Koziński: "Porażki Krasnodębskiego i Szydło pokazują podziały w Europie" (Opinia)
Wcale nie jest powiedziane, że Parlament Europejski zatwierdzi Ursulę von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej. Dla Polski relacje w ramach Unii mogą się okazać jeszcze trudniejsze niż dotąd. Problemy czekają polskiego kandydata na eurokomisarza.
11.07.2019 07:37
Wcześniej Zdzisław Krasnodębski, teraz Beata Szydło – oboje przepadli w głosowaniach w Parlamencie Europejskim. Krasnodębski miał zostać wiceszefem PE, ale w ostatniej rundzie głosowań przegrał z posłem niezrzeszonym, Włochem Fabio Castaldo (wybranym do PE z list Ruchu 5 Gwiazd). Z kolei Szydło nie dostała koniecznej liczby głosów poparcia, choć ta funkcja dla niej – zgodnie z regułami współpracy w PE – była właściwie pewna.
To dopiero zapowiedź tego, co nas czeka w ciągu najbliższych pięciu lat – bo wygląda na to, że to może być najbardziej burzliwa kadencja w europarlamencie, odkąd Polska jest członkiem Unii. Jak bardzo? Odpowiedź poznamy w przyszłym tygodniu, gdy głosowana będzie kandydatura Ursuli von der Leyen.
Zagmatwane perspektywy
Kandydatka na przewodniczącą Komisji Europejskiej spędziła ostatnie dni w europarlamencie, szukając poparcia. Jej cel – zdobyć co najmniej 375 głosów w głosowaniu w najbliższy wtorek. Szanse na to? Póki co perspektywy są mocno zagmatwane.
Zieloni już zapowiedzieli, że jej nie poprą. Nosem kręci niemieckie SPD. U innych grup i partii też nie wzbudza ona większego zachwytu. Nawet we własnej frakcji, Europejskiej Partii Ludowej, nie wszyscy stoją za nią – bo wskazanym przez nich kandydatem był Manfred Weber.
Generalnie europosłowie czują żal, bo na szczycie Rady Europejskiej, gdzie decydowano o obsadzie najważniejszych stanowisk, przepadły ich propozycje obsady głównych funkcji w PE. Odrzucono Webera, a także kandydatkę liberałów Margrethe Vestager.
Długo wydawało się, że szefem Komisji zostanie wskazany przez socjalistów Frans Timmermans, którego wspierała Angela Merkel – ale i on ostatecznie został zablokowany, przy wydatnym udziale Polski. Ostatecznie kompromisową kandydaturą okazała się von der Leyen.
Jej nazwisko na szczycie – według doniesień – zaproponował Emmanuel Macron. Szybko przekonał do niej Merkel. W sytuacji, gdy kraje Grupy Wyszehradzkiej też chętnie ją poparły, pozostawało tylko skruszyć opór socjalistów, broniących kandydatury Timmermansa. Skutecznie.
Teraz spory z Rady Europejskiej przełożyły się na Parlament Europejski. Z jedną różnicą. O ile Mateusz Morawiecki w Radzie mógł liczyć na bliski sojusz innych państw Grupy Wyszehradzkiej oraz na współpracę Włoch, to europosłowie PiS takiego oparcia nie mają. W efekcie przepadły kandydatury Szydło i Timmermansa.
Wypychanie Europy Środkowej
Polscy europosłowie już sygnalizują, że wcale nie muszą poprzeć von der Leyen. Czują się oszukani brakiem poparcia dla Szydło i Krasnodębskiego. Pojawiają się sugestie, że była premier na stanowiska szefowej komisji w europarlamencie zostanie zgłoszona raz jeszcze - i od wyniku głosowania PiS uzależni swoje poparcie dla kandydatki na szefową Komisji.
Pamiętając, że swoje zastrzeżenia wobec von der Leyen zgłaszają także socjaliści, Zieloni, a także część EPL, naprawdę nie ma pewności, że uda się zebrać konieczną większość dla jej poparcia. Tym bardziej, że głosowanie jest tajne.
Na to jeszcze nakłada się bardzo agresywne zachowanie dawnej frakcji liberalnej, która po połączeniu z europosłami Macrona nazywa się Odnówmy Europę. To oni przede wszystkim stali za odrzuceniem Krasnodębskiego i Szydło. To oni doprowadzili do tego, że przy obsadzie funkcji w nowym PE, zdecydowaną większość dostali europosłowie ze starej Europy – nasz region (konkretnie Rumunia) otrzymał zaledwie kierowanie jedną komisją.
Nakładając na to wyniki szczytu Rady, na którym wszystkie najważniejsze stanowiska w Unii przyznano kandydatom z Europy Zachodniej, wyraźnie widać, jaki pomysł Francuzi Macrona mają na Unię: dążą do marginalizacji nowych krajów członkowskich. I są skłonni to robić brutalnie, z pogwałceniem dotychczas istniejących reguł funkcjonowania europejskich instytucji.
Dlatego nawet jeśli – w bólach – uda się przeforsować kandydaturę von der Leyen, to i tak należy się przygotować na to, że Polska, Węgry i pozostałe kraje naszego regionu będą na forum UE pod ciągłym atakiem. Wyraźnie przestały się one wpisywać we francuską wizję Unii, a grupa Odnówmy Europę będzie o tym przypominać na każdym kroku.
Już widać, że proponowana przez nią odnowa ma polegać na zamknięciu się w kręgu państw, które wspólnotę europejską zakładały. Dla innych nie ma tam miejsca.
Póki co jedynym pomysłem na obronę naszej pozycji w UE jest współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Problem w tym, że funkcjonuje ona tylko na poziomie Rady Europejskiej. Mateusz Morawiecki włożył dużo energii w skonsolidowanie grupy, ale w efekcie udało się zablokować kandydaturę Timmermansa.
Podobnej współpracy nie ma na forum europarlamentu. Inne formaty też nie funkcjonują. Przy agresywnym zachowaniu Odnówmy Europę polscy europosłowie okazują się być na razie bezradni. Zwiastuje to poważne problemy przy zatwierdzaniu polskiego członka Komisji Europejskiej.