Kpiny z prokuratury. Bohaterowie afery chcieli wyciągnąć dokumenty w swojej sprawie
Trwa śledztwo w sprawie gigantycznych strat w Krajowym Ośrodku Wspierania Rolnictwa w czasach PiS. Były wiceminister rolnictwa Tadeusz Romańczuk, który ma zarzuty w tej sprawie, pojawił się w KOWR ze swoim byłym zwierzchnikiem, a obecnie posłem - Janem Krzysztofem Ardanowskim. Chcieli wydobyć dokumenty związane ze śledztwem. Nie tylko oni. Wcześniej zrobił to Grzegorz P., inny bohater afery.
27.09.2024 | aktual.: 27.09.2024 06:43
Tekst: Szymon Jadczak, Paweł Figurski
170 milionów złotych - tyle wyniosły straty związane z nieprawidłowościami w Krajowym Ośrodku Wspierania Rolnictwa. Chodzi o pieniądze, które trafiły do firmy Eskimos oraz spółdzielni Bielmlek. Śledztwo prowadzi Prokuratura Regionalna w Warszawie.
W skrócie: sprawa Eskimosa dotyczy zlecenia tej firmie bez żadnego przetargu skupu jabłek za 100 milionów złotych, co doprowadziło KOWR do strat i oskarżeń o niegospodarność. Z kolei w przypadku Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek, której długi w pewnym momencie przekroczyły wartość jej majątku, KOWR udzielił gwarancji kredytowych na 30 milionów złotych, żeby ratować upadający podmiot. Skończyło się bankructwem i utopieniem pieniędzy.
W momencie gdy podpisywano te dokumenty, wiceministrem rolnictwa kontrolującym KOWR był Tadeusz Romańczuk, związany od lat z Bielmlekiem. Gdy został senatorem PiS, funkcję prezesa spółdzielni przejęła od niego córka. A pomysł na skup jabłek, który skończył się aferą Eskimosa, wymyślił zwierzchnik Romańczuka, czyli minister Jan Krzysztof Ardanowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Śledztwo trwa już piąty rok. Początkowo nie było pośpiechu. Trudno przesądzić, czy powodem było to, że człowiekiem odpowiedzialnym politycznie za ogromne marnotrawstwo publicznych pieniędzy był Jan Krzysztof Ardanowski, ówczesny minister rolnictwa w rządzie PiS.
Śledczy powoli nabrało wiatru w żagle dopiero wtedy, gdy po buncie w sprawie "piątki Kaczyńskiego" drogi Ardanowskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości zaczęły się rozchodzić. Jesienią 2021 r. Romańczuk musiał zrezygnować z posady wiceministra, a następnie został zatrzymany i z zarzutami trafił na miesiąc do aresztu. Z rządu Mateusza Morawieckiego odszedł też Ardanowski.
W 2023 roku załapał się jeszcze na listę PiS w wyborach do Sejmu. Z partii, w której był od 2001 r., odszedł jednak w lipcu tego roku i zasilił szeregi koła Kukiz’15. Swoją decyzję tłumaczył m.in tym, że "PiS straciło zdolność integrowania prawicy", a "prezes Kaczyński przestał być dla niego punktem odniesienia". W zeszłym tygodniu zarejestrował partię "Wolność i Dobrobyt".
Śledztwo przyspiesza
Po zmianie władzy wydawało się, że prokuratura przyspieszy w sprawie nieprawidłowości w KOWR. W końcu, jak wynika z informacji przekazanych Wirtualnej Polsce przez KOWR oraz Prokuratorię Generalną, łączna suma, którą państwo próbuje odzyskać w następstwie afer Eskimosa i Bielmleku, wynosi 170 mln zł.
Suma niebagatelna - to tyle, ile kosztował np. nowy stadion piłkarski w Płocku, albo tyle, ile Warszawa przeznaczyła właśnie na poprawę bezpieczeństwa na drogach.
I rzeczywiście śledczy przyspieszyli. W marcu 2024 r. w warszawskiej Prokuraturze Regionalnej zarzuty usłyszał Piotr S., były dyrektor generalny KOWR, a od trzech lat społeczny doradca prezydenta Andrzeja Dudy. Uzupełniono też zarzuty Tadeuszowi Romańczukowi o kolejne czyny zabronione.
W lipcu, gdy opisywaliśmy sprawę, Romańczuk w rozmowie z Wirtualną Polską przyznał, że nowy zarzut dotyczy jego działalności związanej z niewłaściwym nadzorem nad KOWR i wynikających z tego podpisanych umów z firmą Eskimos. Były senator musiał wpłacić 100 tys. zł poręczenia majątkowego.
Tego samego dnia do prokuratury był też wezwany podwładny Romańczuka i Ardanowskiego, Grzegorz P. To on został szefem KOWR i podpisywał dokumenty w sprawie Eskimosa i Bielmleku, gdy jego poprzednicy odmówili. Ale Grzegorz P. w prokuraturze się nie stawił. Przedstawił zwolnienie lekarskie.
Gdy napisaliśmy o tym 19 lipca, pracownicy KOWR, a przynajmniej część z nich pracująca w biurowcu przy ul. Karolkowej, musiała być mocno zdziwiona. Bo tydzień wcześniej widzieli swojego byłego szefa Grzegorza P. w pełnym zdrowiu. W siedzibie KOWR. W gabinecie osoby występującej oficjalnie na stronie Ośrodka jako p.o. zastępczyni dyrektora Biura Prawnego i Zamówień Publicznych.
Grzegorz P. prosi o dokumentację i ją dostaje
Z trzech odrębnych źródeł otrzymaliśmy informację, że Grzegorz P. pojawił się w siedzibie KOWR 11 lipca z upominkiem dla wspomnianej urzędniczki. Miał poprosić byłą podwładną o dokumenty, które ta dla niego skserowała. Według naszych rozmówców miały one dotyczyć sprawy Eskimosa. Grzegorz P. wyszedł z KOWR z przygotowanymi dla niego dokumentami.
Sprawą wizyty Grzegorza P. w siedzibie KOWR zajęły się CBA i prokuratura. "W lipcu br. śledczy zabezpieczyli monitoring w siedzibie Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, przesłuchali pracownika Ośrodka, a prokurator powołał biegłego" - przekazał nam zespół prasowy CBA. Według naszych informacji biegły ma zbadać Grzegorza P., czy rzeczywiście jego stan zdrowia uniemożliwia mu stawienie się w prokuraturze.
Z centrali KOWR otrzymaliśmy informację, że urzędniczka, z którą skontaktował się Grzegorz P., o wizycie byłego szefa poinformowała przełożonych już następnego dnia. Przy okazji przekazano nam, że nie była ona wówczas zastępczynią dyrektora biura prawnego, a to, że taka informacja widniała na stronie Ośrodka, wynikało z braku aktualizacji strony. Obecnie kobieta nie pracuje już w KOWR - odeszła za porozumieniem stron.
Według naszych rozmówców tłumaczyła przełożonym, że Grzegorz P. po prostu wszedł do niej z ulicy, spotkanie nie było zaplanowane, a ona nie umiała odmówić byłemu zwierzchnikowi.
Tomasz Pawelec, p.o. zastępcy dyrektora KOWR, przekazał nam też, że w związku z wizytą Grzegorza P. "w KOWR zostały podjęte niezwłocznie czynności mające na celu szczegółowe wyjaśnienie zaistniałej sytuacji i ewentualne ustalenie konieczności wdrożenia dodatkowych rozwiązań organizacyjnych mających na celu minimalizację ewentualnie stwierdzonych nieprawidłowości i ograniczenie ponownego ich wystąpienia".
Dopytywaliśmy, czy wiadomo, co dokładnie Grzegorz P. wyniósł z KOWR. Odpowiedź: "na dzień udzielenia niniejszej odpowiedzi nie zostało jeszcze ostatecznie zakończone ww. wewnętrzne postępowanie wyjaśniające, a co za tym idzie ww. kwestie nie zostały jeszcze rozstrzygnięte".
Romańczuk wchodzi z Ardanowskim. W KOWR szok i niedowierzanie
KOWR ledwie zdążył wysłać materiały związane z wizytą Grzegorza P. do prokuratury i CBA, a urzędnicy już mieli następną wizytę osób zamieszanych w aferę Eskimosa i Bielmleku.
O ile wizyta Grzegorza P. wywołała zdziwienie, to kolejna wywołała u niektórych szok. 11 września na ul. Karolkowej zjawił się poseł i były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w towarzystwie Tadeusza Romańczuka.
Czyli ówczesny przełożony przyprowadził podwładnego, człowieka z zarzutami, do instytucji, której dotyczy obejmujące go śledztwo. I co jeszcze bardziej bulwersujące, Ardanowski na podstawie przepisów o wykonywaniu mandatu posła i senatora zawnioskował o wydanie kopii dokumentacji dotyczącej m.in. afery Eskimosa.
Z politykiem, który przyprowadził podejrzanego w wielkiej aferze, nie chciał się spotkać ani dyrektor generalny, ani jego zastępcy. Ostatecznie wydelegowano prawników.
Jak przekazała nam Joanna Łastowska, p.o. dyrektorki Biura Dyrektora Generalnego, KOWR nie udostępnił wnioskowanej dokumentacji. Wniosek Ardanowskiego jest rozpatrywany.
"Co to pana obchodzi?"
Zapytaliśmy byłego ministra rolnictwa o cel wizyty w KOWR.
- A co to pana obchodzi? Do widzenia - odparł Jan Krzysztof Ardanowski i przerwał rozmowę.
Podobnie zareagował Tadeusz Romańczuk. - A po co to panu? Przyjdzie czas na rozmowę z panem - stwierdził i się rozłączył.
Grzegorz P. nie odpowiedział na nasze pytania, m.in. o to, w jakim celu był z wizytą w KOWR, jaki upominek miał dla urzędniczki i jakie dokumenty od niej otrzymał.
Szymon Jadczak i Paweł Figurski są dziennikarzami Wirtualnej Polski
Napisz do autorów: szymon.jadczak@grupawp.pl, pawel.figurski@grupawp.pl