakowani słownie przez potrzebujących naszego wsparcia lub jego rodzinę. Do tego dochodzi popędzanie i stres, to naprawdę ciężka robota - wspomina.
Napastnikom nie przeszkadza nawet fakt, że atak na zespół ratownictwa medycznego, to atak na funkcjonariusza publicznego za co grozi do 10 lat pozbawienia wolności.
- Jeśli dochodzi do ataku na ratownika lub lekarza, od razu wzywamy policję. Następnie wszystkie sprawy kierujemy do sądu - wspomina Sieradzka.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .